Między domem mamy a problemami ciotki: historia wyboru, który boli

— Nie mogę już dłużej tego ciągnąć, mamo! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałyśmy w kuchni jej starego mieszkania na Pradze, gdzie zapach wilgoci mieszał się z aromatem świeżo zaparzonej kawy. Moja matka, Maria, miała 70 lat i coraz częściej zapominała o rzeczach, które jeszcze niedawno były dla niej oczywiste. Ostatnio zostawiła gaz włączony na całą noc. To był cud, że nic się nie stało.

Ale to nie ona była dziś głównym problemem. To ciotka Linda — młodsza siostra mamy, która od lat zmagała się z depresją i uzależnieniem od leków nasennych. Odkąd jej mąż odszedł do innej kobiety, Linda coraz bardziej zamykała się w sobie. Dzwoniła do mnie niemal codziennie, żaląc się na samotność i prosząc o pomoc w najdrobniejszych sprawach. Czasem miałam wrażenie, że jestem jej ostatnią deską ratunku.

— Aniu, przecież to twoja rodzina — powtarzała mi mama, kiedy próbowałam jej tłumaczyć, że nie dam rady zajmować się obiema naraz. — Linda nie ma nikogo oprócz nas.

— Mamo, ale ty też mnie potrzebujesz! — odpowiedziałam z rozpaczą. — Nie możesz już mieszkać sama. Musisz się przeprowadzić do mnie albo do domu opieki. Boję się o ciebie każdego dnia.

Mama spuściła wzrok. Wiem, że dla niej to była porażka — całe życie była samodzielna, dumna z tego, że radzi sobie sama. Teraz musiała pogodzić się z własną słabością i zależnością ode mnie. A ja? Czułam się rozdarta na pół.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mój mąż, Tomek, czekał na mnie z kolacją. Nasze dzieci — Zosia i Michał — już spały. Usiadłam przy stole i rozpłakałam się bez słowa.

— Znowu byłaś u mamy? — zapytał cicho Tomek.

— Tak… I u Lindy też dzwoniłam. Ona… ona znowu nie wstała z łóżka cały dzień. Mówi, że nie ma po co żyć.

Tomek westchnął ciężko.

— Aniu, musisz wybrać. Nie możesz być wszędzie naraz. Twoja mama ma ciebie i nas. Linda ma swoje dzieci — przecież są dorośli! Czemu oni się nią nie zajmują?

— Bo uciekli od niej dawno temu… — szepnęłam. — Nie chcą mieć z nią nic wspólnego.

Przez kolejne dni próbowałam rozmawiać z kuzynami — dziećmi Lindy. Odbierali moje telefony niechętnie, zbywali mnie krótkimi odpowiedziami.

— Ciocia Linda zawsze była trudna — powiedziała mi przez telefon Kasia, córka Lindy. — Przepraszam, ale ja mam swoje życie. Nie dam rady.

Czułam narastającą frustrację i poczucie winy. Czy naprawdę powinnam zostawić Lindę samą? Przecież to rodzina… Ale moja mama coraz bardziej potrzebowała mojej obecności. Zaczęła gubić się na ulicy, zapominała wyłączyć żelazko, myliła dni tygodnia.

Pewnego dnia dostałam telefon od sąsiadki mamy.

— Pani Aniu, pani mama siedzi od rana na ławce przed blokiem i płacze. Nie mogę jej namówić, żeby wróciła do domu.

Rzuciłam wszystko i pobiegłam do niej. Zastałam ją skuloną, zmarzniętą mimo letniego popołudnia.

— Mamusiu… co się stało?

— Nie wiem już nic… — wyszeptała drżącym głosem. — Wszystko mi się miesza…

Zabrałam ją do siebie na kilka dni. Tomek był wyrozumiały, dzieci starały się być cicho, ale atmosfera w domu była napięta. Mama płakała nocami, powtarzając, że jest ciężarem.

W tym czasie Linda dzwoniła coraz częściej. Pewnego wieczoru odebrałam telefon od niej:

— Aniu… ja już nie mam siły… Może lepiej by mnie nie było…

Zamarłam ze strachu.

— Ciociu! Proszę cię, nie mów tak! Jutro przyjadę!

Ale następnego dnia nie mogłam zostawić mamy samej ani na chwilę. Zadzwoniłam po pogotowie do Lindy, tłumacząc sytuację dyspozytorce przez łzy.

Wieczorem zadzwonił do mnie lekarz ze szpitala.

— Pani ciocia jest już bezpieczna. Ale powinna mieć stałą opiekę psychologiczną i wsparcie rodziny.

Wsparcie rodziny… Ale gdzie jest ta rodzina? Dlaczego wszystko spadło na mnie?

Po tej nocy podjęłam decyzję: mama zamieszka ze mną na stałe. Linda trafiła do ośrodka wsparcia psychicznego — pomogłam jej załatwić formalności, ale wiedziałam już, że nie mogę być dla niej wszystkim.

Czułam ulgę i ogromne poczucie winy jednocześnie. Czy byłam złą siostrzenicą? Czy miałam prawo wybrać własną matkę kosztem ciotki?

Dziś patrzę na mamę, która powoli przyzwyczaja się do nowego życia pod moim dachem. Widzę jej wdzięczność i strach w oczach. Czasem myślę o Lindzie — czy wybaczy mi ten wybór?

Czy można być dobrą córką i jednocześnie nie zatracić siebie? Czy każda rodzina musi rozpaść się pod ciężarem problemów? Może czasem trzeba wybrać… tylko jak żyć potem z tym wyborem?