Maska idealnej matki: Hipokryzja szwagierki
— To po prostu oburzające! Wrzuca zdjęcia z córką na fejsa, podpisuje je cukierkowymi słówkami, a sama od czterech lat nawet nie zadzwoni! Co za obłuda! — głos Kasi drżał ze złości, gdy opowiadała przyjaciółce o bólu, który nosiła w sercu. Siedzieliśmy w małej kawiarni na Kazimierzu w Krakowie, a ja patrzyłam na nią przez łzy, które cisnęły mi się do oczu. To była moja historia. To ja byłam tą Kasią.
Nie wiem, kiedy zaczęłam czuć się tak bardzo samotna wśród własnej rodziny. Może to było wtedy, gdy urodziła się Zosia i nagle wszyscy oczekiwali ode mnie, że będę idealną matką — zawsze uśmiechniętą, cierpliwą, gotową na poświęcenia. Moja szwagierka, Agnieszka, była wtedy moją największą podporą. Przynajmniej tak mi się wydawało. Przychodziła do nas z ciastem, pomagała przy kąpieli małej, a potem… po prostu zniknęła. Bez słowa. Bez wyjaśnienia.
Przez pierwsze miesiące tłumaczyłam ją sobie — może ma dużo pracy, może jest zmęczona, może coś się wydarzyło. Ale mijały lata, a ona nie zadzwoniła ani razu. Nie zapytała, jak się czuję po porodzie, nie zaproponowała spotkania. Zosia rosła, a Agnieszka pojawiała się tylko na zdjęciach — tych samych, które wrzucała na Facebooka z podpisami: „Najcudowniejsza siostrzenica na świecie!” albo „Rodzina to najważniejsze”.
Za każdym razem, gdy widziałam te posty, czułam jakby ktoś wbijał mi nóż w serce. Przecież to nie była prawda! Przecież ona nie miała pojęcia, jak wygląda nasze życie. Nie widziała moich nieprzespanych nocy, łez bezsilności i samotnych spacerów z wózkiem po Plantach. Nie słyszała Zosi pytającej: „Mamo, a ciocia Agnieszka jeszcze nas lubi?”
W domu też nie było łatwo. Mój mąż, Tomek, zawsze starał się unikać konfliktów. — Daj spokój, Kaśka. Może Agnieszka ma swoje powody? Nie roztrząsaj tego — powtarzał za każdym razem, gdy próbowałam z nim o tym porozmawiać. Ale ja nie potrafiłam odpuścić. Czułam się zdradzona nie tylko przez nią, ale i przez niego. Czy naprawdę tak trudno było zadzwonić? Napisać wiadomość?
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i napisałam do niej sama. „Cześć Agnieszka. Dawno się nie widziałyśmy. Może spotkamy się na kawę? Zosia bardzo za Tobą tęskni.” Odpowiedź przyszła po trzech dniach: „Oj Kaśka, teraz mam taki młyn w pracy… Ale wrzucę coś na fejsa dla Zosi! Ucałuj ją ode mnie!”
Poczułam się jak idiotka. Jak ktoś niewidzialny. Jakbyśmy były tylko rekwizytami w jej internetowym teatrze szczęścia.
Zaczęłam obserwować jej profil z coraz większą niechęcią. Zdjęcia z wakacji w Tatrach — „Rodzinny czas to najpiękniejszy czas”. Fotki z dziećmi koleżanek — „Uwielbiam być ciocią!”. A pod spodem setki lajków i komentarzy: „Agnieszka, jesteś cudowna!”, „Zazdroszczę takiej rodziny!”.
Czasem miałam ochotę napisać prawdę pod którymś z tych postów. Wykrzyczeć wszystkim: „To kłamstwo! Ona nie dba o rodzinę! Nie zna nawet własnej siostrzenicy!” Ale nigdy nie miałam odwagi. Bałam się reakcji rodziny, bałam się jeszcze większego odrzucenia.
Najgorsze były święta. Wszyscy spotykaliśmy się przy jednym stole — ja, Tomek, Zosia, teściowie i oczywiście Agnieszka z mężem. Uśmiechy, życzenia zdrowia i szczęścia, prezenty dla dzieci. A potem rozmowy o niczym i szybkie wyjście do domu. Po takich spotkaniach czułam się jeszcze bardziej pusta niż przedtem.
Pewnego razu podczas Wigilii Zosia podeszła do Agnieszki z rysunkiem: „To dla Ciebie ciociu!” Agnieszka uśmiechnęła się szeroko i powiedziała: „Ojejku! Jaka piękna laurka! Muszę ją wrzucić na Facebooka!” Nawet nie spojrzała na mnie.
Po powrocie do domu Zosia zapytała: „Mamo, dlaczego ciocia nie chce ze mną rozmawiać?” Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku hipokryzję dorosłych?
Z czasem zaczęłam zamykać się w sobie. Przestałam ufać ludziom. Nawet przyjaciółki zauważyły zmianę: — Kaśka, co się z tobą dzieje? — pytała Ania podczas naszych spotkań przy kawie.
— Czuję się niewidzialna — odpowiedziałam kiedyś przez łzy. — Jakby moja rodzina istniała tylko na pokaz.
Ania próbowała mnie pocieszać: — Może powinnaś porozmawiać z Agnieszką szczerze? Powiedzieć jej wszystko prosto w oczy?
Ale czy to coś zmieni? Czy można zmusić kogoś do prawdziwego zainteresowania? Czy można nauczyć dorosłego człowieka empatii?
Ostatnio coraz częściej myślę o tym, żeby odciąć się od tej toksycznej relacji. Przestać śledzić jej profil, przestać liczyć na telefon czy wiadomość. Skupić się na sobie i Zosi. Ale za każdym razem coś mnie powstrzymuje — może nadzieja, że kiedyś wszystko się zmieni?
Czasem patrzę na Zosię bawiącą się samotnie w pokoju i zastanawiam się: czy to ja zawiodłam jako matka? Czy powinnam zrobić coś więcej? A może po prostu muszę pogodzić się z tym, że niektóre relacje są tylko iluzją?
Czy warto walczyć o szczerość w rodzinie za wszelką cenę? Czy lepiej zaakceptować fałsz i żyć dalej? Może ktoś z was zna odpowiedź…