Marzył o Rodzinie, Ale Odszedł, Gdy Nasze Dziecko Przyszło na Świat
— Nie poznaję cię, Michał! — krzyknęłam przez łzy, stojąc w kuchni z maleńką Zosią na rękach. On stał przy drzwiach, z walizką w dłoni, i patrzył na mnie tak, jakbyśmy byli sobie zupełnie obcy. — Przecież tego właśnie chciałeś! Marzyłeś o rodzinie, o dziecku…
Michał spuścił wzrok. — Myślałem, że tego chcę. Ale nie potrafię… Przepraszam.
To był trzeci tydzień po narodzinach naszej córki. Trzy tygodnie nieprzespanych nocy, płaczu, zmęczenia i chaosu. Ale przecież wszyscy przez to przechodzą, prawda? Wierzyłam, że razem damy radę. Przecież byliśmy szczęśliwi. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Poznaliśmy się na studiach w Krakowie. Michał był duszą towarzystwa — zawsze uśmiechnięty, pełen energii, z głową pełną planów. Ja byłam bardziej cicha, zamknięta w sobie, ale przy nim czułam się bezpieczna. Po trzech latach znajomości oświadczył mi się na Plantach, pod starym kasztanem. Płakałam wtedy ze szczęścia.
Nasze życie po ślubie było jak z obrazka. Wynajęliśmy małe mieszkanie na Podgórzu, oboje pracowaliśmy — ja jako nauczycielka w podstawówce, Michał w agencji reklamowej. Wieczorami gotowaliśmy razem kolacje, oglądaliśmy filmy i snuliśmy plany na przyszłość. Najważniejszym z nich było dziecko.
Starania trwały prawie rok. Kiedy w końcu zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, Michał podniósł mnie do góry i krzyczał z radości. Przez całą ciążę był troskliwy — chodził ze mną na badania, masował mi plecy, czytał poradniki dla przyszłych ojców. Wydawało mi się, że nic nas nie złamie.
Poród był trudny. Zosia przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Michał był przy mnie cały czas, trzymał mnie za rękę i powtarzał, że jestem dzielna. Ale już wtedy widziałam w jego oczach coś dziwnego — strach? Niepewność? Może zmęczenie?
Pierwsze dni w domu były koszmarem. Zosia płakała niemal bez przerwy, ja nie umiałam jej uspokoić. Michał próbował pomagać, ale coraz częściej wychodził do pracy wcześniej i wracał później. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: kto ma zmienić pieluchę, kto zrobi zakupy, kto wstanie w nocy.
— Ty sobie świetnie radzisz — powiedział pewnego wieczoru, kiedy próbowałam go namówić, żeby nakarmił Zosię butelką. — Ja tylko przeszkadzam.
— Przeszkadzasz? Jesteś jej ojcem! — odpowiedziałam z rozpaczą.
Z każdym dniem oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Michał zamykał się w sobie, unikał rozmów. Ja czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Moja mama przyjeżdżała pomagać mi przy dziecku, ale jej rady tylko mnie irytowały. — Każdy facet tak ma na początku — powtarzała. — Daj mu czas.
Ale czas nie pomagał. Pewnego ranka Michał oznajmił mi, że musi wyjechać na kilka dni do Warszawy służbowo. Nie protestowałam — byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam siły się kłócić.
Wrócił po tygodniu inny człowiek. Milczący, obcy, jakby nieobecny duchem. W nocy usiadłam obok niego na łóżku i zapytałam:
— Kochasz mnie jeszcze?
Długo milczał.
— Nie wiem — odpowiedział cicho.
Następnego dnia spakował walizkę.
Zostałam sama z Zosią i tysiącem pytań bez odpowiedzi. Próbowałam do niego dzwonić, pisać wiadomości — nie odpowiadał. Po dwóch tygodniach przyszedł list: „Przepraszam. Nie potrafię być ojcem ani mężem. Muszę odejść.”
Moja mama zamieszkała ze mną na kilka miesięcy. Pomagała mi przy Zosi, gotowała obiady i powtarzała: „Dasz radę.” Ale ja czułam się jak wrak człowieka. Patrzyłam na zdjęcia ze ślubu i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.
Znajomi zaczęli się odsuwać — nie wiedzieli, co powiedzieć. W pracy udawałam silną, ale w domu płakałam po nocach do poduszki. Najgorsze były święta — puste miejsce przy stole przypominało mi o wszystkim, co straciłam.
Minął rok. Zosia zaczęła chodzić i mówić pierwsze słowa. Każdego dnia patrzę na nią i widzę w niej trochę siebie i trochę Michała. Czasem zastanawiam się, czy on żałuje swojej decyzji. Czy myśli o nas? Czy kiedyś wróci?
Dziś już wiem, że nie mogę żyć przeszłością. Muszę być silna dla mojej córki. Ale czasem wciąż budzę się w nocy z pytaniem: dlaczego? Dlaczego ktoś może marzyć o rodzinie przez lata… a potem odejść w najważniejszym momencie?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi. Może takich historii jest więcej niż myślimy? Czy to naprawdę możliwe, żeby miłość tak po prostu zniknęła?