Adopcja, która zmieniła wszystko: Tajemnica mojego syna
Zacznę od końca, bo właśnie wtedy świat przestał mieć sens. Siedziałem na podłodze w kuchni, w rękach ściskałem kopertę z wynikiem testu DNA. Wokół mnie panował bałagan – rozlane mleko, porzucone zabawki, niedojedzona kanapka z szynką. A ja płakałem. Płakałem jak dziecko, bo właśnie dowiedziałem się, że adoptowany syn mojej byłej żony jest… moim własnym dzieckiem.
Mam na imię Artur. Mam 38 lat i przez większość życia byłem przekonany, że jestem przeciętnym facetem z przeciętnymi problemami. Pracowałem jako informatyk w jednej z warszawskich korporacji, miałem mieszkanie na Bemowie i kota o imieniu Felek. Wszystko zmieniło się sześć lat temu, kiedy rozstałem się z Magdą.
Magda była moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach, zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Była piękna, inteligentna, miała w sobie coś nieuchwytnego, co sprawiało, że świat wokół niej nabierał kolorów. Przez cztery lata byliśmy nierozłączni. Potem zaczęły się kłótnie – o pieniądze, o przyszłość, o dzieci. Ja chciałem stabilizacji i spokoju, ona marzyła o podróżach i karierze. W końcu Magda odeszła do innego – do Pawła, faceta z pieniędzmi i własną firmą budowlaną.
Przez długi czas nie mogłem się pozbierać. Zaszyłem się w pracy, odciąłem od znajomych. Moja matka powtarzała: „Artur, życie toczy się dalej”, ale ja nie chciałem słuchać. Dopiero po dwóch latach zacząłem powoli wracać do siebie. Zacząłem biegać po Lesie Bemowskim, zapisałem się na kurs gotowania i nawet poznałem kilka nowych osób. Ale Magda zawsze była gdzieś z tyłu głowy.
Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego wieczoru. Zadzwoniła do mnie siostra Magdy – Aneta. Jej głos był roztrzęsiony:
– Artur… Stało się coś strasznego. Magda… Magda nie żyje.
Poczułem, jakby ktoś wyciągnął mi podłogę spod nóg. Okazało się, że Paweł – ten jej nowy mąż – znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie. Podczas jednej z awantur Magda spadła ze schodów. Zginęła na miejscu.
Został po niej mały chłopiec – Olek. Sześcioletni chłopiec z wielkimi oczami i burzą ciemnych włosów. Paweł trafił do aresztu, a Olek miał trafić do domu dziecka.
Nie mogłem na to pozwolić. Nie wiem dlaczego – może z poczucia winy, może z miłości do Magdy – ale natychmiast zadzwoniłem do sądu rodzinnego i zgłosiłem chęć adopcji Olka. Wiedziałem tylko tyle, że chłopiec nie miał nikogo poza mną i Anetą, a ona sama była w trakcie rozwodu i nie miała warunków na opiekę nad dzieckiem.
Pierwsze spotkanie z Olkiem było jak cios w brzuch. Siedział skulony na łóżku w pogotowiu opiekuńczym, ściskał pluszowego misia i patrzył na mnie z takim lękiem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem u dziecka.
– Cześć Olek – powiedziałem cicho. – Jestem Artur… Znasz mnie trochę z opowieści mamy.
Chłopiec nie odpowiedział. Przez kilka minut siedzieliśmy w milczeniu. Potem zapytałem:
– Lubisz Lego?
Skinął głową.
– To może kiedyś razem coś zbudujemy?
Nie odpowiedział, ale przez chwilę spojrzał na mnie spod rzęs.
Adopcja nie była łatwa. Musiałem przejść przez całą biurokratyczną machinę: wywiady środowiskowe, badania psychologiczne, wizyty kuratora. Moja matka była przeciwna:
– Artur, to nie twoje dziecko! Po co ci taki ciężar?
Ale ja wiedziałem swoje. Po kilku miesiącach Olek zamieszkał ze mną na Bemowie. Pierwsze tygodnie były trudne – płakał nocami, bał się zostawać sam w pokoju, nie chciał jeść obiadu jeśli nie siedziałem obok niego przy stole.
Z czasem zaczęliśmy się dogadywać. Chodziliśmy razem na spacery po parku Górczewska, budowaliśmy zamki z Lego, oglądaliśmy bajki o superbohaterach. Olek powoli otwierał się przede mną.
Pewnego dnia podczas obiadu zapytał:
– Artur… a ty będziesz moim tatą?
Zatkało mnie.
– Jeśli tylko będziesz chciał…
Uśmiechnął się pierwszy raz od miesięcy.
Minął rok i Olek stał się częścią mojego życia tak naturalnie, jakby był ze mną od zawsze. Nawet Felek go zaakceptował i spał mu na poduszce.
Wszystko wydawało się układać aż do pewnej rodzinnej imprezy u mojej kuzynki w Piasecznie. Siedzieliśmy przy stole z Olkiem i moim kuzynem Tomkiem.
– Artur… Ty wiesz, że ten mały jest do ciebie podobny jak dwie krople wody? – rzucił Tomek pół żartem.
– Daj spokój – machnąłem ręką.
– Serio! Te same oczy, ten sam nos…
Zaczęli się śmiać, ale mnie coś tknęło. Przez całą drogę powrotną patrzyłem na Olka w lusterku samochodu i widziałem… siebie sprzed lat.
Nie dawało mi to spokoju przez kolejne tygodnie. Zacząłem przeglądać stare zdjęcia Magdy z czasów naszego związku i porównywać je ze zdjęciami Olka. Im dłużej patrzyłem, tym bardziej byłem przekonany, że coś tu nie gra.
W końcu zebrałem się na odwagę i zrobiłem test DNA – po cichu, bez słowa komukolwiek.
Kiedy przyszły wyniki… świat mi się zawalił i narodził na nowo jednocześnie.
Olek był moim synem.
Przez kilka dni chodziłem jak zombie. Nie wiedziałem co robić – powiedzieć mu? Powiedzieć rodzinie? A może zostawić wszystko tak jak jest?
W końcu zadzwoniła do mnie Aneta:
– Artur… wszystko w porządku? Ostatnio jesteś jakiś nieobecny.
– Muszę ci coś powiedzieć – wyjąkałem i opowiedziałem jej wszystko.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Wiedziałam… – szepnęła w końcu Aneta. – Magda kiedyś mi powiedziała, że nie jest pewna kto jest ojcem Olka… Ale potem wyszła za Pawła i uznała, że lepiej będzie milczeć.
Poczułem gniew i żal jednocześnie – do Magdy za tajemnicę, do siebie za ślepotę przez tyle lat.
Postanowiłem powiedzieć Olkowi prawdę dopiero wtedy, gdy będzie gotowy ją usłyszeć. Na razie był szczęśliwy – miał dom, miał mnie i miał poczucie bezpieczeństwa pierwszy raz w życiu.
Ale rodzina nie dała mi spokoju. Moja matka była wściekła:
– To niemożliwe! Magda by ci powiedziała!
– Mamo… mam dowód czarno na białym.
– I co teraz? Chcesz go wychowywać sam?
– Tak… Bo to mój syn.
Przez kilka miesięcy nie rozmawialiśmy ze sobą prawie wcale. Dopiero kiedy zobaczyła nas razem na spacerze – jak Olek trzyma mnie za rękę i śmieje się do słońca – coś w niej pękło.
– On naprawdę jest twoim synem…
– Tak mamo.
– Przepraszam…
Dziś minęły dwa lata od tamtego dnia. Olek wie już prawdę – powiedziałem mu podczas jednej z naszych rozmów wieczornych przy herbacie malinowej:
– Olek… jesteś moim synem nie tylko z serca… ale też naprawdę.
Patrzył na mnie długo bez słowa.
– To dobrze… Bo ja zawsze chciałem mieć tatę takiego jak ty.
Czasami myślę o Magdzie – czy gdyby żyła, powiedziałaby mi prawdę? Czy wybrałaby inaczej? Czy można naprawić błędy przeszłości?
Może życie daje nam drugą szansę wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy? Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć taką tajemnicę? Jak postąpilibyście na moim miejscu?