Mój mąż cieszył się, że znalazłam pracę na pół etatu. Potem kazał mi płacić czynsz i kupować pieluchy – nie wierzyłam własnym uszom
– Anka, skoro już zarabiasz, to chyba możesz się dorzucić do czynszu, prawda? – głos Pawła był zimny, jakby rozmawiał ze współlokatorką, nie z żoną.
Zamarłam z kubkiem herbaty w ręku. Nasz synek spał w pokoju obok, a ja po raz pierwszy od miesięcy poczułam się naprawdę zmęczona. Nie fizycznie – to zmęczenie było głębiej, w środku. Właśnie wróciłam z pracy na pół etatu w osiedlowej bibliotece. Byłam dumna, że udało mi się znaleźć coś elastycznego, co pozwalało mi być z Antosiem, a jednocześnie nie rezygnować całkiem z siebie. Paweł jeszcze niedawno mówił: „Dobrze, że masz coś swojego. To ważne.”
– Słucham? – zapytałam cicho, nie wierząc własnym uszom.
– No przecież zarabiasz. Ja nie będę sam wszystkiego ciągnął – wzruszył ramionami i nawet nie spojrzał mi w oczy. – I jeszcze pieluchy się kończą. Może byś kupiła?
Wtedy coś we mnie pękło. Przez całą ciążę powtarzał, że damy radę. Że rodzina to drużyna. Że on wszystko ogarnie, żebym się nie martwiła. Kiedy musiałam zrezygnować z pracy na pełen etat, bo Antoś był wcześniakiem i wymagał opieki, Paweł był moim bohaterem. Przynosił mi herbatę do łóżka, tulił mnie w nocy, mówił: „Jesteśmy razem.”
A teraz? Teraz patrzył na mnie jak na kogoś obcego.
– Paweł… Przecież to tylko pół etatu. Zarabiam grosze – próbowałam tłumaczyć.
– Ale zarabiasz – uciął krótko. – Każda złotówka się liczy.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem dla niego tylko współlokatorką? Czy nasze wspólne życie sprowadza się do podziału rachunków?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę cichy płacz Antosia i szelest kołdry Pawła. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy naprawdę szczerze. Kiedy ostatni raz spojrzał na mnie z czułością.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
– Aniu, jak się trzymasz? – zapytała cicho.
Zawsze wiedziała, kiedy coś jest nie tak.
– Dobrze… – zaczęłam, ale głos mi się załamał.
– Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O pracy, o Pawle, o tym, jak bardzo czuję się samotna.
– Kochanie… – westchnęła mama. – Może powinnaś z nim porozmawiać? Powiedzieć mu, co czujesz?
– Próbowałam… On mnie nie słucha.
Mama milczała przez chwilę.
– Wiesz… Twój tata też czasem był taki zamknięty w sobie. Ale nigdy nie kazał mi płacić za pieluchy dla was.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Wieczorem postanowiłam spróbować jeszcze raz.
– Paweł… Możemy pogadać?
Siedział przy komputerze, grał w jakąś grę. Nawet nie odwrócił głowy.
– Teraz nie mogę.
– To kiedy możesz?
Wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Mam dużo na głowie.
Poczułam się niewidzialna. Jakby mnie już tu nie było.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak dwie planety na różnych orbitach. Ja – z Antosiem na rękach, z wiecznym zmęczeniem pod oczami i poczuciem winy, że nie jestem wystarczająco dobrą matką ani żoną. On – zamknięty w swoim świecie pracy i gier komputerowych.
W pracy próbowałam się uśmiechać do ludzi wypożyczających książki. Czasem jakaś starsza pani zagadywała: „A pani taka młoda, już pracuje?”
Chciało mi się wtedy płakać.
Pewnego dnia przyszła do biblioteki Basia – moja dawna koleżanka z liceum. Miała dwójkę dzieci i męża lekarza.
– Anka! Jak ty wyglądasz! – wykrzyknęła na powitanie.
Uśmiechnęłam się blado.
– Zmęczona jestem trochę…
Usiadłyśmy na chwilę w kącie między regałami.
– Co się dzieje?
Opowiedziałam jej wszystko. O Pawle, o pracy, o tym, jak bardzo czuję się sama.
Basia pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Wiesz… U nas też nie zawsze jest kolorowo. Ale nigdy bym nie pozwoliła, żeby Tomek traktował mnie jak współlokatorkę. Może powinnaś postawić sprawę jasno?
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Paweł… Musimy pogadać. Teraz.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– No to gadaj.
– Czuję się jak intruz we własnym domu. Jakbyś chciał mnie rozliczać z każdej złotówki. Przecież to nasz syn! Nasze życie!
Wzruszył ramionami.
– Każdy musi dokładać się do rodziny. Ja też mam dość ciągłego liczenia pieniędzy.
– Ale ja pracuję tylko na pół etatu! Resztę czasu spędzam z Antosiem! Ty wracasz do domu i siadasz do komputera!
Wstał gwałtownie od stołu.
– To może idź pracować na cały etat! Albo znajdź lepszą robotę!
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w ciszy. W jego oczach zobaczyłam coś obcego – chłód i rozczarowanie.
Tego wieczoru długo siedziałam przy łóżeczku Antosia. Gładziłam go po włoskach i szeptałam: „Mama jest tutaj.”
Zaczęłam coraz częściej myśleć o tym, czy to wszystko ma sens. Czy warto walczyć o coś, co już dawno przestało być domem?
Mama zaproponowała mi, żebym przyjechała do nich na kilka dni z Antosiem. Zgodziłam się bez wahania.
Paweł nawet nie zapytał dlaczego wyjeżdżam.
W domu rodziców poczułam ulgę. Mama zrobiła mi herbatę z malinami, tata pobawił się z Antosiem. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam się bezpieczna.
Wieczorem usiadłyśmy z mamą przy kuchennym stole.
– Aniu… Czasem trzeba zawalczyć o siebie – powiedziała cicho. – Nie możesz być szczęśliwa tylko dlatego, że ktoś tego od ciebie oczekuje.
Pomyślałam wtedy: a może rzeczywiście czas przestać walczyć za wszelką cenę?
Po kilku dniach Paweł zadzwonił:
– Kiedy wracasz?
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Muszę pomyśleć o sobie i o Antosiu.
Milczał przez chwilę.
– Przesadzasz…
– Może… Ale pierwszy raz od dawna czuję spokój.
Odłożyłam telefon i spojrzałam przez okno na ogród rodziców. Antoś bawił się w piaskownicy z dziadkiem. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
Może czasem trzeba pozwolić sobie odejść? Może rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie i rachunki? Czy warto walczyć o coś za wszelką cenę? Co wy byście zrobili na moim miejscu?