Trzydzieści lat obok siebie bez miłości: jak przetrwać zdradę, gdy wszystko było kłamstwem

– Znowu wracasz tak późno? – zapytałam cicho, stojąc w progu kuchni, gdy Marek po raz kolejny zamknął za sobą drzwi po dwudziestej trzeciej. Nie patrzył mi w oczy. Odpowiedział coś pod nosem, że był w pracy, że miał spotkanie, że przecież zawsze tak jest. Ale ja już wiedziałam. Wiedziałam od kilku tygodni, od kiedy przypadkiem zobaczyłam wiadomość na jego telefonie. „Tęsknię za tobą. Kiedy znowu się zobaczymy?” – napisała do niego jakaś Anna. Moje serce wtedy zamarło, a świat, który budowałam przez trzydzieści lat, rozpadł się na kawałki.

Nie wiem, dlaczego piszę te słowa. Może dlatego, że nie mam komu się wygadać. Nigdy nie miałam przyjaciółek – zawsze byłam tą cichą, tą odpowiedzialną, tą, która nie narzeka i nie plotkuje. W mojej rodzinie nie mówiło się o problemach. Dzieci i wnuki myślą, że z Markiem jesteśmy wzorem do naśladowania – silna rodzina, zgodne małżeństwo. A ja? Ja od lat czuję się jak duch we własnym domu.

Pamiętam dzień naszego ślubu. Byłam młoda, zakochana i pełna nadziei. Marek był przystojny, ambitny, wszyscy mówili, że mam szczęście. Przez pierwsze lata naprawdę wierzyłam, że jesteśmy szczęśliwi. Potem przyszły dzieci – najpierw Kasia, potem Tomek. Pochłonęła mnie codzienność: praca, dom, szkoła, obiady, pranie. Marek coraz częściej zostawał po godzinach, tłumaczył się awansami i projektami. Ja tłumaczyłam go przed dziećmi i znajomymi.

Z czasem przestaliśmy ze sobą rozmawiać o czymś więcej niż rachunki i obowiązki. Wieczorami siedzieliśmy obok siebie na kanapie, każde z nas wpatrzone w swój telefon lub telewizor. Czasem próbowałam zaczynać rozmowę – o marzeniach, o tym co czuję – ale Marek ucinał temat albo zbywał mnie żartem. „Nie przesadzaj, wszystko jest dobrze” – powtarzał.

Aż do tamtego dnia z wiadomością od Anny. Przez kilka dni chodziłam jak otępiała. Nie spałam po nocach, analizowałam każde wspomnienie, każde słowo Marka z ostatnich lat. Zaczęłam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie chciałam widzieć: jego obojętność, brak czułości, unikanie wspólnych wyjazdów czy nawet zwykłych rozmów przy kawie.

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:
– Marek, kim jest Anna?
Zamarł na chwilę, spojrzał na mnie zaskoczony – albo udawał zaskoczenie. Próbował zaprzeczać, mówić coś o koleżance z pracy, ale widziałam po jego oczach, że kłamie. Wybiegłam wtedy z domu i przez godzinę chodziłam bez celu po naszym osiedlu.

Nie powiedziałam nikomu. Dzieci mają swoje życie – Kasia mieszka w Gdańsku z mężem i dwójką dzieci, Tomek wyjechał do Irlandii za pracą. Nie chcę ich martwić ani burzyć ich obrazu naszej rodziny. Wnuki uwielbiają dziadka – jak mogłabym im powiedzieć prawdę?

Od tamtej pory żyję jakby obok siebie. Rano robię śniadanie dla Marka tak jak zawsze – jajecznica na boczku i mocna kawa. On wychodzi do pracy bez słowa albo rzuca zdawkowe „do zobaczenia”. Wieczorami słyszę jego rozmowy przez telefon w łazience albo na balkonie. Czasem wraca późno i pachnie innymi perfumami.

Zastanawiam się czasem: czy to wszystko było kłamstwem? Czy przez trzydzieści lat byłam tylko tłem dla jego życia? Czy on kiedykolwiek mnie kochał? A może to ja popełniłam błąd – za bardzo skupiłam się na dzieciach i domu, za mało na sobie i na nas?

Ostatnio zaczęłam pisać pamiętnik. To jedyny sposób, żeby nie zwariować. Wylewam tam wszystkie swoje żale i lęki. Czasem wyobrażam sobie, że pakuję walizkę i wyjeżdżam gdzieś daleko – nad morze albo w góry. Ale potem przypominam sobie o wnukach, o świętach spędzanych razem przy jednym stole…

Wczoraj wieczorem usiedliśmy z Markiem naprzeciwko siebie przy stole w kuchni. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.
– Chcesz rozwodu? – zapytałam nagle.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Po co od razu takie słowa? Przecież nic się nie stało…
Nic się nie stało? Trzydzieści lat życia razem to nic? Zdrada to nic?
– Stało się wszystko – odpowiedziałam cicho.
Nie odpowiedział już nic więcej.

Czasem myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie bez niego. Czy byłabym szczęśliwsza? Czy znalazłabym kogoś innego? A może po prostu nauczyłabym się być sama ze sobą?

Wiem jedno: nie chcę już żyć w kłamstwie. Nie chcę być tylko dodatkiem do czyjegoś życia. Chcę poczuć jeszcze choć trochę szczęścia – dla siebie samej.

Może powinnam powiedzieć dzieciom prawdę? Może powinnam odejść? A może to ja jestem winna temu wszystkiemu?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet żyje tak jak ja – w cieniu pozorów, udając szczęście dla dobra innych? Czy mamy prawo zawalczyć o siebie? Czy ktoś nas wysłucha?

Może właśnie dlatego piszę tę historię – żeby ktoś usłyszał mój głos i zrozumiał mój ból. Bo przecież każdy zasługuje na miłość… prawda?