Piękno, którego nie widać: Historia Szymona z Krakowa
– Znowu się popłakałeś, Szymon? – głos Michała odbił się echem po pustym korytarzu. Stałem pod ścianą, z plecakiem przyciśniętym do piersi, próbując nie patrzeć na jego grupkę. Wiedziałem, że jeśli spojrzę, zobaczę tylko szydercze uśmiechy i wycelowane we mnie palce.
Miałem wtedy trzynaście lat i już od dawna wiedziałem, że nie pasuję. Byłem za chudy, miałem odstające uszy i okulary, które wiecznie zsuwały mi się z nosa. Moja mama mówiła, że jestem wyjątkowy, ale w szkole nikt tego nie widział. Każdy dzień był walką – nie tylko z innymi, ale i z samym sobą.
– Zostawcie go! – usłyszałem nagle czyjś głos. To była Ola z równoległej klasy. Nigdy wcześniej ze mną nie rozmawiała, ale tego dnia podeszła i stanęła między mną a Michałem. – Co wam zrobił? – zapytała ostro. Michał tylko wzruszył ramionami i odszedł z kolegami, rzucając jeszcze pod nosem: – Dziwaków trzeba omijać szerokim łukiem.
Ola spojrzała na mnie ciepło. – Nic ci nie jest? – zapytała. Pokręciłem głową, choć czułem, że zaraz się rozkleję. Nie chciałem płakać przy kimś obcym. – Nie przejmuj się nimi – powiedziała cicho. – Wiem, że to trudne.
Wróciłem do domu później niż zwykle. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. – Szymonku, co się stało? – zapytała z troską w głosie. Chciałem jej powiedzieć wszystko, wykrzyczeć cały ból i żal, ale tylko wzruszyłem ramionami i zamknąłem się w swoim pokoju.
Wieczorem usłyszałem ciche pukanie do drzwi. To tata przyszedł usiąść na brzegu łóżka. – Synku, wiem, że coś cię gryzie – zaczął spokojnie. – Chciałbym ci pomóc, ale musisz mi zaufać.
Nie wytrzymałem. Opowiedziałem mu o wszystkim: o wyzwiskach, o tym, jak codziennie boję się iść do szkoły, o tym, że czuję się nikim. Tata słuchał uważnie, a potem objął mnie mocno.
– Ludzie często boją się tego, co inne – powiedział cicho. – Ale to nie znaczy, że ty masz się wstydzić tego, kim jesteś.
Następnego dnia Ola czekała na mnie przed szkołą. – Chodź ze mną na świetlicę po lekcjach – zaproponowała. Zgodziłem się niepewnie.
Na świetlicy było kilku uczniów z różnych klas. Ola przedstawiła mnie wszystkim: – To Szymon. Jest świetny w rysowaniu! – powiedziała z entuzjazmem. Zdziwiłem się – skąd wiedziała? Okazało się, że widziała moje rysunki na tablicy ogłoszeń.
Zaczęliśmy rozmawiać o komiksach i grach komputerowych. Po raz pierwszy od dawna poczułem się częścią grupy. Ktoś zaproponował wspólne rysowanie plakatu na konkurs szkolny. Zgodziłem się i przez kilka kolejnych dni spędzałem popołudnia na świetlicy.
W domu rodzice zauważyli zmianę. Mama uśmiechała się częściej, tata żartował przy kolacji. Nawet młodsza siostra przestała mnie drażnić.
Ale Michał nie odpuszczał. Pewnego dnia podczas przerwy podszedł do mnie i szepnął: – Myślisz, że jak znajdziesz sobie kumpli, to będziesz lepszy? Zobaczysz, jeszcze pożałujesz.
Bałem się wracać sam do domu. Pewnego wieczoru Michał i jego koledzy zaczaili się na mnie pod blokiem. Przewrócili mnie na ziemię i zabrali plecak.
Wróciłem do domu brudny i zapłakany. Mama była przerażona. Tata zadzwonił do wychowawczyni.
Następnego dnia w szkole odbyła się rozmowa z pedagogiem i rodzicami Michała. Po raz pierwszy zobaczyłem go przestraszonego i skruszonego.
Po tej rozmowie coś się zmieniło. Michał już mnie nie zaczepiał, choć czasem rzucał mi złowrogie spojrzenia.
Ola i jej przyjaciele stali się moją nową rodziną w szkole. Zaczęliśmy razem spędzać czas po lekcjach: chodziliśmy na lody nad Wisłę, graliśmy w planszówki w klubie młodzieżowym.
Z czasem zacząłem wierzyć w siebie. Wziąłem udział w konkursie plastycznym i zdobyłem wyróżnienie. Nauczycielka od polskiego poprosiła mnie o zilustrowanie szkolnej gazetki.
Pewnego dnia mama powiedziała mi: – Jestem z ciebie dumna, Szymonku.
Patrząc dziś w lustro widzę chłopaka z okularami i odstającymi uszami, ale przede wszystkim widzę kogoś silnego i wartościowego.
Czasem zastanawiam się: ilu takich jak ja codziennie walczy o akceptację? Czy wystarczy jedna dobra osoba, by odmienić czyjeś życie?
Może warto czasem być tą osobą.