Modlitwa i wiara, które pozwoliły mi przetrwać: Jak obroniłam swój dom przed teściową
— Nie masz tu już czego szukać, Marto! — głos teściowej rozbrzmiał w kuchni ostrzej niż nóż, którym właśnie kroiła cebulę. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w pianie, i poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Mój mąż, Tomek, wyjechał na dwa tygodnie służbowo do Norwegii. Zostawił mnie samą z jego matką, panią Haliną, która od zawsze patrzyła na mnie z podejrzliwością i chłodem. Ale tego dnia jej niechęć przybrała nowy wymiar.
— Przepraszam? — zapytałam cicho, próbując ukryć drżenie w głosie.
— Dobrze słyszałaś. Tomek nie powinien był cię tu zostawiać. To jest jego mieszkanie, a ja jestem jego matką. Ty jesteś tylko… — zawahała się — tylko żoną, która niczego tu nie wnosi.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić wszystko i wybiec z mieszkania. Ale gdzie miałabym pójść? Moja rodzina mieszkała daleko, a ja nie miałam tu nikogo poza Tomkiem. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam nie dać się złamać.
Te dni były dla mnie prawdziwą próbą. Pani Halina codziennie znajdowała nowe powody do kłótni: raz przeszkadzało jej, że gotuję zbyt ostro, innym razem — że zostawiam kubek na stole. Czułam się jak intruz we własnym domu. Każdego wieczoru zamykałam się w sypialni i płakałam w poduszkę, modląc się o siłę i cierpliwość.
— Boże, daj mi wytrwać — szeptałam. — Nie pozwól mi się załamać.
W niedzielę rano teściowa weszła do mojego pokoju bez pukania.
— Spakuj się. Zadzwoniłam już do Tomka. Powiedziałam mu, że nie możesz tu dłużej zostać.
Zamarłam. To był cios poniżej pasa. Wiedziałam, że Tomek jest zajęty pracą i nie odbierze telefonu przez kilka godzin. Byłam zdana tylko na siebie.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam się modlić. Nigdy wcześniej nie czułam takiej samotności i bezradności. Ale w tej ciszy poczułam coś jeszcze — ciepło i spokój, jakby ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Przypomniały mi się słowa mojej babci: „Kiedy wszystko inne zawodzi, Bóg zostaje przy tobie”.
Wstałam i wyszłam do kuchni. Pani Halina siedziała przy stole z filiżanką kawy.
— Nie wyjdę stąd — powiedziałam stanowczo, choć głos mi drżał. — To jest także mój dom. Kocham Tomka i on kocha mnie. Nie pozwolę ci mnie zastraszyć.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
— Myślisz, że możesz się ze mną równać? — prychnęła.
— Nie chcę się z panią kłócić — odpowiedziałam cicho. — Ale proszę mnie szanować. Proszę pozwolić mi tu zostać do powrotu Tomka.
Przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy. Widziałam w jej spojrzeniu gniew, ale też coś jeszcze — może cień szacunku? Nie odpowiedziała nic, tylko wstała i wyszła z kuchni.
Kolejne dni były napięte jak struna. Unikałyśmy się nawzajem, rozmawiałyśmy tylko wtedy, gdy musiałyśmy. Każdego wieczoru modliłam się o pokój w sercu i o to, by nie stracić wiary w siebie.
W środę zadzwonił Tomek.
— Marta? Mama mówiła mi różne rzeczy… Co tam się dzieje?
Opowiedziałam mu wszystko przez łzy: o groźbach, o samotności, o tym, jak bardzo mi go brakuje.
— Kochanie… — westchnął ciężko. — Przepraszam cię za to wszystko. Mama czasem przesadza. Proszę, wytrzymaj jeszcze kilka dni. Wrócę szybciej.
Po tej rozmowie poczułam ulgę, ale też żal. Dlaczego musiałam walczyć o swoje miejsce? Dlaczego kobiety w Polsce tak często są zmuszane do udowadniania swojej wartości nawet we własnym domu?
W piątek wieczorem Tomek wrócił wcześniej niż planował. Gdy wszedł do mieszkania, pani Halina siedziała w salonie z obrażoną miną.
— Mamo, musimy porozmawiać — powiedział stanowczo.
Nie słyszałam całej rozmowy, ale po godzinie teściowa przyszła do mnie do kuchni.
— Zostajesz tu — powiedziała krótko. — Ale pamiętaj: rodzina to nie tylko prawa, ale też obowiązki.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam już swoje: przetrwałam najgorsze dzięki wierze i modlitwie. To one dały mi siłę, by nie uciec i nie poddać się presji.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet przechodzi przez podobne piekło w czterech ścianach? Ile z nas musi codziennie walczyć o szacunek i swoje miejsce? Czy naprawdę rodzina powinna być polem bitwy?
Może właśnie wiara i modlitwa są tymi kotwicami, które pozwalają nam przetrwać burzę.