Głos, który został mi po tobie: Jak walczyłam o pamięć mojego męża na dworcu PKP w Radomiu
— Proszę pani, nie możemy przywrócić starego nagrania. To decyzja centrali — powiedział młody dyżurny ruchu, nawet nie patrząc mi w oczy. Stałam przed okienkiem na dworcu PKP w Radomiu, ściskając w dłoni list, który napisałam do dyrekcji. W środku czułam się jak dziecko, któremu zabrano ostatnią zabawkę po ukochanym ojcu. Ale to nie była zabawka. To był głos mojego męża.
Piotr przez dwadzieścia lat zapowiadał pociągi. Jego ciepły, spokojny ton znał każdy podróżny. Nawet po śmierci — nagłej, bezsensownej, bo serce nie wybiera — chodziłam na dworzec tylko po to, by usłyszeć: „Pociąg osobowy z Warszawy Wschodniej wjeżdża na tor drugi przy peronie pierwszym”. To było jak dotyk jego dłoni na moim ramieniu, jak zapach kawy o poranku. Gdy pewnego dnia usłyszałam obcy, metaliczny głos kobiety, coś we mnie pękło.
— Mamo, musisz się pogodzić — mówiła mi córka, Ania. — Tata nie wróci. To tylko nagranie.
Ale dla mnie to nie było „tylko nagranie”. To była kotwica. Bez niej dryfowałam w pustce. Próbowałam tłumaczyć Ani, że nie chodzi o rozpamiętywanie przeszłości, tylko o pamięć. O to, by Piotr istniał jeszcze choćby w tej jednej chwili dla kogoś poza mną.
Zaczęłam pisać pisma do PKP. Najpierw do kierownika stacji, potem do Warszawy. Odpowiedzi były lakoniczne: „Zmiana systemu zapowiedzi”, „Ujednolicenie standardów”, „Brak możliwości technicznych”.
W domu czułam się coraz bardziej obca. Ania wracała późno z pracy, jej mąż Michał patrzył na mnie z litością. Wnuczka Zosia pytała: — Babciu, czemu jesteś smutna?
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć siedmiolatce, że czasem człowiek tęskni tak bardzo, że aż boli go ciało?
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z Anią.
— Mamo, musisz zacząć żyć swoim życiem — powiedziała stanowczo. — Może znajdziesz sobie jakieś zajęcie? Klub seniora? Kurs komputerowy?
— Nie rozumiesz — odpowiedziałam cicho. — Ja nie chcę nowego życia. Chcę jeszcze choć raz usłyszeć tatę.
Ania westchnęła i wyszła do kuchni. Zostałam sama z ciszą.
Następnego dnia poszłam na dworzec znowu. Usiadłam na ławce i patrzyłam na ludzi spieszących się do pociągów. Przysiadł się do mnie starszy pan w berecie.
— Pani też czeka na kogoś? — zapytał.
— Tak… i nie — odpowiedziałam wymijająco.
Opowiedziałam mu o Piotrze. Słuchał uważnie.
— Wie pani… Moja żona była nauczycielką. Po jej śmierci długo chodziłem pod szkołę tylko po to, żeby zobaczyć dzieciaki wybiegające na przerwę. To pomagało — powiedział cicho.
Zrozumiałam wtedy, że nie jestem sama w tej pustce.
Wieczorem zadzwonił telefon.
— Dzień dobry, tu Tomasz Nowak z radomskiej redakcji „Echa Dnia”. Słyszałem o pani sprawie. Czy moglibyśmy się spotkać?
Zgodziłam się bez namysłu. Spotkaliśmy się w kawiarni naprzeciw dworca. Opowiedziałam mu wszystko: o Piotrze, o głosie, o tym jak bardzo boli mnie jego brak.
— To piękna historia i ważny temat — powiedział dziennikarz. — Może jeśli nagłośnimy sprawę, PKP zmieni zdanie?
Artykuł ukazał się tydzień później. Pod nim pojawiły się setki komentarzy: jedni mnie rozumieli, inni wyśmiewali („Stara baba nie ma co robić”). Ale odezwały się też inne wdowy i wdowcy, którzy tęsknią za głosem ukochanych.
Po kilku dniach zadzwonił telefon z PKP.
— Pani Mario, możemy udostępnić pani kopię nagrania męża do użytku prywatnego — powiedział urzędnik chłodnym tonem.
To nie było to samo co usłyszeć Piotra na dworcu, ale przynajmniej mogłam odtworzyć jego głos w domu. Wieczorem puściłam nagranie Ani i Zosi.
— To dziwne uczucie — powiedziała Ania ze łzami w oczach. — Tak dawno go nie słyszałam…
Zosia przytuliła się do mnie.
— Babciu, tata mówił tak samo ciepło jak ty.
Od tamtej pory codziennie rano odtwarzam sobie Piotra przy śniadaniu. Czasem zamykam oczy i wyobrażam sobie, że siedzi obok mnie przy stole.
Wiem, że nie wróci. Ale wiem też, że pamięć o nim żyje we mnie i w tych kilku sekundach nagrania.
Czasem myślę: czy naprawdę musimy godzić się na to, by technologia wymazywała ślady po tych, których kochaliśmy? Czy nie mamy prawa walczyć o ich obecność choćby w tak drobnych rzeczach jak głos na dworcu?
A wy? Czy też macie coś lub kogoś, za czym tęsknicie tak bardzo, że gotowi bylibyście walczyć o najmniejszy ślad po nim?