Nie chcę być tylko kurą domową – historia Krystyny
— Krystyna, gdzie są moje skarpetki? — głos Andrzeja, mojego męża, rozbrzmiał z sypialni zniecierpliwionym tonem. Właśnie wycierałam podłogę w kuchni, bo dzieciaki rozlały sok malinowy. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, z pokoju obok dobiegł mnie głos teściowej: — Krysiu, a zrobiłaś już mi herbatę?
W tej chwili poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez osiem lat małżeństwa starałam się być najlepszą żoną i synową. Zawsze gotowałam obiady, sprzątałam, prałam, dbałam o dzieci i dom. Andrzej pracował dużo, wracał zmęczony, więc nie chciałam go obciążać dodatkowymi obowiązkami. Teściowa mieszka z nami od trzech lat, odkąd zachorowała po śmierci teścia. Wszyscy mówili: „Krystyna, jesteś taka dobra, rodzina to najważniejsze”. Ale czy ktoś zapytał mnie, czego ja chcę?
Kiedyś marzyłam o szczęśliwej rodzinie. Chciałam mieć dom pełen ciepła i miłości. Wyobrażałam sobie wspólne wieczory przy herbacie, rozmowy bez pośpiechu, wsparcie i szacunek. Ale rzeczywistość okazała się inna. Każdy dzień wyglądał podobnie: pobudka o szóstej rano, śniadanie dla wszystkich, dzieci do szkoły, Andrzej do pracy, potem zakupy, sprzątanie, gotowanie obiadu, pranie… Czasem miałam wrażenie, że jestem niewidzialna. Nikt nie pytał mnie o zdanie. Nikt nie dziękował.
Pewnego wieczoru usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Dzieci spały, Andrzej oglądał mecz z piwem w ręku. Przyszedł do sypialni i zapytał: — Co się stało? — Nic — odpowiedziałam automatycznie. — Po prostu jestem zmęczona. — Zmęczona? Przecież siedzisz w domu cały dzień! — rzucił z ironią.
Wtedy coś we mnie pękło na dobre. — Siedzę w domu? Myślisz, że to wszystko robi się samo? Że pranie samo wskakuje do pralki, obiad sam się gotuje, a dzieci same odrabiają lekcje? — podniosłam głos pierwszy raz od lat. Andrzej spojrzał na mnie zaskoczony. — Przesadzasz. Inne kobiety jakoś dają radę.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę jestem tylko służącą? Czy moje potrzeby nie mają znaczenia? Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z teściową. — Mamo, czy mogłaby pani czasem zrobić sobie herbatę sama? Albo pomóc mi przy dzieciach? — zapytałam nieśmiało.
Spojrzała na mnie z wyrzutem: — Ja już swoje zrobiłam w życiu. Teraz twoja kolej.
Wieczorem zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Magdy. — Magda, ja nie daję już rady. Czuję się jak niewolnica we własnym domu. — Krysiu, musisz postawić granice! — odpowiedziała stanowczo. — Porozmawiaj z Andrzejem jeszcze raz. Powiedz mu wszystko.
Zebrałam się na odwagę i usiadłam z mężem przy stole. — Andrzej, musimy porozmawiać. Nie chcę być tylko gospodynią domową. Chcę wrócić do pracy, rozwijać się. Potrzebuję twojego wsparcia.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. — Myślałem, że jesteś szczęśliwa… Przecież mamy wszystko: dom, dzieci… — Ale ja nie mam siebie! — przerwałam mu ze łzami w oczach. — Zatraciłam się w tym wszystkim. Nie mam czasu na swoje pasje, na odpoczynek. Nawet nie pamiętam już, kim byłam przed ślubem.
Przez kilka dni w domu panowała napięta atmosfera. Andrzej był oschły, teściowa obrażona. Dzieci patrzyły na mnie pytająco: „Mamo, czemu jesteś smutna?”.
Zaczęłam szukać pracy przez internet. Znalazłam ogłoszenie o kursie księgowości w pobliskim domu kultury. Zapisałam się bez pytania kogokolwiek o zgodę. Po kilku tygodniach kursu poczułam się lepiej niż przez ostatnie lata. Poznałam nowe osoby, zaczęłam wierzyć w siebie.
Pewnego dnia Andrzej wrócił wcześniej do domu i zobaczył mnie przy komputerze z notatkami. — Co robisz? — Uczę się księgowości. Chcę wrócić do pracy.
Westchnął ciężko: — Myślałem, że rodzina jest dla ciebie najważniejsza.
— Jest ważna — odpowiedziałam spokojnie — ale ja też jestem ważna.
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Andrzej zaczął pomagać w domu – może nie zawsze chętnie, ale jednak. Teściowa przestała wymagać ode mnie wszystkiego i częściej sama robi sobie herbatę. Dzieci widzą mamę szczęśliwszą i bardziej pewną siebie.
Czasem jednak wracają stare myśli: czy dobrze zrobiłam? Czy egoizm jest grzechem matki i żony? Czy kobieta ma prawo walczyć o siebie?
Patrzę dziś w lustro i widzę inną Krystynę – silniejszą, odważniejszą. Ale czy to wystarczy? Czy każda kobieta musi przejść przez bunt i łzy, żeby zostać zauważoną przez własną rodzinę? Może powinnam była powiedzieć „dość” dużo wcześniej…