Zostawił mnie z długami i dzieckiem – a jego matka chce, żebym wróciła

— Nie rozumiesz, Aniu, to dla dobra Zosi — głos pani Haliny, mojej byłej teściowej, rozbrzmiewał w moim małym salonie jak dzwon. Stała w progu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, a jej spojrzenie było pełne wyrzutu. — Dziecko potrzebuje ojca.

Wzięłam głęboki oddech, próbując nie wybuchnąć. Zosia bawiła się w swoim pokoju, a ja czułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu i bezsilności. Przecież to nie ja zostawiłam rodzinę. To nie ja zaciągnęłam kredyty na nowy samochód i wakacje w Egipcie, których nigdy nie widziałam na oczy. To nie ja zniknęłam pewnego dnia, zostawiając tylko SMS: „Przepraszam, nie daję rady”.

— Pani Halino — zaczęłam spokojnie, choć w środku aż się gotowałam — to nie jest takie proste. Marek sam odszedł. Zostawił mnie z długami i dzieckiem. Nie mogę po prostu udawać, że nic się nie stało.

— Ale on się pogubił! — przerwała mi ostro. — Każdemu może się zdarzyć gorszy czas. Ty też nie jesteś święta.

Zacisnęłam dłonie na kubku z zimną już herbatą. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć się z czyichś błędów? Ile razy jeszcze ktoś będzie próbował wmówić mi, że powinnam wybaczyć dla „dobra dziecka”? Czy ktoś w ogóle zapytał mnie o moje dobro?

Cztery miesiące temu Marek po prostu zniknął. Zostawił nas samych. Najpierw był szok, potem rozpacz, a potem przyszła codzienność: rachunki do zapłacenia, kredyt do spłacenia, przedszkole do opłacenia. Praca na dwa etaty — rano w sklepie spożywczym, wieczorami sprzątanie biur. Czasem miałam wrażenie, że już nie śpię, tylko funkcjonuję na autopilocie. Ale Zosia była przy mnie. Dla niej musiałam być silna.

Pani Halina przychodziła regularnie. Najpierw z zakupami dla Zosi, potem coraz częściej z radami i pretensjami. — Marek żałuje — powtarzała jak mantrę. — Chce wrócić. Daj mu szansę.

Ale czy on naprawdę żałuje? Czy żałuje tego, że uciekł od odpowiedzialności? Że zostawił mnie z komornikiem u drzwi? Że przez niego musiałam sprzedać obrączkę i pierścionek zaręczynowy?

Pamiętam dzień, kiedy komornik zapukał do drzwi. Zosia była wtedy chora, miała gorączkę i płakała przez sen. Ja siedziałam na podłodze w kuchni i płakałam razem z nią. Czułam się wtedy najbardziej samotna na świecie. Wtedy przyszedł sąsiad, pan Władek, i zapytał: „Może trzeba pomóc?”

To nie Marek przyszedł mi z pomocą. To nie on martwił się o to, czy mamy co jeść. To nie on nosił Zosię na rękach do lekarza.

A teraz mam po prostu wybaczyć? Zapomnieć?

— Aniu, pomyśl o Zosi — pani Halina nie dawała za wygraną. — Ona potrzebuje ojca.

— A ja? — zapytałam cicho. — Ja też czegoś potrzebuję. Potrzebuję spokoju. Potrzebuję poczucia bezpieczeństwa dla siebie i dla niej.

Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W jej oczach widziałam upór i strach — strach przed tym, że jej syn już nigdy nie wróci do „normalności”. Że jej wnuczka będzie wychowywać się bez ojca.

Ale ja już nie byłam tą samą Anią co kiedyś. Nauczyłam się walczyć o siebie i o córkę. Nauczyłam się mówić „nie”.

— Pani Halino — powiedziałam stanowczo — doceniam wszystko, co pani robi dla Zosi. Ale proszę już więcej nie mówić mi, co powinnam zrobić ze swoim życiem. To moja decyzja.

Wstała powoli i spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Jesteś uparta jak osioł — rzuciła przez zaciśnięte zęby.

Może i jestem uparta. Ale dzięki temu przetrwałam najgorsze miesiące mojego życia.

Wieczorem usiadłam przy łóżku Zosi i patrzyłam na jej spokojną twarz. Przypomniałam sobie wszystkie te noce, kiedy tuliłam ją do snu i obiecywałam sobie, że damy radę. Że nie pozwolę już nikomu nas skrzywdzić.

Czasem myślę o Marku. O tym, czy naprawdę żałuje. Czy potrafiłby naprawić to wszystko? Ale potem przypominam sobie te wszystkie samotne poranki i wieczory, kiedy byłam zdana tylko na siebie.

Może kiedyś wybaczę. Może kiedyś będziemy mogli rozmawiać jak dorośli ludzie dla dobra Zosi. Ale teraz muszę zadbać przede wszystkim o siebie i o nią.

Czy to naprawdę egoizm? Czy kobieta ma prawo postawić granicę nawet wtedy, gdy wszyscy wokół mówią jej, że powinna „dla dobra dziecka” poświęcić własne szczęście?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze razy będę musiała tłumaczyć się ze swoich decyzji? Czy naprawdę każda matka musi wybierać między sobą a dzieckiem? A może można być dobrą matką i jednocześnie zadbać o własne życie?