Czy bogactwo matki mojego byłego powinno rozwiązać moje problemy?
— Naprawdę nie możesz sobie pozwolić na lepsze mleko dla dziecka? — usłyszałam za plecami głos, który od razu rozpoznałam. Stała tam ona, pani Barbara, matka mojego byłego męża, z koszykiem pełnym drogich produktów. Nawet nie patrzyła na ceny, po prostu wrzucała do wózka kolejne rzeczy: łosoś, włoskie sery, ekologiczne owoce. Przez chwilę poczułam się jak ktoś z innego świata. Ja liczyłam każdy grosz, ona żyła tak, jakby pieniądze nie miały znaczenia.
Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do niej. — Robię, co mogę — odpowiedziałam cicho, czując jak w gardle rośnie mi gula. Mój synek, Michałek, trzymał mnie za rękę i patrzył na babcię wielkimi oczami. Było mi wstyd. Wstyd, że nie mogę mu dać wszystkiego, czego potrzebuje. Wstyd, że muszę tłumaczyć się przed kobietą, która nigdy mnie nie lubiła.
Barbara spojrzała na mnie z góry. — Gdybyś była bardziej zaradna, nie musiałabyś się tak męczyć — rzuciła i ruszyła dalej między półkami. Poczułam łzy pod powiekami, ale nie mogłam sobie pozwolić na słabość. Michałek był ze mną.
Wyszliśmy ze sklepu z dwoma siatkami najtańszych produktów. Michałek zapytał: — Mamo, dlaczego babcia nie kupiła nam nic do jedzenia?
Zabolało mnie to pytanie. Przecież Barbara mogłaby pomóc. Miała wszystko: pieniądze, czas, możliwości. Ale od rozwodu z jej synem traktowała mnie jak powietrze. A on? Paweł? Ojciec Michałka? Alimenty płacił nieregularnie, czasem wcale. Ostatnio przestał odbierać telefony.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Anka, moja przyjaciółka od liceum. Zawsze była szczera do bólu.
— Słuchaj, a czemu nie pójdziesz do Barbary po pomoc? Przecież ona jest bogata jak krezus! Jeśli jej syn nie płaci alimentów, to niech ona płaci! — powiedziała bez ogródek.
— Nie chcę żebrać — odpowiedziałam odruchowo.
— To nie żebranie! To twoje prawo! Michałek jest jej wnukiem! — Anka nie dawała za wygraną.
Całą noc przewracałam się z boku na bok. Czy naprawdę powinnam prosić byłą teściową o wsparcie? Czy to byłoby upokarzające? A może to ja jestem zbyt dumna?
Następnego dnia w przedszkolu spotkałam Pawła. Przyszedł odebrać Michałka pierwszy raz od miesięcy. Wyglądał na zmęczonego i rozdrażnionego.
— Paweł, musimy porozmawiać o alimentach — zaczęłam ostrożnie.
— Nie mam teraz pieniędzy — rzucił szybko i odwrócił wzrok.
— Ale Michałek potrzebuje nowych butów na zimę! — głos mi się załamał.
— Porozmawiaj z moją matką. Ona ma kasę — odpowiedział bez cienia wstydu i wyszedł.
Stałam tam chwilę oszołomiona. Czy naprawdę wszyscy uważają, że Barbara powinna płacić za własnego wnuka? Czy to sprawiedliwe?
Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty i zaczęłam pisać list do Barbary. Pisałam o tym, jak bardzo Michałek potrzebuje wsparcia, jak ciężko mi samej utrzymać dom i dziecko. Ale kiedy skończyłam, poczułam się jeszcze gorzej. Czy naprawdę chcę być tą osobą?
Następnego dnia zadzwoniłam do Anki.
— Nie dam rady tego zrobić — powiedziałam przez łzy.
— A co ci zostaje? — zapytała cicho. — Duma ci dziecka nie nakarmi.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W pracy byłam rozkojarzona, w domu wybuchałam bez powodu. Michałek coraz częściej pytał o tatę i babcię. W końcu postanowiłam: pójdę do Barbary.
Spotkałyśmy się w jej eleganckim mieszkaniu na Żoliborzu. Pachniało tam świeżo parzoną kawą i luksusem.
— Czego chcesz? — zapytała chłodno.
— Potrzebuję pomocy dla Michałka — powiedziałam drżącym głosem. — Paweł nie płaci alimentów…
Barbara spojrzała na mnie z pogardą.
— To twój problem. To ty wybrałaś sobie takiego męża. Ja już swoje zrobiłam dla tej rodziny — odpowiedziała bez mrugnięcia okiem.
Wyszłam stamtąd upokorzona i roztrzęsiona. Po drodze do domu płakałam jak dziecko.
Wieczorem Michałek przytulił się do mnie i zapytał: — Mamo, dlaczego jesteś smutna?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku niesprawiedliwość świata?
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na bawiącego się Michałka. Zastanawiam się: czy naprawdę duma jest ważniejsza od bezpieczeństwa dziecka? Czy powinnam walczyć dalej o alimenty? A może lepiej pogodzić się z losem i próbować radzić sobie sama?
Czasem myślę: ile jeszcze samotnych matek musi przechodzić przez to samo? Czy ktoś kiedyś nas wysłucha? Czy naprawdę jesteśmy same?