Nie zgodziłam się z mamą. Teraz cała rodzina uważa mnie za złą osobę.

— Znowu to samo, mamo! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. — Dlaczego zawsze oni? Dlaczego nigdy ja?

Mama spojrzała na mnie z irytacją, jakby nie rozumiała, o co mi chodzi. W kuchni pachniało świeżo upieczonym sernikiem, który — jak zwykle — był przeznaczony dla moich młodszych braci bliźniaków, Kuby i Kacpra. Siedzieli przy stole, śmiejąc się i przekomarzając, podczas gdy ja stałam z boku, niewidzialna. Tak było od zawsze.

Mam na imię Zuzanna. Mam siedemnaście lat i od dziesięciu żyję w cieniu moich braci. Gdy się urodzili, miałam siedem lat i byłam oczkiem w głowie rodziców. Ale wszystko się zmieniło. Nagle świat kręcił się wokół nich: ich pierwsze kroki, pierwsze słowa, pierwsze choroby i sukcesy. Ja? Ja byłam tą starszą, która powinna rozumieć, pomagać i nie sprawiać problemów.

Z czasem nauczyłam się być cicho. Ale dzisiaj coś we mnie pękło. Może dlatego, że to moje urodziny, a mama nawet nie zapytała, jak się czuję. Może dlatego, że tata znów wyjechał w delegację i nawet nie zadzwonił. A może po prostu mam dość bycia niewidzialną.

— Zuzia, nie przesadzaj — powiedziała mama chłodno. — Przecież masz wszystko, czego potrzebujesz.

— Naprawdę? — głos mi zadrżał. — A kiedy ostatni raz zapytałaś mnie o szkołę? O przyjaciół? O to, co lubię?

Kuba spojrzał na mnie z politowaniem.

— Znowu zaczynasz? — mruknął. — Przestań robić sceny.

— To nie są sceny! — wybuchłam. — Chcę tylko być zauważona!

Mama westchnęła ciężko i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samą z moją złością i rozczarowaniem. Bracia wymienili spojrzenia i wrócili do swoich rozmów o nowej konsoli, którą dostali na imieniny. Ja dostałam książkę — używaną.

Wieczorem zamknęłam się w pokoju i napisałam długi post na Instagramie. Nie oznaczyłam nikogo, ale wiedziałam, że rodzina to zobaczy. Napisałam o tym, jak trudno być starszą siostrą bliźniaków, jak boli bycie pomijanym i jak bardzo chciałabym choć raz poczuć się ważna.

Rano telefon dzwonił bez przerwy. Ciocia Basia napisała: „Jak możesz tak pisać o własnej rodzinie? Wstyd!” Babcia zadzwoniła z płaczem: „Zuzia, co ty wyprawiasz? Przecież mama cię kocha!” Nawet kuzynka Ola napisała mi coś w stylu: „Przesadzasz. Każdy ma swoje problemy.”

Mama przyszła do mojego pokoju z miną pełną żalu i rozczarowania.

— Nie wierzę, że mogłaś to zrobić — powiedziała cicho. — Wszyscy są na mnie źli przez ciebie.

— Mamo, ja tylko chciałam… żebyś mnie usłyszała — szepnęłam.

— Usłyszałam cię aż za dobrze — odpowiedziała lodowato i wyszła.

Od tego dnia w domu panowała cisza. Mama rozmawiała ze mną tylko wtedy, gdy musiała. Bracia unikali mnie jak ognia. Tata zadzwonił raz, powiedział tylko: „Nie poznaję cię.”

W szkole było jeszcze gorzej. Ola opowiedziała wszystkim o moim poście. Nagle stałam się „tą dziwną”, która publicznie prała rodzinne brudy. Nauczycielka od polskiego spojrzała na mnie ze współczuciem i zaproponowała rozmowę po lekcjach. Odmówiłam.

Przez kilka tygodni czułam się jak wyrzutek. Chciałam przeprosić mamę, ale nie wiedziałam jak zacząć. Każda próba kończyła się kłótnią albo milczeniem. Czułam się coraz gorzej — samotna, niezrozumiana, winna.

Pewnego wieczoru usłyszałam przez drzwi rozmowę mamy z babcią:

— Może przesadziłyśmy… Może rzeczywiście za bardzo skupiłyśmy się na chłopcach…

— Ale ona nie powinna była tego pisać! — odpowiedziała babcia.

Zrozumiałam wtedy, że nie tylko ja cierpię przez tę sytuację. Mama też była zagubiona. Może nie umiała inaczej okazywać miłości? Może bała się przyznać do błędów?

Postanowiłam napisać list. Nie post na Instagramie, nie wiadomość na Messengerze — prawdziwy list na papierze.

„Mamo,
Wiem, że cię zraniłam tym postem. Przepraszam. Ale chciałam tylko być usłyszana. Od kiedy Kuba i Kacper się urodzili, czuję się niewidzialna. Wiem, że ich kochasz i chcesz dla nich jak najlepiej, ale ja też jestem twoją córką. Potrzebuję cię tak samo jak oni.
Kocham cię.
Zuzia”

Położyłam list na stole w kuchni i poszłam spać.

Rano mama przyszła do mojego pokoju. Usiadła obok mnie na łóżku i długo milczała.

— Przepraszam cię, Zuziu — powiedziała w końcu cicho. — Chyba rzeczywiście za bardzo skupiłam się na chłopcach… Nie chciałam cię zranić.

Objęła mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę kochana.

Nie wszystko wróciło do normy od razu. Rodzina nadal patrzyła na mnie krzywo, a bracia długo mieli do mnie żal. Ale mama zaczęła ze mną rozmawiać częściej, pytać o szkołę i przyjaciół. Zaczęłyśmy razem chodzić na spacery i piec ciasta tylko dla nas dwóch.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę jestem złą osobą za to, że chciałam być zauważona? Czy rodzina powinna wymagać od nas milczenia w imię pozornego spokoju? Może czasem trzeba wykrzyczeć swoją samotność, żeby ktoś wreszcie nas usłyszał?