Pod skórą: Dlaczego mój mąż mnie okłamał?

– Gdzie byłeś tak długo? – zapytałam, próbując ukryć drżenie w głosie. Zegar na ścianie wskazywał już po dwudziestej drugiej, a ja od godziny siedziałam przy kuchennym stole, obracając w dłoniach zimną już herbatę. Marek, mój mąż, wszedł do mieszkania z tym swoim zmęczonym uśmiechem, który kiedyś tak kochałam, a dziś budził we mnie niepokój.

– Przepraszam, kochanie, przeciągnęło się w pracy – rzucił szybko, unikając mojego wzroku. Wiedziałam, że kłamie. Znałam go na tyle dobrze, by wyczuć fałsz w każdym jego słowie. Ale tej nocy nie zamierzałam odpuścić.

– W pracy? – powtórzyłam powoli. – Dzwoniłam do twojego biura. Powiedzieli, że wyszedłeś o siedemnastej.

Zamarł na chwilę, jakby szukał w głowie odpowiedniej wymówki. W końcu westchnął ciężko i usiadł naprzeciwko mnie.

– Aniu… To nie jest takie proste.

Poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z kuchni, zamknąć się w łazience i nie słyszeć już niczego więcej. Ale zostałam. Musiałam wiedzieć.

– Marek, powiedz mi prawdę. Proszę.

Spojrzał na mnie z bólem w oczach. – Pomagam Kindze…

Zamarłam. Kinga – jego była żona. Kobieta, o której rzadko wspominał, a jeśli już, to zawsze z dystansem. – Pomagasz jej? Jak?

– Ona… Ona ma długi. Duże długi. Grozi jej komornik. Nie mogłem pozwolić, żeby została na bruku.

Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. W głowie dudniło mi tylko jedno pytanie: dlaczego mi o tym nie powiedział?

– Od kiedy to trwa? – zapytałam cicho.

– Od kilku miesięcy… – spuścił wzrok. – Bałem się ci powiedzieć. Wiedziałem, że się zdenerwujesz.

Wstałam gwałtownie, krzesło zaskrzypiało na kafelkach. – Zdenerwuję się? Marek, ty mnie okłamujesz od miesięcy! Wydajesz nasze pieniądze na swoją byłą żonę i nawet nie masz odwagi mi o tym powiedzieć!

Wybiegłam z kuchni i zatrzasnęłam za sobą drzwi do sypialni. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, czując narastającą wściekłość i bezsilność. W głowie kłębiły mi się obrazy z ostatnich miesięcy: jego późne powroty do domu, dziwne przelewy z naszego wspólnego konta, coraz częstsze kłótnie o pieniądze.

Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie dla dobra naszej córki, Julki. Miała dopiero osiem lat i nie chciałam jej mieszać w nasze sprawy. Ale Marek wiedział, że coś się zmieniło. Unikał mojego wzroku przy śniadaniu, a ja milczałam uparcie.

Wieczorem usiadł obok mnie na kanapie.

– Aniu… Proszę cię, porozmawiajmy.

– O czym? O tym, że przez ciebie nie mamy już oszczędności? Że muszę się martwić o przyszłość naszej córki?

– Kinga naprawdę była w trudnej sytuacji…

– A ja? Ja też jestem w trudnej sytuacji! – wybuchłam. – Myślisz czasem o mnie? O Julce?

Widziałam łzy w jego oczach. Nigdy wcześniej nie widziałam go takiego – zagubionego, bezradnego.

– Przepraszam… Nie chciałem cię zranić.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Marek coraz częściej nocował poza domem, tłumacząc się nadgodzinami. Ja coraz częściej płakałam po nocach, nie mogąc znaleźć odpowiedzi na pytanie: dlaczego wybrał ją zamiast nas?

Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie teściowa.

– Aniu, musimy porozmawiać – powiedziała stanowczo. – Marek jest u mnie. Jest załamany.

Pojechałam do niej z ciężkim sercem. W salonie siedział Marek z głową w dłoniach.

– Mamo… – zaczął cicho. – Nie wiem już, co robić.

Teściowa spojrzała na mnie z troską.

– Aniu, on zawsze miał za miękkie serce. Kinga go wykorzystuje od lat. Ale ty jesteś jego żoną. Musicie to razem przetrwać.

Poczułam narastającą frustrację.

– A co jeśli nie chcę już tego przetrwać? Co jeśli mam dość bycia tą drugą?

Marek spojrzał na mnie błagalnie.

– Proszę… Daj mi jeszcze jedną szansę.

Wróciliśmy do domu razem, ale atmosfera była gęsta od niewypowiedzianych słów. Próbowałam mu zaufać na nowo, ale każde jego wyjście z domu budziło we mnie lęk i podejrzenia.

Któregoś dnia znalazłam w jego telefonie wiadomość od Kingi: „Dziękuję ci za wszystko. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.”

Poczułam się zdradzona po raz kolejny. Tym razem nie wytrzymałam.

– Marek! – krzyknęłam przez łzy. – Czy ty ją nadal kochasz?

Zamilkł na chwilę, po czym odpowiedział cicho:

– Nie wiem… Chyba nie potrafię jej zostawić samej z problemami.

To był dla mnie cios prosto w serce. Przez kolejne dni chodziłam jak cień po domu, próbując podjąć decyzję: walczyć o nasze małżeństwo czy odejść i zacząć żyć dla siebie?

Julka coraz częściej pytała: „Mamo, dlaczego tata jest smutny?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.

W końcu spakowałam walizkę i pojechałam z córką do mojej mamy do Krakowa. Potrzebowałam dystansu. Potrzebowałam siebie odzyskać.

Marek dzwonił codziennie, błagał o rozmowę, obiecywał poprawę. Ale ja już nie wierzyłam w jego słowa.

Minęły tygodnie zanim odważyłam się wrócić do naszego mieszkania tylko po to, by zabrać resztę rzeczy. Marek czekał na mnie pod drzwiami.

– Aniu… Proszę cię…

Spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam:

– Zasługuję na szczerość i szacunek. Ty wybrałeś inaczej.

Odeszłam bez żalu, choć serce pękało mi na pół.

Dziś patrzę na siebie sprzed kilku miesięcy i widzę kobietę zagubioną, która bała się postawić na siebie. Teraz wiem, że czasem trzeba odejść, żeby odzyskać własną godność.

Czy można naprawdę wybaczyć zdradę zaufania? Czy lepiej walczyć o rodzinę za wszelką cenę czy nauczyć się kochać siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?