Matka mojego męża rujnuje moje życie – czy naprawdę jestem niewdzięczna?
– Znowu przyszła. – Myślę, patrząc przez okno na znajomą sylwetkę z siatkami pełnymi zakupów. – Boże, czy ona nigdy nie odpoczywa?
– Kochanie, twoja mama jest pod klatką – mówię do Pawła, który udaje, że nie słyszy, pochylony nad laptopem. – Może tym razem ty ją przywitasz?
– Daj spokój, przecież ona tylko chce pomóc – odpowiada beznamiętnie. – Poza tym, i tak już weszła.
Drzwi otwierają się z hukiem. Wchodzi teściowa, Danuta, cała w energii i trosce.
– Dzień dobry! Przyniosłam wam świeże bułeczki i trochę mięsa na obiad. O, widzę, że znowu masz bałagan w kuchni, Aniu. Zaraz ci pomogę.
Zaciskam zęby. Nie chcę jej pomocy. Nie chcę tych bułek, mięsa, ani jej uwag na temat mojego bałaganu. Chcę tylko spokoju i poczucia, że to ja rządzę w swoim domu.
– Dziękuję, Danusiu, ale naprawdę wszystko mam pod kontrolą – mówię najłagodniej jak potrafię.
– Oj tam, oj tam! Wiem, jak to jest z małym dzieckiem. Sama przez to przechodziłam. Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz.
Patrzę na Pawła z nadzieją na wsparcie. On jednak tylko wzrusza ramionami i wraca do pracy.
Kiedyś myślałam, że będziemy z Danutą jak matka i córka. Że będziemy razem piec ciasta na święta i śmiać się przy kawie. Ale od kiedy urodził się Michałek, wszystko się zmieniło. Danuta zaczęła pojawiać się codziennie. Przynosiła jedzenie, sprzątała, poprawiała po mnie łóżeczko syna, komentowała moje wybory wychowawcze.
– Aniu, nie powinnaś tyle go nosić na rękach. Przyzwyczaisz go do siebie za bardzo.
– Ale on płacze…
– Dzieci płaczą! Ty też płakałaś i żyjesz.
Czułam się coraz bardziej bezradna. Każda jej wizyta była dla mnie jak egzamin z macierzyństwa, który zawsze oblewałam.
Pewnego dnia nie wytrzymałam.
– Danusiu, proszę cię… Pozwól mi być mamą dla Michałka na swój sposób.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ale ja tylko chcę pomóc! – Jej głos zadrżał. – Ty nie rozumiesz, ile ja przeszłam sama…
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko teściową, ale kobietę, która kiedyś była samotną matką. Paweł nigdy nie mówił o swoim ojcu. Teraz zaczynałam rozumieć dlaczego.
Ale nawet ta wiedza nie sprawiała, że było mi łatwiej. Każdego dnia walczyłam o kawałek własnej przestrzeni. O prawo do błędów i własnych wyborów.
Wieczorem usiadłam z Pawłem przy stole.
– Musisz coś zrobić – powiedziałam cicho. – Ja już nie wytrzymuję.
– Przesadzasz – westchnął. – Moja mama chce dobrze.
– Ale ja nie chcę jej pomocy! Chcę mieć dom po swojemu!
Milczał długo. W końcu powiedział:
– Porozmawiam z nią.
Następnego dnia Danuta przyszła jak zwykle. Paweł poprosił ją do kuchni.
– Mamo… Ania potrzebuje trochę więcej przestrzeni. Może mogłabyś…
Nie dokończył. Danuta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam… Ja tylko chciałam być potrzebna…
Poczułam ukłucie winy. Może rzeczywiście jestem niewdzięczna? Może powinnam docenić jej starania?
Ale potem Michałek zapłakał i pobiegłam do niego. Przytuliłam go mocno i poczułam ulgę. To ja jestem jego mamą. To ja decyduję.
Od tamtej rozmowy Danuta zaczęła pojawiać się rzadziej. Czasem dzwoniła, pytała czy czegoś nie potrzebujemy. Było mi lżej, ale też… pusto.
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie sama.
– Aniu… Może wpadniecie na obiad? Upiekłam twoje ulubione ciasto z rabarbarem.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Może rodzina to właśnie ciągłe balansowanie między bliskością a wolnością? Może czasem trzeba pozwolić komuś odejść trochę dalej, żeby mógł wrócić bliżej?
Czy wy też mieliście kiedyś poczucie winy przez to, że potrzebujecie własnej przestrzeni? Jak znaleźć równowagę między wdzięcznością a asertywnością?