Rozdarcie w sercu Bogusi: Miłość do syna kontra nienawiść do Anety
Ciemność spowiła małe miasteczko Brzeziny, a ja siedziałam w kuchni, ściskając w dłoniach stare zdjęcie mojego syna. Palce drżały mi tak, jakby to one miały wykrzyczeć cały ból, który od miesięcy tłumiłam w sobie. Za oknem wył wiatr, jakby wtórował moim myślom. „Dlaczego właśnie ona? Dlaczego Aneta?” – powtarzałam w głowie, a łzy same cisnęły się do oczu.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Mój syn, Tomek, zawsze był moim oczkiem w głowie. Po śmierci męża to on był moją jedyną rodziną, moim sensem życia. Pracowałam w sklepie spożywczym na rynku, żeby zapewnić mu wszystko, co najlepsze. Byliśmy blisko – przynajmniej tak mi się wydawało. Do czasu, aż pojawiła się ona.
Aneta. Dziewczyna z sąsiedniej ulicy. Zawsze chodziła z głową wysoko uniesioną, jakby cały świat należał do niej. Ludzie mówili, że jest przebojowa i ambitna, ale ja widziałam w niej tylko zagrożenie. Kiedy Tomek zaczął się z nią spotykać, próbowałam nie okazywać niechęci. „To tylko młodzieńcza fascynacja”, powtarzałam sobie. Ale z każdym dniem widziałam, jak mój syn oddala się ode mnie.
Pewnego wieczoru wrócił późno. Siedziałam przy stole i udawałam, że czytam gazetę, choć litery skakały mi przed oczami.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – zaczął niepewnie.
– Co się stało? – zapytałam, próbując ukryć drżenie głosu.
– Aneta jest w ciąży.
Świat zawirował mi przed oczami. Chciałam krzyczeć, płakać, rzucić czymś o ścianę. Ale tylko siedziałam w milczeniu, czując jak serce rozdziera mi się na pół.
– I co zamierzasz zrobić? – wydusiłam w końcu.
– Chcemy być razem. Zamierzamy się pobrać.
Nie pamiętam, co odpowiedziałam. Chyba nic. W głowie miałam tylko jedno: ona mi go zabiera. Zabrała mi syna, moją jedyną podporę.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Tomek coraz rzadziej bywał w domu. Aneta nie chciała mieć ze mną kontaktu – twierdziła, że jestem „toksyczna” i „zaborcza”. A ja? Ja czułam się jak cień samej siebie. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to tylko zły sen.
Pewnego dnia spotkałam Anetę na rynku. Szła pewnym krokiem, z brzuchem już wyraźnie zaokrąglonym.
– Dzień dobry – rzuciła chłodno.
– Dzień dobry – odpowiedziałam równie oschle.
– Proszę nie mieszać się w nasze życie – powiedziała nagle, patrząc mi prosto w oczy. – Tomek jest dorosły i sam podejmuje decyzje.
– On jest moim synem! – syknęłam przez zaciśnięte zęby.
– A ja jestem matką jego dziecka – odparła bez mrugnięcia okiem.
To była wojna. Każde nasze spotkanie kończyło się kłótnią lub chłodnym milczeniem. Tomek próbował godzić nas ze sobą, ale bezskutecznie. Czułam się zdradzona przez własne dziecko.
W domu panowała cisza. Czasem słyszałam tylko tykanie zegara i swoje własne myśli: „Może rzeczywiście przesadzam? Może powinnam dać im szansę?” Ale zaraz potem wracała fala gniewu: „Nie! Ona go zmanipulowała!”.
Przyszedł dzień ślubu. Nie poszłam. Nie mogłam patrzeć, jak mój syn wiąże się z kobietą, której nienawidziłam całym sercem. Siedziałam wtedy sama w kuchni i płakałam nad zdjęciem Tomka jako małego chłopca. Czy on jeszcze kiedyś wróci do mnie?
Po narodzinach wnuczki sytuacja tylko się pogorszyła. Aneta nie chciała mnie widywać, a Tomek coraz częściej unikał rozmów ze mną. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Któregoś wieczoru zadzwonił telefon.
– Mamo… – usłyszałam cichy głos Tomka. – Możemy porozmawiać?
Zgodziłam się spotkać następnego dnia w parku. Przyszedł sam, wyglądał na zmęczonego i przybitego.
– Mamo… Ja wiem, że ci ciężko… Ale ja kocham Anetę i chcę być z nią i naszą córką. Proszę cię… spróbuj ją zaakceptować.
Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam ten sam smutek i zagubienie, które czułam ja sama.
– Synku… Ja po prostu boję się cię stracić – wyszeptałam.
Objął mnie mocno i przez chwilę poczułam ulgę. Ale wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.
Dziś siedzę znów przy tym samym stole i patrzę na zdjęcie Tomka z dzieciństwa oraz na nowe zdjęcie wnuczki przesłane przez niego MMS-em. Wciąż czuję rozdarcie – między miłością do syna a nienawiścią do kobiety, która według mnie odebrała mi wszystko.
Czy można wybaczyć komuś tylko dlatego, że kocha osobę, którą my kochamy najbardziej na świecie? Czy matka potrafi pogodzić się z tym, że jej dziecko wybiera własną drogę – nawet jeśli ta droga prowadzi przez ból i samotność? Może czasem trzeba pozwolić odejść… żeby naprawdę kochać?