Rozwód to było za mało: Jak były mąż i teściowa próbowali odebrać mi syna
– Nie pozwolę ci zabrać Kacpra na weekend! – głos mojej byłej teściowej rozbrzmiał w kuchni, jakby chciała, by usłyszało ją całe osiedle. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Kacper, mój dziesięcioletni syn, siedział przy stole z opuszczoną głową, udając, że rysuje. W powietrzu wisiała cisza, napięta jak struna.
To był kolejny piątek po rozwodzie z Markiem. Zamiast ulgi i nowego początku, czułam się jak więzień we własnym życiu. Przez lata mieszkałam z Markiem i jego matką, Wandą, w ich domu na obrzeżach Poznania. To miał być nasz dom, ale nigdy nie poczułam się tam jak u siebie. Wanda decydowała o wszystkim: co jemy, jak wychowujemy Kacpra, nawet o tym, jakie zasłony wiszą w salonie. Marek był zawsze po jej stronie – „Mama wie lepiej” – powtarzał. Ja milczałam, bo chciałam spokoju dla syna.
Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Markowi, że chcę rozwodu, myślałam, że najgorsze już za mną. Myliłam się. Rozwód był tylko początkiem prawdziwej wojny.
– Kacper powinien być z ojcem! – krzyczała Wanda podczas jednej z rozpraw sądowych. – Ona nie ma warunków! Mieszka w kawalerce! – dodał Marek z pogardą.
Sąd przyznał mi opiekę nad synem, ale Marek miał prawo do widzeń. Wydawało mi się, że to uczciwy kompromis. Nie przewidziałam jednak, jak bardzo Marek i Wanda będą chcieli mnie ukarać za to, że odważyłam się odejść.
Zaczęło się niewinnie: Kacper wracał od ojca cichy i zamknięty w sobie. Przestał opowiadać mi o szkole, nie chciał jeść moich ulubionych naleśników. Pewnego wieczoru zapytał: – Mamo, dlaczego zostawiłaś tatę? Babcia mówi, że przez ciebie jest nam teraz gorzej.
Serce mi pękło. Próbowałam tłumaczyć, że dorośli czasem się rozstają, ale zawsze będą kochać swoje dzieci. Kacper patrzył na mnie nieufnie. Wiedziałam już wtedy, że to nie będzie łatwa walka.
Kiedy poznałam Pawła – mojego obecnego partnera – przez chwilę poczułam nadzieję na normalność. Paweł był czuły, spokojny, potrafił rozmawiać z Kacprem o wszystkim: od piłki nożnej po gry komputerowe. Ale kiedy tylko Marek dowiedział się o Pawle, rozpętało się piekło.
– Nie chcę, żeby ten obcy facet wychowywał mojego syna! – wrzeszczał do słuchawki Marek. Wanda dzwoniła do mnie codziennie: – Jak możesz narażać dziecko na taki stres? To niemoralne!
Kacper zaczął buntować się przeciwko mnie i Pawłowi. – Tata mówi, że Paweł to twój chłopak tylko na chwilę. Że zaraz cię zostawi – rzucił mi pewnego dnia prosto w twarz. Paweł próbował rozmawiać z nim spokojnie, ale Kacper zamykał się w pokoju i nie chciał wychodzić.
Czułam się bezradna. Każda rozmowa z Markiem kończyła się awanturą. Wanda groziła mi sądem rodzinnym i odebraniem praw rodzicielskich. Zaczęłam mieć koszmary: śniło mi się, że Kacper odchodzi do ojca i już nigdy nie wraca.
Pewnego dnia odebrałam telefon ze szkoły: – Pani syn miał dziś atak paniki podczas lekcji – powiedziała wychowawczyni. – Może warto porozmawiać z psychologiem?
To był moment przełomowy. Zrozumiałam, że muszę walczyć nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o Kacpra. Zgodziłam się na terapię rodziną. Na pierwszym spotkaniu Kacper płakał: – Chcę mieć normalną rodzinę! Nie chcę wybierać między mamą a tatą!
Paweł trzymał mnie za rękę. Psycholog tłumaczyła Kacprowi, że nie musi wybierać – że oboje go kochamy i zawsze będziemy przy nim.
Z czasem sytuacja zaczęła się poprawiać. Kacper powoli otwierał się na Pawła. Zaczęli razem grać w szachy i chodzić na spacery do parku Cytadela. Marek i Wanda nie przestali próbować nas skłócić – podsuwali Kacprowi drogie prezenty i obiecywali wyjazdy za granicę, jeśli tylko zdecyduje się zamieszkać z nimi.
Ale ja już wiedziałam jedno: nie pozwolę im odebrać mi syna ani szczęścia. Każdego dnia powtarzałam sobie: „Jestem dobrą matką. Zasługuję na miłość i spokój”.
Dziś Kacper ma jedenaście lat i coraz częściej sam mówi: – Mamo, lubię jak jesteśmy razem z Pawłem. Jest spokojniej niż u taty.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze matek musi przejść przez podobne piekło? Czy naprawdę rozwód to zawsze wojna o dziecko? Może kiedyś nauczymy się rozstawać bez ranienia tych najmniejszych?