Mąż chce, żebym oddała nasze dziecko – czy naprawdę nie nadaję się na matkę?
— Znowu nie wstałaś do niego na czas! — głos Pawła rozbrzmiał w kuchni ostrym echem, kiedy próbowałam zrobić sobie kawę. Drżały mi ręce. Szymek płakał w łóżeczku, a ja czułam się jakby ktoś przywiązał mi do nóg ciężary. — On płacze już od pięciu minut! — dodał, patrząc na mnie z wyrzutem.
— Przepraszam, po prostu… jestem zmęczona — wyszeptałam, ale wiedziałam, że to go tylko rozjuszy.
— Zmęczona? Ty jesteś cały czas zmęczona! — Paweł rzucił ścierką na blat. — Może powinnaś w końcu przyznać, że to nie dla ciebie. Że nie nadajesz się na matkę.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez dziewięć miesięcy nosiłam Szymka pod sercem, wyobrażając sobie, jak będziemy razem szczęśliwi. Ale rzeczywistość okazała się inna. Poród był trudny, a potem przyszły bezsenne noce, płacz, lęk i poczucie winy. Czułam się niewidzialna, jakby ktoś wymazał mnie z własnego życia.
Moja mama powtarzała: „To minie, musisz być silna”. Ale Paweł nie miał cierpliwości. Od początku był chłodny wobec Szymka. Kiedy wracał z pracy, rzucał tylko: „Znowu płacze? Nie możesz go uspokoić?”. Z czasem zaczął mówić coraz częściej, że nie radzę sobie jako matka.
Pewnego wieczoru usiadł naprzeciwko mnie przy stole. — Musimy podjąć decyzję — powiedział cicho, ale stanowczo. — Tak dalej być nie może. Ty się męczysz, ja się męczę, Szymek też. Może… może powinniśmy go oddać do adopcji.
Zamarłam. — Co ty mówisz? To nasze dziecko!
— Ale ty nie jesteś szczęśliwa! — krzyknął. — Patrz na siebie! Nie śpisz, nie jesz, płaczesz po nocach! To nie jest normalne. Może ktoś inny lepiej się nim zajmie.
Przez kilka dni chodziłam jak w transie. Bałam się dotykać Szymka, bałam się spojrzeć Pawłowi w oczy. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy rzeczywiście jestem taką złą matką?
Zadzwoniłam do mojej siostry, Magdy. — On chce, żebym oddała Szymka — wyszeptałam przez łzy.
— Zwariował?! — Magda była w szoku. — Ty jesteś jego matką! Masz prawo być zmęczona! To minie! Musisz z kimś porozmawiać, może z psychologiem?
Ale Paweł był nieugięty. Zaczął rozmawiać z moją mamą za moimi plecami. — Ona sobie nie radzi — mówił jej przez telefon. — Boję się o nią i o dziecko.
Mama przyszła do mnie następnego dnia. Usiadła na kanapie i spojrzała mi prosto w oczy.
— Kochanie… Paweł mówi, że jest ci ciężko. Może powinnaś odpocząć? Może on ma rację?
Poczułam się zdradzona przez wszystkich. Czy naprawdę nikt nie widzi, jak bardzo kocham Szymka? Czy nikt nie rozumie, że to wszystko jest dla mnie nowe i trudne?
Zaczęłam unikać Pawła. Kiedy wracał z pracy, zamykałam się z Szymkiem w sypialni. Czułam się jak zwierzę w klatce. Każdy jego krok po domu przyprawiał mnie o dreszcze.
Pewnej nocy obudził mnie płacz Szymka. Wstałam automatycznie i wzięłam go na ręce. Przytuliłam go mocno i poczułam ciepło bijące od jego ciała. Wtedy coś we mnie pękło.
— Nie oddam cię nikomu — wyszeptałam do synka przez łzy.
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do poradni psychologicznej. Opowiedziałam wszystko psycholożce – o zmęczeniu, o Pawle, o tym jak czuję się bezradna i samotna.
— To może być depresja poporodowa — powiedziała spokojnie. — Potrzebuje pani wsparcia i czasu dla siebie, a nie wyrzutów sumienia.
Zaczęłam chodzić na spotkania grupy wsparcia dla młodych mam. Poznałam inne kobiety, które przechodziły przez to samo co ja. Każda miała swoje lęki i słabości, ale żadna nie była złą matką.
Paweł był coraz bardziej sfrustrowany moją zmianą. — Po co tam chodzisz? Pranie mózgu ci robią? — pytał z irytacją.
— Potrzebuję tego — odpowiadałam spokojnie.
W końcu postawiłam sprawę jasno: — Nie oddam Szymka. Jeśli chcesz odejść – odejdź. Ale ja zostaję z naszym synem.
Paweł spakował się i wyprowadził do swojej matki. Przez kilka tygodni byłam sama z Szymkiem i własnymi myślami. Było ciężko – czasem bardzo ciężko – ale każdego dnia czułam się coraz silniejsza.
Po miesiącu Paweł zadzwonił: — Przepraszam… Nie rozumiałem cię. Może spróbujemy jeszcze raz?
Nie wiem, co będzie dalej z naszym małżeństwem. Ale wiem jedno: jestem matką i kocham swoje dziecko ponad wszystko.
Czasem patrzę na Szymka i pytam siebie: ile matek słyszy od najbliższych, że są niewystarczające? Czy naprawdę musimy być idealne, żeby zasłużyć na miłość własnego dziecka?