Sekret mojego syna: Ile kosztuje matczyna miłość?
– Mamo, proszę cię… tylko nie mów o tym Ani. – Michał patrzył na mnie z takim napięciem w oczach, jakby od tej jednej rozmowy zależało całe jego życie. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja czułam, jak moje serce wali mi w piersi.
Wiedziałam, że to nie jest zwykła prośba. Od miesięcy, a właściwie już od ponad dwóch lat, Michał co miesiąc przelewał mi na konto sporą sumę pieniędzy. Zawsze powtarzał: „Mamo, to dla ciebie. Nie musisz się martwić o rachunki, o leki, o nic. Ale błagam – nie mów Ani.”
Na początku przyjmowałam te pieniądze z wdzięcznością i ulgą. Po śmierci mojego męża, życie stało się trudne. Emerytura ledwo wystarczała na opłaty i jedzenie. Michał był moim jedynym dzieckiem, zawsze troskliwy, zawsze gotowy pomóc. Ale z czasem ta tajemnica zaczęła mnie przygniatać.
Ania, jego żona, była kobietą konkretną i oszczędną. Często powtarzała: „Trzeba myśleć o przyszłości, Michał. Mamy kredyt, dzieci rosną.” Wiedziałam, że nie byłaby zadowolona, gdyby dowiedziała się o tych przelewach. Ale czy to znaczyło, że powinnam milczeć? Czy byłam lojalna wobec syna, czy wobec całej rodziny?
Pewnego wieczoru, gdy siedziałam sama w salonie i patrzyłam na stare zdjęcia – Michał jako mały chłopiec na rowerku, ja z mężem na wakacjach w Międzyzdrojach – poczułam ciężar tej tajemnicy jak nigdy wcześniej. Przypomniałam sobie słowa mojej matki: „Kłamstwo zawsze wraca.”
Następnego dnia zadzwoniła Ania.
– Pani Zofio, czy wszystko w porządku? Michał mówił, że była pani ostatnio u lekarza.
– Tak, wszystko dobrze – odpowiedziałam szybko. – Michał bardzo się mną opiekuje.
– Wiem… – zawahała się. – Czasem mam wrażenie, że za bardzo się przejmuje. Ostatnio jest jakiś rozkojarzony.
Zawahałam się. Przez chwilę miałam ochotę powiedzieć jej prawdę. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Z czasem zaczęłam zauważać zmiany w zachowaniu Michała. Był coraz bardziej spięty, unikał rozmów z Anią przy mnie. Kiedyś usłyszałam ich kłótnię przez zamknięte drzwi:
– Michał, gdzie są te pieniądze? Znowu nie starczyło nam do końca miesiąca!
– Aniu, przecież tłumaczyłem… były niespodziewane wydatki.
– Jakie wydatki? Znowu coś ukrywasz?
Czułam się winna. To przeze mnie kłócili się coraz częściej. Próbowałam namówić Michała:
– Synku, może powinniście porozmawiać szczerze z Anią? Może lepiej będzie, jeśli ona się dowie?
– Nie rozumiesz! – wybuchł. – Ona nigdy by tego nie zaakceptowała! Powiedziałaby, że jestem maminsynkiem! A ja po prostu chcę ci pomóc…
Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Czułam się jak intruz we własnym życiu. Nawet wnuczka Ola zauważyła:
– Babciu, czemu jesteś taka smutna?
– Nic się nie dzieje, kochanie – skłamałam.
Pewnego dnia Ania przyszła do mnie bez zapowiedzi.
– Pani Zofio… muszę panią o coś zapytać.
Jej głos był zimny jak lód.
– Czy Michał daje pani pieniądze?
Zamarłam. Przez chwilę miałam nadzieję, że uda mi się wykręcić.
– Skąd ten pomysł?
– Sprawdziłam wyciągi z konta. Co miesiąc znika ta sama kwota. Michał twierdzi, że to na jakieś „sprawy rodzinne”. Proszę mi powiedzieć prawdę.
Nie mogłam już dłużej kłamać.
– Tak… Michał mi pomaga. Ale to nie tak, jak myślisz…
– A jak? – przerwała mi ostro. – My tu ledwo wiążemy koniec z końcem! A pani bierze od niego pieniądze za moimi plecami?
Poczułam się upokorzona i winna jednocześnie.
– Przepraszam… Nie chciałam nikogo skrzywdzić.
Ania wyszła trzaskając drzwiami.
Wieczorem zadzwonił Michał.
– Mamo… Ania wszystko wie. Jest wściekła. Powiedziała, że jeśli jeszcze raz ją okłamię, odejdzie ode mnie.
Słyszałam łzy w jego głosie.
– Synku… może to wszystko moja wina? Może powinnam była odmówić tych pieniędzy?
– Nie mów tak! Chciałem ci pomóc…
Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Ania przestała do mnie dzwonić, wnuczka Ola odwiedzała mnie rzadziej. Michał był rozdarty między mną a żoną.
Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do nich do domu.
– Aniu… chciałabym porozmawiać.
Patrzyła na mnie chłodno.
– Proszę mówić.
– Przepraszam za wszystko. Nigdy nie chciałam was poróżnić. Michał zawsze był dobrym synem… ale może powinnam była być silniejsza i odmówić tej pomocy.
Ania milczała przez dłuższą chwilę.
– Wie pani… ja też bym zrobiła wszystko dla swojej mamy. Ale nie kosztem własnej rodziny.
Wyszłam stamtąd ze łzami w oczach. Po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.
Minęły miesiące zanim relacje zaczęły się powoli odbudowywać. Michał przestał przelewać mi pieniądze – teraz czasem przywozi zakupy albo pomaga przy drobnych naprawach. Z Anią rozmawiamy rzadko, ale już bez tej lodowatej rezerwy.
Często zastanawiam się: czy zrobiłam dobrze? Czy matczyna miłość naprawdę powinna kosztować tyle bólu i łez? Czy można być lojalnym wobec wszystkich naraz?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można kochać bezwarunkowo i jednocześnie nie ranić tych, których kochamy najbardziej?