Mam dość siostry mojego męża: Każdy weekend spędza u nas w domu

– Znowu ona? – mruknęłam pod nosem, słysząc dźwięk domofonu w sobotnie przedpołudnie. Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem, jakby moje zmęczenie było czymś nieuzasadnionym. – To tylko Magda, przecież wiesz, że nie ma nikogo poza nami – powiedział, jakby to miało wszystko tłumaczyć.

Magda. Jego młodsza siostra. Od piętnastu lat, odkąd jestem żoną Pawła, jej obecność w naszym życiu jest nieustanna, przytłaczająca, wszechobecna. Każdy weekend – bez wyjątku – Magda pojawia się w naszym mieszkaniu z torbą pełną prania, naręczem problemów i oczekiwaniem, że będziemy jej rodziną zastępczą. Przez lata próbowałam być wyrozumiała. Wiem, że ich rodzice zmarli młodo, a Paweł czuje się za nią odpowiedzialny. Ale ile można?

Weszła do kuchni, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Cześć, szwagierko! – rzuciła z uśmiechem, rozkładając się na moim ulubionym fotelu. – Ale masz tu bałagan, nie miałaś czasu posprzątać? – dodała z przekąsem. Zacisnęłam zęby. Paweł już parzył jej kawę, jakby był jej osobistym kelnerem.

– Magda, może tym razem zostaniesz tylko na chwilę? Mamy z Pawłem plany na wieczór – próbowałam delikatnie zasugerować.

– Ojej, przeszkadzam wam? – zrobiła minę niewiniątka. – Przecież zawsze mogę spać na kanapie, nie będę wam przeszkadzać! – powiedziała głośno, zupełnie ignorując moje słowa.

Paweł spojrzał na mnie błagalnie. Wiedziałam, co chce powiedzieć: „Daj jej spokój, ona nie ma nikogo”. Ale ja też mam prawo do swojego domu! Do ciszy! Do weekendu bez jej narzekań na pracę, facetów i życie!

Przez lata próbowałam rozmawiać z Pawłem. Raz nawet postawiłam sprawę jasno: – Albo ona przestanie tu przychodzić co weekend, albo ja zwariuję! – wykrzyczałam mu w twarz po kolejnej awanturze o to, że Magda zajęła moją łazienkę na godzinę.

– Przesadzasz! To moja siostra! Nie rozumiesz? – krzyczał wtedy Paweł.

Nie rozumiem? A może to on nie rozumie mnie? Nasze małżeństwo zaczęło się kruszyć pod ciężarem tej trzeciej osoby. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto wyniesie śmieci, kto zrobi zakupy, kto posprząta po Magdzie. Każdy weekend zamieniał się w pole minowe.

Najgorsze były święta. Magda potrafiła przyjechać już w piątek i zostać do poniedziałku. Zawsze miała wymówkę: „Nie chcę być sama”, „U mnie w bloku robią remont”, „Źle się czuję”. A Paweł zawsze ją przyjmował z otwartymi ramionami.

Pewnego razu usłyszałam ich rozmowę przez przypadek. Magda płakała w kuchni:

– Paweł, ona mnie nie lubi… Czuję się tu jak intruz…

– Nie mów tak. Jesteś moją rodziną. Zawsze będziesz tu mile widziana – odpowiedział cicho.

Poczułam się winna. Może rzeczywiście jestem potworem? Może powinnam być bardziej wyrozumiała? Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te chwile, kiedy Magda krytykowała moje gotowanie, wyśmiewała moje pomysły na wakacje albo sugerowała Pawłowi, że powinniśmy mieć dzieci (choć wiedziała o moich problemach zdrowotnych).

W pewną sobotę wybuchłam. Po prostu nie wytrzymałam:

– Magda, czy ty naprawdę nie widzisz, że rozwalasz nam życie? Że nie jesteśmy już rodziną tylko twoim hotelem?

Zamilkła. Paweł patrzył na mnie z niedowierzaniem.

– Przesadzasz… – zaczął.

– Nie! To ty przesadzasz! Od piętnastu lat nie mieliśmy ani jednego weekendu dla siebie! Czy to jest normalne?!

Magda wybiegła z mieszkania ze łzami w oczach. Paweł zamknął się w sypialni. Ja zostałam sama w kuchni i płakałam nad zimną kawą.

Przez kolejne dni panowała cisza. Paweł był chłodny i zdystansowany. Magda nie dzwoniła. W końcu przyszedł do mnie wieczorem:

– Wiesz… Może rzeczywiście przesadziliśmy. Ale ona naprawdę nie ma nikogo…

– A ja? Ja też jestem twoją rodziną…

Nie odpowiedział.

Od tamtej pory Magda przychodzi rzadziej. Ale coś między mną a Pawłem pękło. Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy on kiedykolwiek wybierze mnie? Czy zawsze będę tą drugą?

Czy można kochać kogoś i jednocześnie czuć do niego żal? Czy rodzina to zawsze wsparcie… czy czasem przekleństwo?