Dzień, w którym moje zaufanie rozbiło się razem z samochodem – czy rodzina jest ważniejsza niż sprawiedliwość?
– Ola, musisz natychmiast wrócić do domu – głos mamy drżał przez telefon, a ja poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Stałam na przystanku autobusowym, czekając na autobus do pracy, kiedy usłyszałam te słowa. – Co się stało? – zapytałam, czując narastający niepokój. – To Bartek… Twój samochód… On… – Mama urwała, a ja już wiedziałam, że coś jest nie tak.
Wbiegłam do mieszkania jak burza. Bartek siedział na kanapie, blady jak ściana, a mama chodziła w tę i z powrotem po pokoju. – Ola, przepraszam… – zaczął Bartek, ale nie pozwoliłam mu dokończyć. – Gdzie jest mój samochód? – krzyknęłam. Mama próbowała mnie uspokoić: – Najważniejsze, że nic mu się nie stało! To tylko blacha…
Tylko blacha? To był mój pierwszy samochód, kupiony za własne pieniądze po latach oszczędzania i pracy w weekendy. Był dla mnie symbolem niezależności i dorosłości. Oddałam Bartkowi kluczyki, bo mama mnie poprosiła. „Niech się przejedzie, przecież to tylko kawałek do sklepu” – mówiła. Zgodziłam się, bo ufałam im obu.
Bartek spuścił głowę. – Wybiegł mi pies na drogę… Chciałem go ominąć i wjechałem w słup. Przepraszam, naprawdę…
Poczułam łzy napływające do oczu. – I co teraz? Kto za to zapłaci? – spytałam przez zaciśnięte zęby. Bartek spojrzał na mnie błagalnie: – Oddam ci wszystko, obiecuję! Tylko daj mi trochę czasu…
Mama stanęła między nami jak sędzia. – Ola, nie przesadzaj! To tylko samochód! Bartek jest twoim bratem! Powinnaś być szczęśliwa, że nic mu się nie stało!
Zatkało mnie. Czy naprawdę moje uczucia się nie liczą? Czy zawsze muszę być tą rozsądną, która wszystko rozumie i wybacza?
Wieczorem zamknęłam się w swoim pokoju. Słyszałam przez ścianę ciche rozmowy mamy i Bartka. Mama szeptała: „Nie martw się, Ola się uspokoi”. A ja czułam się coraz bardziej samotna.
Następnego dnia poszłam zobaczyć samochód na parkingu pod blokiem. Przedni zderzak wisiał smętnie, reflektor rozbity, maska wgnieciona. Dotknęłam karoserii i poczułam ból, jakby ktoś uderzył mnie w serce.
Bartek podszedł nieśmiało. – Ola… Ja naprawdę oddam ci pieniądze. Zacznę pracować u wujka w warsztacie od przyszłego tygodnia. Proszę, nie bądź na mnie zła…
Spojrzałam na niego długo. Był moim młodszym bratem, zawsze go chroniłam. Ale tym razem to ja potrzebowałam wsparcia.
– Nie chodzi tylko o pieniądze – powiedziałam cicho. – Chodzi o to, że zaufałam ci. Że zaufałam wam obojgu.
Bartek spuścił wzrok. Mama weszła do garażu i od razu zaczęła: – Ola, przestań już robić z tego tragedię! Każdemu może się zdarzyć wypadek! Bartek jest młody, uczy się! Ty też kiedyś popełniałaś błędy!
– Ale nigdy nie rozbiłam niczyjego samochodu! – wybuchłam.
Mama pokręciła głową z dezaprobatą. – Jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie!
Poczułam się zdradzona przez własną matkę. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć moje rozczarowanie?
Przez kolejne dni atmosfera w domu była gęsta jak mgła nad Wisłą o świcie. Unikaliśmy siebie nawzajem, rozmowy ograniczały się do minimum.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka zapytała: – Coś się stało? Wyglądasz na przybitą.
Opowiedziałam jej wszystko. Kiwała głową ze zrozumieniem: – Z rodziną najtrudniej rozmawiać o pieniądzach i zaufaniu…
Wieczorem Bartek zostawił mi na biurku kartkę: „Ola, przepraszam jeszcze raz. Wiem, że zawiodłem twoje zaufanie. Postaram się to naprawić”.
Przeczytałam ją kilka razy i poczułam ukłucie żalu. Przecież to mój brat… Ale czy wybaczenie wystarczy?
Mama próbowała mnie przekonać do rozmowy przy kolacji: – Ola, życie jest za krótkie na gniewanie się o rzeczy materialne!
– To nie rzeczy są ważne, tylko to, jak traktujemy siebie nawzajem – odpowiedziałam.
Bartek zaczął pracować u wujka i co tydzień oddawał mi część pieniędzy na naprawę auta. Ale coś między nami pękło.
Czasem patrzę na niego i widzę już nie beztroskiego chłopaka, ale kogoś obcego. A mama? Nadal uważa, że przesadzam.
Często zastanawiam się wieczorami: czy można odbudować zaufanie po takim zawiedzeniu? Czy rodzina zawsze powinna być ważniejsza niż sprawiedliwość?
Może wy mi powiecie: czy wybaczenie naprawdę wystarczy, by posklejać to, co zostało rozbite?