Między miłością a poświęceniem – historia jednej decyzji

– Michał, musisz oddać mieszkanie bratu. On ma rodzinę, ty jesteś sam. – Głos mamy drżał, kiedy wypowiadała te słowa przez telefon. Stałem przy oknie w swoim dwupokojowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie, patrząc jak deszcz rozmywa światła miasta. W tej chwili czułem się jak dziecko, które znów musi ustąpić starszemu bratu.

– Mamo, przecież wiesz, ile mnie to kosztowało. Pracowałem na dwa etaty, brałem nadgodziny, żeby mieć coś swojego. Nie mogę tak po prostu oddać mieszkania – odpowiedziałem, czując jak narasta we mnie bunt.

– Ale Paweł i Kasia mają dziecko w drodze. Ich kawalerka jest za mała. Ty zawsze byłeś rozsądny, Michał. Zrozum nas – usłyszałem w odpowiedzi.

Wiedziałem, że mama nie mówi tego złośliwie. Ale zawsze to ja miałem być tym odpowiedzialnym, tym, który się poświęca. Paweł był oczkiem w głowie rodziców – niepoprawny marzyciel, któremu wszystko uchodziło na sucho. Ja byłem tym cichym, który nigdy nie sprawiał problemów.

Tej nocy nie zmrużyłem oka. W głowie tłukły mi się słowa: „Rodzina jest najważniejsza”. Ale czy ja też się do niej zaliczam? Czy moje potrzeby mają jakiekolwiek znaczenie?

Następnego dnia zadzwonił Paweł:

– Michał, spotkajmy się na kawie. Musimy pogadać jak bracia.

Usiedliśmy w zatłoczonej kawiarni przy Puławskiej. Paweł był spięty, bawił się łyżeczką i unikał mojego wzroku.

– Słuchaj, wiem, że to dla ciebie trudne… Ale serio nie mamy wyjścia. Kasia już nie może pracować, a ja nie wiem, czy przedłużą mi umowę w firmie. Twój lokal to dla nas szansa. Ty przecież możesz wrócić do mamy na jakiś czas…

Patrzyłem na niego i czułem narastającą złość.

– A co jeśli nie chcę oddać mieszkania? Co jeśli mam już dość bycia tym, który zawsze ustępuje?

Paweł wzruszył ramionami:

– To znaczy, że jesteś egoistą. Myślałem, że jesteś lepszym bratem.

Te słowa bolały bardziej niż chciałem przyznać. Wróciłem do domu z poczuciem winy i wściekłością. Przez kolejne dni unikałem telefonu. Mama dzwoniła co godzinę:

– Michałku, nie rób nam tego. Rodzina cię potrzebuje. Bóg ci wynagrodzi za dobre serce.

Nawet ciotka Basia z Gdańska zadzwoniła:

– Michał, rodzina to świętość. Nie bądź uparty.

Kasia napisała mi SMS-a: „Wyobraź sobie, jak fajnie byłoby wychowywać tu twojego siostrzeńca. Obiecuję, że będziemy dbać o mieszkanie.” Nie odpisałem.

Zacząłem unikać rodziny. Nawet znajomi zauważyli, że jestem przygaszony.

Pewnego wieczoru spotkałem się z moim przyjacielem Tomkiem na piwie.

– Stary, to chore! To twoje mieszkanie! Jeśli teraz ustąpisz, nigdy się nie uwolnisz od ich oczekiwań – powiedział Tomek.

Ale poczucie winy nie znikało. W Polsce rodzina to świętość – tak nas wychowano. Ale co jeśli ta świętość zaczyna cię dusić?

Po tygodniu ciszy poszedłem na niedzielny obiad do mamy. Wszyscy byli – Paweł, Kasia, nawet dziadek Stefan, który rzadko wychodzi z domu.

Mama zaczęła od razu:

– Michałku, wszyscy tu jesteśmy, żeby rozwiązać ten problem jak rodzina.

Paweł patrzył na mnie błagalnie, Kasia z lekkim uśmiechem pełnym wyższości.

– Synku – ciągnęła mama – jeśli teraz nie pomożesz bratu, cała rodzina się rozpadnie. Chcesz tego?

Poczułem łzy pod powiekami. Spojrzałem na Pawła:

– A co jeśli ja pęknę? Co jeśli już nie dam rady być tym, który zawsze daje? Czy wtedy ktoś się mną przejmie?

Kasia przewróciła oczami:

– Zawsze byłeś przewrażliwiony, Michał. Nikt nie wymaga od ciebie cudów – tylko trochę zrozumienia.

Dziadek Stefan chrząknął:

– Za moich czasów wszyscy dzielili się tym, co mieli. Ale dziś… dziś każdy myśli tylko o sobie.

Wstałem od stołu:

– Może jestem egoistą, może złym bratem… ale tym razem wybieram siebie.

Wyszedłem z mieszkania w ciszy.

Tamtej nocy długo nie mogłem zasnąć. Czy zdradziłem rodzinę? Czy wreszcie postawiłem granicę?

Czasem pytam sam siebie: gdzie kończy się miłość do rodziny, a zaczyna poświęcenie, które niszczy człowieka? Czy naprawdę wolno nam powiedzieć „nie” tym, których kochamy – czy to jedyny sposób, by ocalić własną duszę?