Cień między nami: Kiedy przyjaźń sąsiedzka staje się ciężarem

— Znowu przyszłaś po cukier, Mariana? — zapytałam, starając się ukryć irytację, choć czułam, jak w środku wszystko we mnie wrze. Stała w progu mojej kuchni, z tą swoją nieodłączną torbą i uśmiechem, który kiedyś wydawał mi się serdeczny, a dziś był jakby wymuszony.

— Oj, Aniu, wybacz, ale wiesz, jak to jest… Znowu zapomniałam kupić. — Wzruszyła ramionami i weszła bez zaproszenia. — A twoje ciasto zawsze takie pyszne! Może dasz mi też przepis?

Patrzyłam na nią przez chwilę, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz przyszła do mnie po prostu pogadać, a nie po coś. Kiedyś byłyśmy sobie bliskie — nasze dzieci, Kuba i Michał, nierozłączne od przedszkola, a my wspierałyśmy się w trudnych chwilach. Ale od jakiegoś czasu czułam się coraz bardziej wykorzystywana.

Mariana nie tylko pożyczała cukier. Z czasem zaczęły się prośby o mleko, jajka, potem o to, żebym odebrała jej Michała ze szkoły, bo ona musi zostać dłużej w pracy. Zawsze miała jakieś wytłumaczenie: a to szefowa ją zatrzymała, a to autobus nie przyjechał. Na początku nie miałam nic przeciwko — przecież sąsiedzi powinni sobie pomagać. Ale kiedy zaczęła zostawiać u mnie Michała na całe popołudnia bez uprzedzenia, poczułam się jak darmowa opiekunka.

Najgorsze było to, że Kuba i Michał byli najlepszymi przyjaciółmi. Gdyby nie oni, pewnie już dawno powiedziałabym Marianie, co o tym wszystkim myślę. Ale bałam się zepsuć im relację. W końcu dzieci są najważniejsze, prawda?

Pewnego dnia sytuacja wymknęła się spod kontroli. Był piątek po południu, wróciłam zmęczona z pracy i marzyłam tylko o chwili spokoju. Ledwo zdążyłam zdjąć buty, zadzwonił domofon.

— Aniu! — głos Mariana był zadyszany. — Słuchaj, muszę pilnie wyjechać do mamy do szpitala. Weźmiesz Michała na noc? Proszę cię bardzo!

Nie czekając na odpowiedź, już prowadziła syna do mojego mieszkania. Stałam osłupiała, próbując zebrać myśli.

— Mariana, ja naprawdę mam dziś ciężki dzień… — zaczęłam nieśmiało.

— Wiem, wiem! Ale ty zawsze sobie radzisz! — rzuciła przez ramię i zniknęła za drzwiami.

Tej nocy nie mogłam spać. Michał płakał za mamą, Kuba próbował go pocieszać. A ja leżałam w łóżku i czułam narastającą złość — na Marianę, na siebie, na całą tę sytuację. Czy naprawdę muszę być zawsze tą „dobrą sąsiadką”?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z mężem.

— Tomek, ja już dłużej tak nie mogę. Czuję się jak służąca u Mariany. Ona nawet nie pyta, tylko stawia mnie przed faktem dokonanym!

Tomek spojrzał na mnie z troską.

— Może czas jej powiedzieć jasno, gdzie są twoje granice? Przecież to nie twoja odpowiedzialność.

Wiedziałam, że ma rację. Ale co z Kubą? Co z plotkami na osiedlu? W naszej klatce wszyscy wszystko wiedzą — wystarczy jedno słowo i już jesteś „tą niemiłą”.

Przez kolejne dni unikałam Mariany jak ognia. Ale ona nie dawała za wygraną. Przychodziła codziennie — po sól, po cebulę, po radę w sprawie rachunków. Czułam się coraz bardziej osaczona.

W końcu nadszedł dzień konfrontacji. Była sobota rano. Siedziałam z Kubą przy śniadaniu, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

— Aniu! — Mariana weszła bez pukania. — Słuchaj, mogłabyś dziś zabrać chłopaków na basen? Ja muszę ogarnąć zakupy i jeszcze fryzjera…

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Kuba spojrzał na mnie błagalnie.

— Mamo, proszę… Dawno nie byliśmy na basenie!

Poczułam łzy napływające do oczu. To nie była już tylko sprawa Mariany — to była walka o własne życie.

— Mariana — powiedziałam stanowczo — musimy porozmawiać.

Zaskoczona spojrzała na mnie.

— O co chodzi?

— Czuję się wykorzystywana. Pomagam ci od miesięcy i nigdy nawet nie pytasz, czy mogę albo chcę. To nie jest fair wobec mnie ani wobec mojej rodziny.

Na chwilę zapadła cisza. Kuba patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

Mariana zacisnęła usta.

— Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami… Sąsiadki powinny sobie pomagać!

— Przyjaźń to wzajemność — odpowiedziałam cicho. — A ja czuję się coraz bardziej samotna w tej relacji.

Mariana wybiegła z mieszkania bez słowa. Kuba rozpłakał się.

Przez następne dni panowała między nami cisza. Michał przestał przychodzić do Kuby. Na klatce czułam spojrzenia sąsiadek i słyszałam szepty za plecami.

Ale pierwszy raz od dawna poczułam ulgę.

Czy zrobiłam dobrze? Czy można być dobrą matką i sąsiadką bez poświęcania siebie? A może czasem trzeba postawić granicę — nawet jeśli boli?