Mój mąż nie chce pracować z moim ojcem, ale nie może znaleźć dobrej pracy: Nasza rodzina cierpi

– Znowu wracasz z pustymi rękami? – zapytałam, ledwo powstrzymując łzy, kiedy Krzysiek wszedł do kuchni. Jego ramiona opadły, a wzrok wbity był w podłogę. Widziałam już ten wyraz twarzy – mieszaninę wstydu i złości. Od trzech lat powtarza się ten sam scenariusz: Krzysiek wychodzi rano z domu, niby na rozmowy kwalifikacyjne, wraca późnym popołudniem i milczy.

Nie zawsze tak było. Kiedyś był dumny ze swojej pracy w firmie logistycznej. Miał tam dobrego szefa – Pawła, kolegę ze studiów, który zawsze go wspierał i nawet załatwiał mu premie. Ale wszystko się zmieniło, kiedy Pawła przenieśli do innego oddziału. Nowy kierownik, pan Kaczmarek, nie znosił Krzyśka. Najpierw obciął mu pensję, potem zaczął go publicznie krytykować. Krzysiek nie wytrzymał – rzucił papierami w przypływie gniewu.

Na początku myślałam, że to tylko chwilowy kryzys. Mamy przecież dwójkę dzieci, kredyt na mieszkanie w Piasecznie i rachunki do zapłacenia. Krzysiek obiecywał, że szybko znajdzie coś nowego. Ale mijają miesiące, a potem lata. Pracował przez chwilę jako kierowca Ubera, potem próbował swoich sił w magazynie, ale wszędzie coś było nie tak: szef za wymagający, koledzy fałszywi, pensja za niska.

– Może byś jednak porozmawiał z tatą? – zaproponowałam kolejny raz tego wieczoru. – Wiesz, że szuka kogoś do firmy budowlanej. Potrzebuje zaufanej osoby do biura.

Krzysiek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Nie będę pracował dla twojego ojca. Nigdy! – wycedził przez zęby.

– Ale dlaczego? Przecież to tylko praca! – próbowałam tłumaczyć.

– Bo nie chcę być jego chłopcem na posyłki! – krzyknął. – Twój ojciec zawsze patrzył na mnie z góry. Myślisz, że nie wiem, co o mnie myśli? Że jestem nieudacznikiem?

Wiedziałam, że Krzysiek ma trudną relację z moim tatą. Tata jest typowym polskim przedsiębiorcą: twardy, wymagający, czasem bezwzględny. Nigdy nie ukrywał, że uważa Krzyśka za mięczaka. Ale czy to powód, żeby odrzucać jedyną szansę na stabilizację?

Dzieci coraz częściej pytają mnie, dlaczego tata jest taki smutny i dlaczego nie możemy pojechać na wakacje jak ich koledzy z klasy. Ostatnio musiałam tłumaczyć się w sklepie spożywczym, kiedy zabrakło mi pieniędzy na zakupy i musiałam oddać kilka rzeczy przy kasie. Wstyd palił mnie od środka.

Mama dzwoni codziennie i pyta: – Jak tam Krzysiek? Znalazł już coś? Może jednak pogadaj z ojcem…

Czuję się rozdarta między lojalnością wobec męża a troską o dzieci i rodzinę. Kocham Krzyśka, ale coraz trudniej mi go wspierać. On zamyka się w sobie, unika rozmów, wieczorami siedzi przed komputerem albo ogląda mecze. Czasem mam wrażenie, że przestał walczyć.

Kilka dni temu tata zaprosił nas na obiad. Atmosfera była napięta od samego początku. Tata rzucał aluzje o „prawdziwych mężczyznach”, mama próbowała łagodzić sytuację żartami.

– Krzysiek, słyszałem, że szukasz pracy – zaczął tata bez ogródek.

– Tak – odpowiedział cicho mój mąż.

– U mnie zawsze znajdzie się miejsce dla kogoś pracowitego – powiedział tata z uśmiechem, który bardziej przypominał grymas.

Krzysiek spuścił wzrok i już się nie odezwał do końca obiadu.

W drodze powrotnej milczeliśmy oboje. W końcu nie wytrzymałam:

– Dlaczego nie możesz po prostu spróbować? Chociaż na próbę?

– Bo nie chcę być twoim problemem do rozwiązania! – wybuchnął nagle. – Chcę sam coś osiągnąć!

– Ale ile jeszcze mamy czekać? – zapytałam cicho.

Nie odpowiedział.

Wieczorem długo leżałam bezsennie w łóżku. Słyszałam ciche szlochy Krzyśka w salonie. Chciałam do niego podejść, przytulić go i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze… Ale zabrakło mi siły.

Czasem zastanawiam się, czy duma jest ważniejsza od bezpieczeństwa rodziny? Czy można kochać kogoś i jednocześnie mieć do niego żal za to, że nie potrafi się przełamać? Czy nasze małżeństwo przetrwa tę próbę?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak poradziliście sobie z konfliktem między dumą a potrzebą wsparcia? Czy warto walczyć o swoje przekonania kosztem najbliższych?