Między obowiązkiem a marzeniami: Historia Marty z Poznania

– Marta, czy możesz w końcu posprzątać ten bałagan? – głos Pawła odbił się echem od ścian naszej kuchni. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, a łzy cisnęły mi się do oczu. Nie dlatego, że znowu miał pretensje. Po prostu czułam, jakbym tonęła w tej codzienności, w której nie było już miejsca na mnie.

Od dziesięciu lat byłam żoną Pawła i matką dwójki dzieci – Zosi i Antka. Nasze życie toczyło się w Poznaniu, w trzypokojowym mieszkaniu na Winogradach. Każdy dzień wyglądał podobnie: śniadanie, szkoła, zakupy, obiad, pranie, lekcje, kolacja. Paweł pracował w banku, wracał późno i był wiecznie zmęczony. Ja? Ja byłam od wszystkiego. Od dzieci, od domu, od rozwiązywania problemów. Nawet od tego, żeby nie narzekać.

Czasem wieczorem siadałam przy oknie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła miasta. Wtedy pozwalałam sobie na marzenia. O tym, jak mogłoby wyglądać moje życie, gdybym miała odwagę zrobić coś dla siebie. Zawsze lubiłam czytać i pisać. Kiedyś chciałam zostać nauczycielką albo dziennikarką. Ale potem pojawiła się Zosia, potem Antek, a potem już tylko obowiązki.

Pewnego dnia zobaczyłam ogłoszenie o kursie kreatywnego pisania w pobliskim domu kultury. Serce mi zabiło mocniej. To była szansa – niewielka, ale jednak. Przez kilka dni chodziłam z myślą o tym kursie jak z tajemnicą schowaną głęboko w kieszeni. W końcu zebrałam się na odwagę.

– Paweł… – zaczęłam niepewnie podczas kolacji. – Zastanawiałam się… Może mogłabym zapisać się na taki kurs pisania? To tylko dwa razy w tygodniu wieczorem.

Spojrzał na mnie jakbym mówiła po chińsku.

– Marta, przecież masz dzieci i dom. Kto się nimi zajmie? Poza tym… – zawahał się – chyba nie sądzisz, że to jest teraz najważniejsze?

Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł lodowatej wody.

– Ale ja… chciałabym spróbować czegoś nowego. Dla siebie.

– Twoim obowiązkiem jest rodzina. Dzieci cię potrzebują. Ja też. Przecież zawsze mówiłaś, że dom jest dla ciebie najważniejszy.

Nie odpowiedziałam. Przez resztę wieczoru milczałam, a w środku czułam narastający bunt i smutek.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.

– Martuś, wszystko w porządku? Słyszę po głosie, że coś cię gryzie.

Opowiedziałam jej o kursie i rozmowie z Pawłem.

– Córciu… – westchnęła – ja też kiedyś chciałam czegoś więcej. Ale wtedy nie było takiej możliwości. Ty masz szansę. Nie pozwól sobie wmówić, że nie możesz.

Te słowa dodały mi odwagi. Zapisałam się na kurs bez pytania Pawła o zgodę. Pierwsze zajęcia były jak powiew świeżego powietrza. Poznałam ludzi takich jak ja – zagubionych, spragnionych czegoś więcej niż tylko codziennych obowiązków.

Ale w domu atmosfera gęstniała z każdym dniem.

– Znowu wychodzisz? – Paweł patrzył na mnie z wyrzutem.

– Tak. To dla mnie ważne.

– A dzieci? Zosia płakała dziś cały wieczór, bo nie było cię przy kolacji.

Zadrżałam. Wiedziałam, że to nieprawda – Zosia była już duża i rozumiała więcej niż Paweł sądził. Ale poczucie winy ścisnęło mnie za gardło.

Wieczorami leżałam obok Pawła w łóżku i czułam między nami mur nie do przeskoczenia. On milczał albo rzucał krótkie uwagi o tym, jak bardzo wszystko się zmieniło odkąd zaczęłam „myśleć tylko o sobie”.

Dzieci też zauważyły zmianę.

– Mamo, czemu jesteś smutna? – zapytała pewnego dnia Zosia.

Przytuliłam ją mocno.

– Nie jestem smutna, kochanie. Po prostu czasem trzeba zrobić coś dla siebie, żeby być szczęśliwą mamą.

Zosia uśmiechnęła się i pobiegła do swojego pokoju. Ale ja wiedziałam, że to nie takie proste.

Kolejne tygodnie były walką – o siebie i o rodzinę. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy albo zamykał się w swoim świecie. Ja pisałam coraz więcej – krótkie opowiadania o kobietach takich jak ja: rozdartych między obowiązkiem a marzeniami.

Pewnego wieczoru Paweł wybuchł:

– Nie poznaję cię! Kiedyś byłaś inna! Wszystko było poukładane! Teraz tylko te twoje kursy i pisanie!

Patrzyłam na niego i czułam jednocześnie żal i złość.

– Może właśnie dlatego byłam taka poukładana… bo nie miałam odwagi być sobą?

Zapadła cisza ciężka jak ołów.

Nie wiem, co będzie dalej. Czy uda nam się znaleźć kompromis? Czy Paweł zaakceptuje moje potrzeby? Czy dzieci nie ucierpią przez moje decyzje?

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a sobą? Czy można być dobrą matką i jednocześnie spełniać swoje marzenia? Może to właśnie jest najtrudniejsze pytanie każdej kobiety…