Serce matki na rozdrożu: Gorzka decyzja o rozstaniu z córkami

– Mamo, nie możesz nam tego zrobić! – krzyknęła Ania, a jej głos odbił się echem od ścian naszego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Stałam w kuchni, opierając się o blat, z dłonią zaciśniętą na kubku herbaty, który już dawno wystygł. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko szlochem młodszej Kasi.

W głowie miałam mętlik. Przez ostatnie miesiące próbowałam być cierpliwa, tłumaczyć, prosić, nawet błagać. Ale chaos, który wprowadziły do naszego domu, narastał z każdym dniem. Ania – starsza, zawsze zbuntowana, od kiedy skończyła liceum nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Praca? Zmieniana co dwa tygodnie. Studia? Rzucone po pierwszym semestrze. Kasia – młodsza, cicha i zamknięta w sobie, coraz częściej znikała na całe noce, wracając nad ranem z podkrążonymi oczami i zapachem papierosów we włosach.

– To nie jest kara – powiedziałam cicho, ledwo powstrzymując łzy. – To dla waszego dobra. I dla mojego.

Ania spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Dla naszego dobra? Chcesz nas wyrzucić na ulicę?

– Nie wyrzucam was na ulicę! Macie gdzie pójść. Babcia w Radomiu czeka na was. Prosiła, żebyście przyjechały.

Kasia otarła łzy rękawem bluzy. – Babcia? Przecież ona nawet nie ma internetu…

Zacisnęłam powieki. Wiem, jak bardzo to dla nich trudne. Ale ja też byłam na skraju wytrzymałości. Po śmierci ich ojca wszystko się posypało. Pracowałam po dwanaście godzin dziennie w sklepie spożywczym, żeby utrzymać naszą trójkę. Dziewczyny coraz bardziej się ode mnie oddalały. Zamiast wspierać się nawzajem, kłóciłyśmy się o wszystko: o bałagan w pokoju, o pieniądze, o to, kto nie wyniósł śmieci.

Pamiętam dzień pogrzebu Marka – ich taty. Stałyśmy wtedy razem, trzymając się za ręce. Obiecałam im wtedy, że zrobię wszystko, żeby były szczęśliwe. Ale czy można kogoś uszczęśliwić na siłę?

– Mamo… – Kasia podeszła do mnie i wtuliła się w moje ramiona jak wtedy, gdy była mała i bała się burzy. – My się poprawimy…

Poczułam, jak łamie mi się serce. Chciałam uwierzyć w te słowa. Ale ile razy już to słyszałam? Ile razy dawałam kolejną szansę?

Tydzień wcześniej sąsiadka z dołu przyszła do mnie z pretensjami:

– Pani córki znowu urządziły imprezę do trzeciej nad ranem! Nie dało się spać! – krzyczała przez drzwi.

Wstyd palił mnie od środka. Przepraszałam ją po raz kolejny, obiecując poprawę. Ale wiedziałam już wtedy, że coś musi się zmienić.

Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole i napisałam list do mamy w Radomiu:

„Mamo,
Nie daję już rady. Dziewczyny mnie nie słuchają, dom zamienia się w pole bitwy. Czy mogłyby na jakiś czas zamieszkać u Ciebie? Może tam znajdą spokój i zrozumienie…”

Mama zadzwoniła następnego dnia:

– Przyślij je do mnie, Marysiu. Ja sobie poradzę. Ty musisz odpocząć.

Ale czy matka może odpocząć od własnych dzieci?

Teraz patrzyłam na moje córki i widziałam w ich oczach strach i żal.

– Dajcie sobie szansę na nowy początek – powiedziałam drżącym głosem.

Ania rzuciła plecak na podłogę.

– Ty nas po prostu nie chcesz! Zawsze byłaś taka sama! Wszystko musi być po twojemu!

Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę byłam aż taką złą matką? Czy moje zmęczenie i bezsilność sprawiły, że przestałam być dla nich wsparciem?

Kasia spakowała się bez słowa. Tylko raz spojrzała mi w oczy – i zobaczyłam w nich coś, czego nie potrafię nazwać: może rozczarowanie, może smutek…

Gdy zamknęły za sobą drzwi, osunęłam się na podłogę i płakałam długo jak dziecko.

Przez kolejne dni mieszkanie wydawało się puste i zimne. Brakowało mi nawet ich kłótni i trzaskania drzwiami. Każdy dźwięk przypominał mi o nich: szum pralki, zapach kawy rano…

Mama dzwoniła codziennie:

– Ania jest uparta jak osioł, ale powoli się otwiera. Kasia pomaga mi w ogrodzie.

Czułam ulgę i jednocześnie żal. Czy naprawdę musiałam je odesłać? Czy nie mogłam bardziej się postarać?

Pewnego wieczoru zadzwoniła Ania:

– Mamo… przepraszam za wszystko. Chciałam tylko być wolna…

– Wiem, kochanie. Ja też przepraszam.

Rozmawiałyśmy długo – pierwszy raz od miesięcy bez krzyków i pretensji.

Kasia napisała mi SMS-a: „Tęsknię za Tobą”.

Zrozumiałam wtedy, że czasem trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej – żeby mogli odnaleźć siebie.

Dziś często pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi kiedyś podjąć taką decyzję? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?