Za późno na powrót – opowieść o utraconym czasie, rodzinnych ranach i nadziei na przebaczenie
Telefon zadzwonił o piątej rano, rozdzierając ciszę mojego mieszkania na Pradze jak nóż. Zerwałem się z łóżka, serce waliło mi jak oszalałe. W słuchawce usłyszałem głos mojego brata – Michała. Był roztrzęsiony, mówił szybko, niewyraźnie: „Kuba… Tata miał wylew. Jest w szpitalu w Lublinie. Lekarze nie wiedzą, czy przeżyje do wieczora.”
Przez chwilę stałem bez ruchu, z telefonem przy uchu, jakby czas się zatrzymał. Potem wszystko działo się automatycznie: spodnie, koszula, klucze, portfel. Nie pamiętam drogi na dworzec ani tego, jak kupiłem bilet. W pociągu patrzyłem przez brudną szybę na szare pola i śnieg, który padał coraz gęściej. W głowie miałem tylko jedno: nie zdążyłem. Przez ostatnie lata byłem zbyt zajęty sobą – pracą w kancelarii, nowym mieszkaniem, spotkaniami ze znajomymi. „Przyjadę na urodziny, tato”, „Zadzwonię jutro”, „Mam teraz ważną sprawę w sądzie” – powtarzałem w kółko te same wymówki.
Tata dzwonił coraz rzadziej. Ostatnio tylko wysyłał krótkie wiadomości: „Jak się czujesz?”, „Nie zapomnij o zimowych oponach”. Odpowiadałem zdawkowo. Czułem się winny, ale zawsze miałem coś ważniejszego do zrobienia.
W szpitalu czekała na mnie mama – Zofia. Miała podkrążone oczy i trzymała w ręku kubek zimnej herbaty. Michał stał obok niej, blady i spięty.
– Kuba, gdzie ty byłeś? – zapytała mama cicho. – Tata pytał o ciebie codziennie. Nawet jak już nie mógł mówić, patrzył na drzwi za każdym razem, gdy ktoś wchodził.
Wszedłem do sali. Tata leżał podłączony do aparatury, blady i bezbronny jak dziecko. Usiadłem przy nim i chwyciłem jego dłoń. Otworzył oczy.
– Kuba… – wyszeptał z trudem.
– Przepraszam za zwłokę – powiedziałem głupio, nie wiedząc, co innego mogę powiedzieć.
Uśmiechnął się słabo. – Dobrze, że jesteś.
Chciałem mu powiedzieć wszystko: że go kocham, że żałuję, że nie byłem przy nim przez te wszystkie lata. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Michał stał w drzwiach i patrzył na mnie z wyrzutem. Wiedziałem, że on miał prawo być zły – to on przez ostatnie lata jeździł do rodziców co tydzień, robił zakupy, pomagał w ogrodzie po tym, jak tata złamał nogę i nie mógł chodzić.
Po pogrzebie wróciliśmy do rodzinnego domu w Puławach. Siedzieliśmy przy stole w kuchni – ja, Michał i mama. Mama milczała przez większość czasu, patrząc przez okno na ogród zasypany śniegiem.
– Kuba – odezwała się w końcu mama – ty zawsze byłeś tym ważnym. Studiowałeś w Warszawie, potem praca… A tata czekał na ciebie jak na zbawienie. Nawet jak już nie mógł sam zejść do piwnicy po ziemniaki, mówił: „Kuba przyjedzie i pomoże”.
Zacisnąłem pięści pod stołem.
– Przepraszam… – wyszeptałem.
Michał spojrzał na mnie ostro.
– Przepraszam? To wszystko? Myślisz, że to wystarczy? Gdzie byłeś, kiedy tata potrzebował cię najbardziej? Kiedy mama płakała po nocach ze strachu przed samotnością?
Nie miałem odpowiedzi.
Przez kolejne dni chodziłem po pustym domu jak cień. W każdym kącie widziałem ślady taty: jego ulubiony kubek z pękniętym uchem, sweter rzucony na fotel, zeszyt z przepisami leżący na parapecie. Próbowałem rozmawiać z mamą, ale ona zamknęła się w sobie jeszcze bardziej.
Pewnego wieczoru usłyszałem kłótnię Michała z mamą:
– Mamo! Nie możesz tak po prostu udawać, że nic się nie stało! Kuba powinien tu zostać i pomóc nam ogarnąć dom!
– On ma swoje życie! Zawsze miał! Nie licz na niego!
– Ale to też jego ojciec był!
Wyszedłem z pokoju i stanąłem w drzwiach kuchni.
– Zostanę – powiedziałem cicho. – Pomogę wam.
Michał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Naprawdę? A co z twoją pracą? Z twoją narzeczoną?
Zacisnąłem zęby.
– Ola zostawiła mnie miesiąc temu. Nawet nie wiedziała o tacie.
Zapadło milczenie.
Przez następne tygodnie próbowałem naprawić to, co zaniedbałem przez lata. Sprzątałem dom razem z Michałem, pomagałem mamie w ogrodzie. Ale czułem się jak intruz we własnym domu.
Pewnego dnia znalazłem stary list od taty schowany w szufladzie biurka:
„Kuba,
Nie wiem, czy jeszcze kiedyś przeczytasz ten list. Chciałem tylko powiedzieć, że zawsze byłem z ciebie dumny. Wiem, że życie w Warszawie jest trudne i że masz dużo pracy. Ale pamiętaj – dom zawsze będzie tu na ciebie czekał. Kocham cię.
Tata”
Łzy popłynęły mi po policzkach.
Wieczorem poszedłem do Michała.
– Przeczytałem list od taty – powiedziałem cicho.
– I co? Myślisz, że jeden list wszystko zmieni?
– Nie… Ale chcę spróbować być lepszym bratem. I synem… choć już za późno dla taty.
Michał długo milczał.
– Wiesz… Ja też mam ci za złe wiele rzeczy. Ale jesteśmy rodziną. Musimy sobie wybaczyć.
Objęliśmy się pierwszy raz od lat.
Mama przyszła do nas później tego wieczoru. Usiadła ciężko przy stole i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Kuba… Może pojedziemy razem na grób taty? Chciałam ci coś pokazać.
Na cmentarzu mama wyjąła z kieszeni mały medalion.
– To była pamiątka po twoim dziadku. Tata chciał, żebyś go miał… Ale nie chciał ci przeszkadzać w życiu.
Wziąłem medalion do ręki i poczułem ciężar wszystkich lat zaniedbań.
Dziś siedzę przy tym samym stole co wtedy i piszę te słowa dla siebie – i dla was wszystkich, którzy może też zapomnieliście o kimś ważnym w swoim życiu.
Czy naprawdę musi wydarzyć się tragedia, żebyśmy zaczęli doceniać tych, którzy kochają nas bezwarunkowo? Czy można naprawić to, co zostało zaniedbane przez lata? Czekam na wasze historie i wasze odpowiedzi.