Między miłością a obowiązkiem: Gdy babcia wprowadza się do naszego życia

– Znowu nie zamknęłaś drzwi na klucz! – Babcia Nada podnosi głos, a ja czuję, jak w gardle rośnie mi gula. Stoję w kuchni, z rękami zanurzonymi w pianie, próbując odszorować przypalony garnek po wczorajszym bigosie. W powietrzu unosi się zapach cebuli i starego mydła.

– Przepraszam, babciu – odpowiadam cicho, choć w środku aż się gotuję. To już trzeci raz dzisiaj, kiedy słyszę wyrzut. Odkąd Ania wyszła za mąż i wyprowadziła się do swojego nowego mieszkania na Ursynowie, nasz dwupokojowy blok na Pradze stał się schronieniem dla babci Nady. Mama uznała, że to ja – młodsza córka, jeszcze niezamężna – powinnam się nią zająć. „Masz więcej czasu, nie masz dzieci, a Ivan jest wyrozumiały” – powtarzała przez telefon, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Ivan siedzi w salonie, próbuje pracować zdalnie, ale co chwilę zerka na mnie z niepokojem. Wiem, że czuje się tu coraz bardziej obco. Nasza intymność zniknęła gdzieś między stertą leków babci a jej wieczornymi opowieściami o wojnie i głodzie. Czasem łapię się na tym, że tęsknię za ciszą, za naszymi wspólnymi śniadaniami w łóżku i spontanicznymi wyjściami do kina.

– Kiedy wróci Ania? – pyta babcia z przedpokoju, jakby nie pamiętała, że jej starsza wnuczka już tu nie mieszka.

– Babciu, Ania ma teraz swoją rodzinę – tłumaczę po raz setny. – Ale przyjdzie w niedzielę na obiad.

Babcia wzdycha ciężko i siada na fotelu przy oknie. Patrzy na szare podwórko, gdzie dzieci grają w piłkę. Jej dłonie drżą lekko, a ja czuję ukłucie winy. Przecież to nie jej wina, że starość jest taka samotna.

Wieczorem Ivan próbuje ze mną porozmawiać.

– Kasia, musimy coś wymyślić – mówi cicho. – Kocham cię, ale tak dalej nie dam rady. Nie mamy już dla siebie czasu. Nawet nie możemy się przytulić bez strachu, że babcia zaraz wejdzie do pokoju.

Patrzę na niego bezradnie. Wiem, że ma rację. Ale co mam zrobić? Oddać babcię do domu opieki? Przecież obiecałam mamie, że się nią zajmę. Poza tym… to przecież moja babcia. Pamiętam jej ciepłe ręce, kiedy byłam mała i chorowałam na anginę. Pamiętam jej bajki o złotym ptaku i pierogi z jagodami.

Następnego dnia Ania dzwoni z nowiną: jest w ciąży. Mama płacze ze szczęścia przez telefon, a ja czuję ukłucie zazdrości i żalu. Ania zawsze była tą „lepszą” córką – odpowiedzialną, poukładaną, z dobrą pracą i teraz jeszcze z rodziną. Ja zostałam z babcią i narastającym poczuciem winy.

Wieczorem Ivan wraca późno z pracy.

– Kasia, musimy pogadać – mówi poważnie. – Dostałem propozycję pracy w Gdańsku. To szansa dla nas… ale musielibyśmy się wyprowadzić.

Patrzę na niego jak na obcego człowieka.

– A co z babcią?

– Może czas pomyśleć o domu opieki? Albo porozmawiać z twoją mamą? Nie możesz poświęcać całego życia dla innych.

Czuję, jak łzy napływają mi do oczu.

– Ivan… Ja nie potrafię jej zostawić. To moja rodzina.

– A my? My nie jesteśmy rodziną?

Nie odpowiadam. Wiem tylko, że coś we mnie pęka.

Następne dni mijają w napięciu. Babcia coraz częściej pyta o dziadka, który nie żyje od piętnastu lat. Czasem budzi się w nocy i woła mamę. Ja śpię czujnie, bo boję się, że coś jej się stanie. Ivan coraz częściej nocuje u kolegi.

W niedzielę Ania przychodzi na obiad z mężem. Wszyscy udają szczęśliwych. Mama przynosi ciasto i opowiada o przygotowaniach do chrztu wnuka. Babcia siedzi cicho i tylko czasem ściska moją dłoń pod stołem.

Po obiedzie wychodzę na balkon zapalić papierosa. Ania podchodzi do mnie.

– Kasia… wiem, że ci ciężko – mówi cicho. – Może powinniśmy porozmawiać z mamą o pomocy dla babci? Nie możesz wszystkiego brać na siebie.

Patrzę na nią ze złością.

– Łatwo ci mówić. Ty masz swoje życie.

Ania milknie i odchodzi bez słowa.

W nocy długo nie mogę zasnąć. Słyszę cichy płacz babci zza ściany i szloch Ivana w poduszkę. Czuję się rozdarta między miłością do bliskich a własnymi potrzebami. Czy naprawdę muszę wybierać?

Kilka dni później babcia upada w łazience. Zawozimy ją do szpitala. Lekarze mówią o złamaniu biodra i konieczności rehabilitacji. Mama przyjeżdża z Anią i nagle wszyscy są gotowi pomagać – organizują opiekunkę, rozważają dom seniora.

Patrzę na nich z niedowierzaniem i ulgą zarazem. Czy naprawdę musiała wydarzyć się tragedia, żeby ktoś mnie usłyszał?

Ivan obejmuje mnie delikatnie.

– Teraz twoja kolej – szepcze. – Zadbaj o siebie.

Patrzę przez okno na szare warszawskie ulice i zastanawiam się: czy można być dobrą córką i wnuczką, nie tracąc siebie? Czy rodzina zawsze musi oznaczać poświęcenie?