Zadrżałam, gdy mój syn zapytał, czy może mówić do babci „mamo”

– Mamo, a mogę mówić do babci „mamo”? – głos Antka rozdarł ciszę kuchni jak nóż. Zamarłam z ręką w połowie ruchu, trzymając kubek z herbatą. Woda rozlała się na blat, ale nie zwróciłam na to uwagi. Spojrzałam na niego – siedział przy stole, nogi podkurczone, wzrok wbity w podłogę.

– Dlaczego miałbyś tak mówić? – zapytałam, starając się, by mój głos nie drżał.

Antek wzruszył ramionami. – Bo babcia zawsze jest, jak cię nie ma. Ona mnie odbiera z przedszkola, gotuje mi obiad, czyta bajki…

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, ale tylko zacisnęłam zęby. Z kuchni dobiegł cichy szelest – to moja teściowa, pani Halina, wycierała naczynia. Słyszała wszystko.

Nie tak miało wyglądać moje życie. Od zawsze byłam tą „zdolną”. Najlepsze oceny w liceum im. Mickiewicza w Poznaniu, potem prawo na UAM-ie – stypendia, konkursy, praktyki w renomowanej kancelarii. Rodzice byli dumni, choć tata powtarzał: „Tylko nie zapomnij o rodzinie, Marto”.

Wyszłam za Michała tuż po studiach. On był spokojny, ciepły, trochę wycofany – zupełne przeciwieństwo mnie. Szybko pojawił się Antek. Myślałam, że pogodzę wszystko: karierę i macierzyństwo. Ale rzeczywistość okazała się inna.

Pierwsze miesiące po powrocie do pracy były koszmarem. Michał pracował w delegacjach, a ja zostawałam sama z dzieckiem i rosnącymi oczekiwaniami szefa. Wtedy do akcji wkroczyła Halina – teściowa. Przeprowadziła się do nas „na chwilę”, żeby pomóc. Ta chwila trwa już cztery lata.

– Marta, nie przejmuj się – usłyszałam jej głos zza pleców. – Dzieci czasem tak mówią.

Odwróciłam się gwałtownie.

– Ale to nie jest normalne! – wybuchłam. – To ja jestem jego matką!

Halina spojrzała na mnie spokojnie, jakby rozumiała więcej niż chciałam przyznać.

– Wiem. Ale on potrzebuje kogoś blisko…

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. Czułam się jak porażka – matka, która nie potrafi być obecna dla własnego dziecka.

Wieczorem Michał wrócił z pracy. Siedziałam już opanowana, ale w środku kipiałam.

– Twój syn chce mówić do twojej matki „mamo” – rzuciłam przez zaciśnięte zęby.

Michał westchnął ciężko.

– Marto, przecież wiesz, że mama dużo pomaga…

– Ale to ja jestem matką! – powtórzyłam z rozpaczą.

– Może po prostu za dużo pracujesz? – powiedział cicho.

Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego tego dnia.

Przez kolejne dni unikałam Haliny i Antka. W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę.

– Marta, co się dzieje? Zawsze byłaś perfekcyjna…

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Zastałam Halinę i Antka na dywanie – budowali wieżę z klocków Lego. Antek śmiał się głośno.

– Mamo! – krzyknął na mój widok i rzucił mi się na szyję.

Poczułam ulgę i jednocześnie wstyd za swoje wcześniejsze myśli.

Wieczorem usiadłam z Haliną przy herbacie.

– Przepraszam za tamto… – zaczęłam niepewnie.

Halina uśmiechnęła się smutno.

– Wiem, że ci ciężko. Ale Antek cię kocha. On po prostu potrzebuje mnie wtedy, gdy ciebie nie ma.

– Boję się, że go stracę…

– Nie stracisz. Ale musisz być dla niego obecna nie tylko ciałem, ale i sercem.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przypomniały mi się własne dzieciństwo i mama wiecznie zajęta pracą w szpitalu. Ja też często biegałam do babci po czułość i uwagę.

Następnego dnia postanowiłam odebrać Antka z przedszkola sama. Był zdziwiony i trochę nieufny.

– A babcia nie przyjdzie?

– Dziś ja przyszłam – odpowiedziałam miękko i podałam mu rękę.

Po drodze kupiliśmy lody i poszliśmy na plac zabaw. Patrzyłam na niego i czułam narastający żal do siebie samej – ile chwil już przegapiłam?

Wieczorem Michał zaproponował rozmowę.

– Marto, musimy coś zmienić. Nie chcę patrzeć, jak się wypalasz…

Zaczęliśmy rozmawiać o mojej pracy i o tym, czy naprawdę muszę brać wszystkie sprawy, które mi proponują. Po raz pierwszy od dawna poczułam wsparcie ze strony męża.

Kolejne tygodnie były trudne. Musiałam nauczyć się odpuszczać perfekcjonizm i prosić o pomoc bez poczucia winy. Częściej odbierałam Antka z przedszkola, gotowałam razem z nim obiady (choć kuchnia wyglądała potem jak po przejściu huraganu), czytałam mu bajki na dobranoc.

Halina powoli wycofywała się na drugi plan, choć nadal była obecna i gotowa pomóc. Zaczęłyśmy rozmawiać szczerze o naszych uczuciach – o tym, jak trudno być matką w dzisiejszych czasach i jak łatwo zatracić siebie w pogoni za ideałem.

Pewnego wieczoru Antek przytulił się do mnie mocno.

– Kocham cię, mamo – powiedział sennie.

Łzy napłynęły mi do oczu.

Dziś wiem, że nie jestem idealna i nigdy nie będę. Ale jestem wystarczająco dobra dla mojego syna.

Czasem zastanawiam się: ile matek w Polsce czuje to samo co ja? Czy umiemy sobie wybaczać własne niedoskonałości? Jak długo jeszcze będziemy próbować być wszystkim dla wszystkich?