Urodziny, które rozdarły naszą rodzinę

– Nie mogę już dłużej udawać. Odchodzę – powiedział ojciec, patrząc w stół, jakby szukał tam odpowiedzi na wszystkie pytania, których baliśmy się zadać.

Zamarłam z widelcem w dłoni. W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca. Mama spojrzała na niego z niedowierzaniem, a potem jej twarz wykrzywił grymas bólu. Moja młodsza siostra, Ola, zaczęła płakać bezgłośnie, chowając twarz w dłoniach.

To miały być zwyczajne urodziny. Ojciec kończył 51 lat. Stół uginał się od jedzenia: schabowy, sałatka jarzynowa, sernik – wszystko to, co lubił najbardziej. Mama od rana krzątała się w kuchni, a ja pomagałam jej kroić warzywa i ucierać ciasto. Ola zrobiła laurkę z napisem: „Najlepszemu tacie na świecie”.

A potem on to powiedział. Tak po prostu. Bez ostrzeżenia.

– Zosiu, proszę cię… – zaczęła mama drżącym głosem. – Poczekaj chociaż rok. Daj nam szansę. Może jeszcze wszystko się ułoży.

Ojciec tylko pokręcił głową. – Próbowałem. Naprawdę próbowałem. Ale nie mogę już żyć w kłamstwie.

Wtedy poczułam w sobie narastający gniew. Jak mógł nam to zrobić? Jak mógł zniszczyć wszystko w jeden wieczór? Przecież byliśmy rodziną! Przecież jeszcze wczoraj śmialiśmy się razem przy kolacji.

Po kolacji zamknęłam się w swoim pokoju. Siedziałam na łóżku i patrzyłam na zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem – wszyscy razem, uśmiechnięci, szczęśliwi. Czy to wszystko było kłamstwem?

Następnego dnia w domu panowała cisza. Mama nie wychodziła z sypialni, Ola nie chciała iść do szkoły. Ojciec spakował walizkę i wyszedł bez słowa pożegnania.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak duchy. Mama chodziła do pracy jak automat, wracała i zamykała się w kuchni. Ola przestała rozmawiać ze mną i z mamą. Ja próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku – przed koleżankami w liceum, przed nauczycielami, przed samą sobą.

Ale nie było w porządku.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:

– Nie wiem, co robić, Haniu… On mówi, że kocha inną… Tak, już od dawna… Nie wiem, jak powiedzieć dziewczynkom… – głos jej się załamał.

Zrozumiałam wtedy, że to nie jest chwilowy kryzys. Że tata naprawdę odszedł – do innej kobiety. Poczułam się zdradzona przez własnego ojca.

W szkole zaczęły się plotki. Ktoś widział tatę z jakąś kobietą na mieście. Koleżanki szeptały za moimi plecami:

– Widzisz ją? To ta, której ojciec zostawił rodzinę.

Zaczęłam unikać ludzi. Przestałam chodzić na zajęcia dodatkowe, przestałam odbierać telefony od przyjaciółek. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.

Mama próbowała nas ratować. Zapisała mnie i Olę na terapię rodziną do pani psycholog w przychodni na osiedlu. Pamiętam pierwszą wizytę:

– Co czujesz wobec taty? – zapytała psycholog.

– Nienawiść – odpowiedziałam bez zastanowienia.

Ale to nie była prawda. Czułam wszystko naraz: gniew, żal, tęsknotę i… nadzieję? Że może jednak wróci?

W międzyczasie tata zaczął dzwonić. Najpierw rzadko, potem coraz częściej.

– Zosiu, chciałbym się z tobą spotkać – mówił cicho do słuchawki.

– Po co? – pytałam oschle.

– Bo jesteś moją córką… Bo cię kocham…

Nie wierzyłam mu. Jak można kochać i jednocześnie tak ranić?

Minęły miesiące. Mama powoli zaczęła wracać do życia – zapisała się na jogę, spotykała się z koleżankami z pracy. Ola znalazła nową przyjaciółkę i zaczęła lepiej radzić sobie w szkole.

A ja? Ja utknęłam gdzieś pomiędzy przeszłością a teraźniejszością.

W końcu zgodziłam się spotkać z tatą. Umówiliśmy się w kawiarni na rynku w naszym mieście – Lublinie.

Przyszedł punktualnie, jak zawsze elegancki, ale jakby mniejszy niż kiedyś.

– Przepraszam cię, Zosiu – powiedział na powitanie. – Wiem, że cię zawiodłem.

Patrzyłam na niego długo w milczeniu.

– Dlaczego? – zapytałam w końcu cicho.

Westchnął ciężko.

– Byłem nieszczęśliwy od lat… Próbowałem to ukrywać przed wami i przed sobą… Ale nie dałem rady dłużej udawać.

– A my? Czy my się nie liczyłyśmy?

Zacisnął dłonie na filiżance kawy.

– Liczyłyście się najbardziej na świecie… Ale czasem człowiek musi wybrać siebie…

Nie rozumiałam tego wtedy. Jak można wybrać siebie kosztem innych?

Po tym spotkaniu długo nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się pytania bez odpowiedzi: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy mama była za surowa? Czy Ola była za głośna? Czy ja byłam za mało wdzięczna?

W końcu przyszły święta Bożego Narodzenia – pierwsze bez taty przy stole. Mama płakała przy opłatku, Ola uciekła do swojego pokoju zaraz po kolacji. Ja siedziałam przy choince i patrzyłam na migoczące światełka.

Wtedy przyszło mi do głowy coś dziwnego: może to nie nasza wina? Może czasem rodziny po prostu się rozpadają?

Zaczęłam pisać pamiętnik. Każdego dnia zapisywałam swoje myśli, lęki i marzenia. To pomagało mi poukładać chaos w głowie.

Po roku od tamtych urodzin byłam już inną osobą. Nadal bolało mnie to wszystko, ale nauczyłam się żyć z tym bólem. Zaczęłam spotykać się ze znajomymi ze szkoły, wróciłam na zajęcia teatralne. Mama śmiała się coraz częściej, Ola zaczęła grać na gitarze.

Tata mieszkał teraz z nową partnerką na drugim końcu miasta. Czasem spotykaliśmy się na kawie albo spacerze po Ogrodzie Saskim. Było inaczej niż kiedyś – mniej beztrosko, bardziej ostrożnie.

Czasem łapałam się na tym, że tęsknię za dawnym życiem – za rodziną przy jednym stole, za wspólnymi wakacjami nad morzem, za poczuciem bezpieczeństwa.

Ale nauczyłam się też czegoś ważnego: że życie to nieustanna zmiana i że nawet po największym kryzysie można odnaleźć siebie na nowo.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: czy potrafię wybaczyć? Czy potrafię pokochać życie takim, jakie jest teraz?

A wy? Czy potrafilibyście wybaczyć komuś taką zdradę? Czy można odbudować rodzinę po takim rozpadzie?