Mój syn chce, żebym sprzątała u niego za pieniądze – czy to już koniec rodziny?

– Mamo, czy możesz wpaść w sobotę i ogarnąć nam mieszkanie? – głos Pawła, mojego jedynego syna, drżał lekko, jakby sam nie wierzył w to, co mówi.

Zamarłam z telefonem przy uchu. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Odkąd Paweł ożenił się z Magdą, czułam się coraz bardziej zbędna. Ich mieszkanie na warszawskim Mokotowie było nowoczesne, pełne światła i… chaosu. Magda nigdy nie była typem gospodyni, ale miałam nadzieję, że z czasem się nauczy. Zamiast tego Paweł dzwonił do mnie z takimi prośbami.

– Paweł… – zaczęłam ostrożnie. – Przecież macie siebie. Magda nie może sama posprzątać?

– Mamo, ona pracuje do późna, ja też. Wiesz, jak to jest. Poza tym… zapłacimy ci. – Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego.

Zapłacimy ci. Jakbyśmy już nie byli rodziną, tylko klientami i usługodawcą. Przez chwilę miałam ochotę rzucić słuchawką, ale powstrzymałam się. Przecież to mój syn. Moje dziecko.

– Nie chodzi o pieniądze – odpowiedziałam cicho. – Chodzi o coś więcej.

– Mamo, proszę cię. Nie chcę się kłócić. Po prostu… pomóż nam. – W jego głosie słyszałam zmęczenie i rezygnację.

Zgodziłam się. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że zawsze byłam tą, która ratowała sytuację. Która sprzątała po wszystkich, łagodziła konflikty, dbała o dom. Może dlatego, że nie umiałam powiedzieć „nie” własnemu dziecku.

W sobotę przyszłam do nich z własnymi środkami czystości. Magda siedziała przy komputerze w salonie, nawet nie podniosła wzroku znad ekranu.

– Dzień dobry – rzuciłam.

– Cześć – odpowiedziała chłodno.

Paweł był w kuchni, robił kawę. Podał mi filiżankę i spojrzał na mnie z wdzięcznością.

– Dzięki, mamo. Naprawdę nam pomagasz.

Sprzątałam przez trzy godziny. Odkurzałam ich dywany, myłam łazienkę, układałam naczynia w zmywarce. Magda ani razu nie zaproponowała pomocy. Siedziała w słuchawkach i coś pisała na laptopie.

Kiedy skończyłam, Paweł wręczył mi kopertę.

– To za dzisiaj – powiedział cicho.

Nie chciałam jej przyjąć, ale on nalegał. Wzięłam ją tylko po to, żeby nie robić sceny.

Wyszłam z ich mieszkania z ciężkim sercem. Czułam się upokorzona i niepotrzebna. Czy tak wygląda życie matki dorosłego syna? Czy naprawdę jestem już tylko sprzątaczką?

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja siostra, Anka.

– I co? Jak było?

Opowiedziałam jej wszystko.

– Ty chyba żartujesz! – wykrzyknęła. – Pozwalasz im na to? Przecież Magda powinna sama ogarniać dom!

– Nie chcę się kłócić z Pawłem… On jest taki zmęczony ostatnio.

– Ale to nie twoja rola! Oni muszą nauczyć się odpowiedzialności!

Przez kolejne tygodnie sytuacja się powtarzała. Raz w tygodniu przychodziłam do nich sprzątać. Magda coraz częściej zostawiała mi listy z zadaniami: „umyj okna”, „przetrzyj szafki w kuchni”, „wyprasuj koszule Pawła”.

Pewnego dnia nie wytrzymałam.

– Magda, możemy porozmawiać? – zapytałam, gdy była sama w domu.

Spojrzała na mnie z irytacją.

– O co chodzi?

– Czuję się tu jak obca osoba. Jak sprzątaczka na godziny. To boli.

Wzruszyła ramionami.

– Nikt cię nie zmusza do przychodzenia. Paweł ci płaci, prawda?

Te słowa przelały czarę goryczy.

– Nie robię tego dla pieniędzy! Robię to dla syna! Boję się, że go stracę…

Magda spojrzała na mnie bez cienia współczucia.

– Może powinnaś przestać się wtrącać w nasze życie?

Wróciłam do domu i płakałam całą noc. Czułam się jak intruz w życiu własnego dziecka.

Kilka dni później Paweł przyszedł do mnie sam.

– Mamo… Magda mówiła mi o waszej rozmowie. Nie chcę, żebyś była nieszczęśliwa. Ale my naprawdę potrzebujemy pomocy…

Spojrzałam mu prosto w oczy.

– Paweł, czy ty rozumiesz, co robisz? Zamieniasz mnie w kogoś obcego. W kogoś, kto jest tylko od roboty.

Zamilkł na chwilę.

– Przepraszam… Nie wiedziałem, że tak to odbierasz.

– Chcę być twoją mamą, a nie służącą.

Od tamtej pory przestałam przychodzić do nich sprzątać. Paweł był przez jakiś czas obrażony, Magda unikała kontaktu ze mną zupełnie. Czułam się samotna jak nigdy dotąd.

Minęły miesiące. Paweł rzadziej dzwonił, Magda nie pojawiała się na rodzinnych spotkaniach. W święta siedziałam sama przy stole i patrzyłam na puste krzesło po synu.

Któregoś dnia zadzwonił telefon.

– Mamo… – głos Pawła był cichy i drżący. – Rozwodzimy się z Magdą.

Zamarłam.

– Co się stało?

– Ona… ona nigdy nie chciała mieć rodziny tak naprawdę. Wszystko było na mojej głowie… Przepraszam za wszystko.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, że może odzyskam syna. Smutek, że musiało dojść do takiego końca.

Dziś Paweł mieszka sam i coraz częściej dzwoni do mnie po prostu porozmawiać. Czasem przychodzi na obiad i wtedy czuję się znów potrzebna – jako matka, nie jako sprzątaczka.

Często zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była wcześniej postawić granice? A może to po prostu życie i każdy musi przejść swoją lekcję? Co wy byście zrobili na moim miejscu?