Tajemnicza teściowa: konflikt o czas i nieoczekiwane wizyty

— Weronika, czemu nie odbierasz telefonu?! — głos Danuty Kazimierczak rozbrzmiał w korytarzu zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. Stała w progu, z rękami na biodrach, a jej spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Zanim odpowiedziałam, poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Nie spodziewałam się jej tutaj, nie dziś, nie teraz.

Przyjechałam na wieś odwiedzić mojego męża, Pawła. Ostatnio rzadko się widywaliśmy — on dużo pracował w gospodarstwie rodziców, ja w mieście miałam własne obowiązki. Chciałam spędzić z nim trochę czasu, porozmawiać, może nawet wyjść na spacer po lesie. Ale już od progu czułam, że ten weekend nie będzie taki, jak sobie wymarzyłam.

Danuta zawsze była kobietą z charakterem. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że ma swoje zdanie na każdy temat i nie boi się go wyrażać. Ale tym razem jej obecność była jak burza — nagła, gwałtowna i nie do przewidzenia. — Myślałam, że przyjedziesz jutro — powiedziałam cicho, próbując ukryć rozczarowanie.

— A ja myślałam, że będziesz bardziej odpowiedzialna! — odparła ostro. — Paweł potrzebuje pomocy w polu, a ty siedzisz w mieście i nawet nie zadzwonisz! — Jej słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać.

Paweł wyszedł z kuchni, słysząc podniesione głosy. — Mamo, spokojnie. Weronika miała ciężki tydzień w pracy. Chciałem, żeby trochę odpoczęła.

Danuta spojrzała na niego z wyrzutem. — Odpoczynek? A kto nam pomoże przy sianokosach? Ty sam wszystkiego nie zrobisz! — Jej głos był coraz głośniejszy.

Poczułam się jak intruz we własnym życiu. Przecież chciałam tylko spędzić czas z mężem. Zamiast tego musiałam tłumaczyć się z każdej minuty swojego czasu. — Mogę pomóc — powiedziałam cicho, choć wcale nie miałam na to ochoty.

Danuta tylko prychnęła i wyszła na podwórko. Paweł spojrzał na mnie przepraszająco. — Przepraszam, ona ostatnio jest bardzo spięta. Tata choruje, wszystko jest na jej głowie.

Wiedziałam o tym. Ale czy to znaczyło, że moje potrzeby się nie liczą? Wieczorem siedzieliśmy w kuchni przy herbacie. Danuta krzątała się po domu, co chwilę rzucając kąśliwe uwagi: — Weronika, może byś w końcu coś zrobiła? Albo: — W mieście to pewnie tylko kawki i ploteczki, a tu trzeba ręce ubrudzić!

Czułam narastającą frustrację. Próbowałam rozmawiać z Pawłem, ale on tylko wzruszał ramionami: — Taka już jest mama. Musisz się przyzwyczaić.

Ale ja nie chciałam się przyzwyczajać. Chciałam być partnerką, a nie darmową siłą roboczą. Następnego dnia rano obudził mnie hałas w kuchni. Danuta już od świtu gotowała obiad dla całej rodziny. Weszłam do kuchni i usłyszałam rozmowę przez telefon:

— Tak, Halinko, ona tu jest… No niby pomaga, ale wiesz jak to jest z tymi z miasta… — Danuta spojrzała na mnie wymownie i zakończyła rozmowę.

Zacisnęłam pięści. — Mamo, mogę ci jakoś pomóc? — zapytałam przez zaciśnięte zęby.

— Możesz obrać ziemniaki — rzuciła bez entuzjazmu.

Obierałam ziemniaki w milczeniu, czując jak narasta we mnie bunt. Czy naprawdę muszę udowadniać swoją wartość? Czy zawsze będę tą gorszą, bo nie wychowałam się na wsi?

Po południu Paweł zaproponował spacer nad rzekę. Ucieszyłam się — może wreszcie będziemy mogli porozmawiać bez świadków. Ale kiedy tylko wyszliśmy za bramę, usłyszeliśmy za sobą głos Danuty:

— Paweł! A kto mi pomoże przy obiedzie?!

Paweł spojrzał na mnie bezradnie. — Może pójdziemy później?

Wróciliśmy do domu. Cały dzień minął pod znakiem pracy i pretensji. Wieczorem usiadłam na ławce przed domem i rozpłakałam się jak dziecko. Przysiadł się do mnie teść, pan Kazimierz.

— Weroniko… Danuta zawsze była uparta. Ale ona cię lubi, tylko nie umie tego okazać.

— Nie wiem już, co mam robić… Czuję się tu obca.

Kazimierz poklepał mnie po ramieniu. — Daj jej czas. I sobie też.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o swoim życiu, o tym jak bardzo różnimy się z Danutą i czy kiedykolwiek znajdziemy wspólny język. Rano postanowiłam porozmawiać z nią szczerze.

— Mamo… Chciałabym z tobą porozmawiać — zaczęłam niepewnie.

Danuta spojrzała na mnie podejrzliwie. — O czym?

— O nas. O tym, jak się tu czuję… Chciałabym być częścią tej rodziny, ale czasem mam wrażenie, że nigdy nie będę wystarczająco dobra.

Przez chwilę milczała. Potem usiadła naprzeciwko mnie i westchnęła ciężko.

— Wiesz… Ja też mam czasem dość wszystkiego. Boję się o Kazika, o Pawła… Boję się zostać sama ze wszystkim.

Spojrzałyśmy na siebie inaczej niż zwykle — jak dwie kobiety zmęczone życiem, które próbują znaleźć wspólny język.

Nie rozwiązałyśmy wszystkich problemów tego dnia. Ale pierwszy raz poczułam, że może jest dla nas jakaś szansa.

Dziś zastanawiam się: czy naprawdę trzeba poświęcać siebie dla innych? Czy można znaleźć równowagę między własnym szczęściem a oczekiwaniami rodziny? Może każda z nas powinna nauczyć się mówić o swoich potrzebach głośniej…