Testament, który rozdarł rodzinę: Opowieść o niesprawiedliwości i cichej rozpaczy
– Naprawdę uważasz, że to sprawiedliwe, mamo? – głos Pawła drżał, kiedy patrzył na swoją matkę, Krystynę, siedzącą przy stole z kamienną twarzą. W pokoju panowała cisza tak gęsta, że miałam wrażenie, iż zaraz się uduszę. Jego brat, Łukasz, siedział obok niej z półuśmiechem na ustach, jakby już znał treść testamentu.
– Paweł, zawsze miałeś wszystko, czego potrzebowałeś. Łukasz był słabszy, wiesz o tym dobrze. On potrzebuje bezpieczeństwa bardziej niż ty – powiedziała Krystyna chłodno, patrząc na Pawła tak, jakby go nie znała. Spojrzałam na Pawła, potem na naszą córkę Zosię, która zdezorientowana patrzyła na dorosłych, nie rozumiejąc powagi chwili.
Krystyna przeczytała testament: Łukaszowi przypadło trzypokojowe mieszkanie na Ursynowie, domek letniskowy w Międzylesiu i nawet stary rodzinny zegar. Pawłowi – nic. „Dla Pawła i jego rodziny zostawiam wspomnienia i miłość, którą im okazywałam” – przeczytała bez cienia emocji.
Poczułam, jak krew napływa mi do twarzy. Przez lata znosiłam jej drobne złośliwości – komentarze o mojej kuchni, sposobie wychowywania dzieci, nawet o tym, jak wieszam pranie. Ale to… to było za dużo. Spojrzałam na Pawła; w jego oczach widziałam łzy, których nie chciał pokazać przy wszystkich.
Po spotkaniu wychodziliśmy ze starego mieszkania na Pradze w milczeniu. Trzymałam Pawła za rękę, ale on nie reagował. W samochodzie w końcu się odezwał:
– Magda, może mama ma rację. Łukasz zawsze był słabszy… Może naprawdę niczego mi nie potrzeba.
– Nie mów tak! Jesteś jej synem tak samo jak on! Przez lata jej pomagałeś! Pamiętasz, jak remontowałeś jej łazienkę? Jak co tydzień przywoziłeś jej leki? A Łukasz? On pojawia się tylko wtedy, gdy coś trzeba zabrać! – nie potrafiłam ukryć gniewu.
Paweł tylko wzruszył ramionami.
– Nie chcę się z tobą kłócić o to. To jej decyzja.
Ale ja nie mogłam tego tak zostawić. Wieczorem zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki Iwony.
– Magda, to jest skandal! Jak ona mogła? Przecież Paweł to też jej dziecko! Musisz z nią porozmawiać!
– Wiem… ale co jeśli tylko pogorszę sprawę? Paweł nie chce słyszeć o kłótni. A ja… czuję się tak, jakbym pół życia próbowała być częścią tej rodziny, a teraz widzę, że nigdy nie byłam akceptowana.
Przez następne dni atmosfera w domu była lodowata. Paweł zamknął się w sobie, a Zosia pytała mnie szeptem: „Mamo, dlaczego tata już nie rozmawia z babcią?” Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
Pewnego popołudnia, gdy gotowałam obiad, zadzwonił telefon. To była Krystyna.
– Magdo, możesz do mnie wpaść? Jestem sama i potrzebuję pomocy przy papierach.
Nie chciałam iść, ale wiedziałam, że muszę. Gdy dotarłam na miejsce, przywitała mnie kawą i ciastem – pierwszy raz od lat.
– Wiem, że jesteś na mnie zła – powiedziała cicho.
– Nie jestem zła o siebie. Jestem zła o Pawła. On na to nie zasłużył.
Krystyna westchnęła ciężko.
– Może się mylisz. Nie wiesz wszystkiego, co działo się przez te lata. Łukasz… on był mi bardziej potrzebny niż Paweł. Nigdy nie miał twojej siły. Wiesz ile razy znajdowałam go zapłakanego po kolejnej utracie pracy? Paweł sobie poradzi – ma ciebie, ma rodzinę… Łukasz nie ma nikogo oprócz mnie.
– Ale teraz jeszcze bardziej go oddzieliłaś od nas wszystkich! Nie widzisz tego? Paweł już nie będzie do was przychodził. Zosia nie będzie widywać swojego wujka. Wszystko przez ten papier!
Krystyna spojrzała mi prosto w oczy:
– Może masz rację… ale jestem matką i musiałam wybrać najlepiej jak umiałam.
Wróciłam do domu jeszcze bardziej przygnębiona niż wcześniej. Paweł nic nie pytał – po prostu mnie przytulił.
Mijały miesiące. Łukasz wprowadził się do mieszkania na Ursynowie i szybko je wynajął – sam wyjechał do dziewczyny do Holandii. Krystyna została sama w starym mieszkaniu na Pradze.
Pewnego dnia dostaliśmy zaproszenie na urodziny Zosi od Krystyny – pierwszy raz od dawna wszyscy mieliśmy być razem.
Na przyjęciu wszyscy starali się być uprzejmi, ale napięcie czuło się w każdym spojrzeniu i słowie. Zosia podeszła do wujka Łukasza:
– Wujku, pokażesz mi swoje nowe mieszkanie? Tata mówił, że ładnie je urządziłeś.
Łukasz uśmiechnął się:
– Może kiedyś, mała – spojrzał na Pawła i na mnie; w jego oczach nie było ani wdzięczności, ani wyrzutów sumienia.
Tego wieczoru Paweł powiedział mi:
– Wiesz… może straciliśmy mieszkanie, ale nie pozwolę stracić rodziny przez to wszystko.
Pokiwałam głową, ale w sercu wiedziałam – coś zmieniło się na zawsze.
Czasem zastanawiam się: czy warto walczyć o sprawiedliwość, jeśli przez to tracimy tych, których kochamy? Czy rodzina może przetrwać taką niesprawiedliwość czy rany są już zbyt głębokie?