Między obowiązkiem a miłością: Historia rodziny Kowalskich

– Nie mogę tego zrobić, Anka! – głos Janka drżał, a w oczach miał łzy, których nie widziałam u niego od dzieciństwa. Stał oparty o kuchenny stół w naszym starym domu w Wólce, gdzie ściany pamiętały jeszcze czasy PRL-u. – To przecież nasz tata…

Patrzyłam na niego i czułam, jak serce ściska mi się z bólu. Mój syn Kuba bawił się w kącie z psem, nieświadomy ciężaru tej rozmowy. W powietrzu wisiała cisza przerywana tylko tykaniem zegara i odgłosami starego domu. Mój ojczym, pan Stanisław, miał już 86 lat. Od kilku miesięcy coraz częściej zapominał, gdzie jest, gubił się nawet w swoim własnym ogrodzie. Dom był stary, dach przeciekał, a zimą woda zamarzała w rurach. Ja mieszkałam z Kubą w Lublinie, pracowałam na dwa etaty i ledwo wiązałam koniec z końcem. Janek został na wsi, ale sam miał rodzinę i swoje problemy.

– Janek, ja już nie daję rady – powiedziałam cicho. – Przecież nie zostawimy go samego. A dom opieki… tam będzie miał opiekę medyczną, ciepło, jedzenie…

Janek spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Ty nic nie rozumiesz! On zawsze mówił, że nie chce kończyć życia w takim miejscu. Że dom starców to nie dla niego. Pamiętasz, jak opowiadał o swojej matce? Jak ją tam oddali i już nigdy nie była taka sama?

Poczułam ukłucie winy. Pamiętałam te historie. Ale pamiętałam też, jak ostatnio znalazłam tatę leżącego na podłodze w kuchni – przewrócił się i nie mógł wstać przez kilka godzin. Gdyby nie sąsiadka, kto wie, jakby się to skończyło?

– Janek… ja mam Kubę. On mnie potrzebuje. Nie mogę rzucić wszystkiego i zamieszkać tutaj na stałe. Ty masz Marysię i dzieciaki…

Janek spuścił głowę.

– Wiem… Ale czuję się tak, jakbym go zdradzał. Jakbym był złym synem.

Usiadłam obok niego i przez chwilę milczeliśmy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa – tata uczył mnie jeździć na rowerze, robił najlepsze naleśniki na świecie, tulił mnie po nocnych koszmarach. Nie był moim biologicznym ojcem – tego nigdy nie poznałam – ale był jedynym tatą, jakiego miałam.

– Może powinniśmy porozmawiać z nim razem? – zaproponowałam w końcu.

Janek skinął głową bez przekonania.

Wieczorem usiedliśmy przy stole z tatą. Był pogodny, choć coraz częściej gubił wątek rozmowy.

– Tato… – zaczęłam niepewnie. – Martwimy się o ciebie. Chcemy, żebyś był bezpieczny.

Tata spojrzał na mnie z uśmiechem.

– Oj tam, dzieciaki… Ja tu sobie radzę. Zawsze sobie radziłem.

Janek próbował tłumaczyć sytuację: że dom się sypie, że zdrowie już nie to samo. Tata słuchał cierpliwie, ale widziałam w jego oczach cień strachu.

– Chcecie mnie oddać do domu starców? – zapytał nagle cicho.

Zapadła cisza. Kuba przestał się bawić i patrzył na nas szeroko otwartymi oczami.

– Tato… To nie tak…

– Nie chcę tam iść – przerwał mi stanowczo. – Tu jest mój dom. Tu są moje wspomnienia. Tu umarła wasza mama…

Janek zacisnął pięści na stole.

– Ale my też mamy swoje życie! – wybuchnął nagle. – Ja mam dzieci! Anka ma Kubę! Ile jeszcze mamy się rozdawać?!

Tata spojrzał na niego z wyrzutem i nagle wydawał się bardzo mały i bezbronny.

– Rozumiem… – wyszeptał tylko.

Po tej rozmowie przez kilka dni panowała między nami napięta atmosfera. Tata zamknął się w sobie, Janek przestał odbierać moje telefony. Ja wróciłam do Lublina z poczuciem porażki i winy.

W pracy byłam rozkojarzona, Kuba coraz częściej pytał o dziadka. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka z Wólki.

– Pani Aniu, tata znowu się przewrócił… Pogotowie zabrało go do szpitala.

Rzuciłam wszystko i pojechałam do szpitala. Tata leżał na sali z innymi starszymi ludźmi, wyglądał na zagubionego i przestraszonego.

– Aniu… – wyszeptał słabo. – Nie chcę być ciężarem…

Poczułam łzy napływające do oczu.

– Nigdy nim nie byłeś, tato…

Po kilku dniach wypisali go do domu. Tym razem podjęliśmy decyzję razem z Jankiem – zatrudnimy opiekunkę na kilka godzin dziennie, a dom opieki zostawimy jako ostateczność.

Ale wciąż czuję ciężar tej decyzji. Czy robimy dobrze? Czy można być dobrym dzieckiem i jednocześnie dbać o własne życie? Czy miłość zawsze oznacza poświęcenie?

Czasem patrzę na Kubę i zastanawiam się: co on by zrobił na moim miejscu? Czy kiedyś też stanie przed takim wyborem? Może nie ma dobrych odpowiedzi… Może najważniejsze to po prostu być blisko – nawet jeśli czasem oznacza to trudne rozmowy i łzy.