„Mamo, ślubu nie będzie” – Wyznanie Polki, która w ostatniej chwili zrezygnowała z małżeństwa
– Mamo, ślubu nie będzie. – Słowa wyszły ze mnie jakby same, a w kuchni zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam tylko tykanie zegara. Mama odwróciła się od zlewu, w rękach trzymała jeszcze mokrą szklankę. Jej spojrzenie było pełne niedowierzania i lęku.
– Co ty mówisz, Karolina? – zapytała cicho. – Przecież wszystko już gotowe…
Wiedziałam, że muszę to powiedzieć. Że nie mogę dłużej udawać. Że nie mogę wyjść za Michała tylko dlatego, że wszyscy tego oczekują.
Tydzień wcześniej jeszcze wszystko wydawało się normalne. Suknia czekała w szafie, sala była opłacona, a babcia codziennie dzwoniła z pytaniem, czy na pewno nie zapomniałam o czymś ważnym. Ale ja już wtedy nie spałam po nocach. Każda rozmowa z Michałem kończyła się kłótnią albo milczeniem. Każda decyzja o kwiatach, menu czy muzyce była polem bitwy.
Pamiętam ten wieczór, kiedy wróciłam do mieszkania po pracy. Michał siedział na kanapie i przeglądał telefon. Nawet nie spojrzał na mnie.
– Znowu późno? – rzucił beznamiętnie.
– Miałam nadgodziny, szefowa prosiła…
– Zawsze coś. Może powinnaś w końcu pomyśleć o domu, a nie tylko o karierze.
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Przecież zawsze mówił, że podziwia moją ambicję. Ale odkąd zaczęliśmy planować ślub, wszystko się zmieniło. Michał zaczął mówić o „tradycyjnych wartościach”, o tym, że „żona powinna dbać o dom”, że „jego matka nigdy nie pozwoliła sobie na takie zachowanie”.
Kiedyś śmialiśmy się z takich tekstów jego ojca. Teraz słyszałam je z ust Michała.
Najgorsze były spotkania rodzinne. Jego mama, pani Teresa, patrzyła na mnie jak na egzotyczne zwierzę.
– Karolinko, a ty umiesz gotować rosół? – pytała co niedziela.
– Umiem – odpowiadałam grzecznie, choć wiedziałam, że i tak jej nie przekonam.
– Bo wiecie, Michał to lubi domowe jedzenie. I porządek. U nas zawsze było czysto.
Czułam się jak na egzaminie, którego nie mogę zdać. Michał coraz częściej stawał po stronie matki.
– Moja mama ma rację – mówił po cichu w samochodzie. – Ty wszystko robisz po swojemu.
– Bo jestem dorosła! – wybuchałam. – Nie będę żyć według czyichś zasad!
– To po co się żenisz?
To pytanie wracało do mnie każdej nocy. Po co się żenię? Dla siebie? Dla rodziny? Dla świętego spokoju?
W piątek przed ślubem spotkałam się z przyjaciółkami w kawiarni na Nowym Świecie. Marta i Ola były podekscytowane.
– Już za dwa dni! – piszczała Marta. – Masz wszystko przygotowane?
– Tak… chyba tak – odpowiedziałam niepewnie.
Ola spojrzała na mnie uważnie.
– Karola, co jest? Wyglądasz jakbyś miała zaraz uciec.
Nie odpowiedziałam wtedy nic. Bałam się własnych myśli.
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama:
– Karolinko, babcia już upiekła sernik na niedzielę. Tata zamówił taksówkę na kościół. Wszystko będzie pięknie.
A ja poczułam się jak w pułapce. Jakbym miała odegrać rolę w przedstawieniu, którego nigdy nie chciałam grać.
W nocy długo patrzyłam w sufit. W końcu napisałam do Michała:
„Musimy porozmawiać.”
Spotkaliśmy się rano w parku przy fontannie.
– O co chodzi? – zapytał od razu zirytowany.
– Michał… ja nie wiem, czy chcę tego ślubu.
Zbladł.
– Żartujesz sobie? Wszystko już gotowe! Moi rodzice wydali kupę kasy!
– To nie o pieniądze chodzi…
– To o co?!
– O nas! O to, że już nie jestem sobą przy tobie…
Milczał przez chwilę, potem zaczął mówić coraz głośniej:
– Wiesz co? Jesteś niewdzięczna! Inna dziewczyna marzyłaby o takim weselu!
– Może inna… ale nie ja.
Wróciłam do domu i powiedziałam mamie prawdę. Tata wyszedł z kuchni bez słowa. Mama płakała całą noc. Babcia zadzwoniła rano:
– Karolinko… co ludzie powiedzą?
A ja tylko powtarzałam w myślach: „Co ja powiem sobie za dziesięć lat?”
Michał przyszedł jeszcze raz pod mój blok.
– Karolina, proszę cię… Nie rób mi tego. Wszyscy będą się ze mnie śmiać!
Patrzyłam na niego i widziałam chłopca, który boi się opinii innych bardziej niż samotności.
– Przepraszam – wyszeptałam i zamknęłam drzwi.
Przez kilka dni telefon dzwonił bez przerwy: ciotki, kuzynki, znajomi z pracy. Jedni pytali z troską, inni z wyrzutem:
– Zmarnowałaś mu życie!
– Jeszcze będziesz żałować!
Ale były też głosy wsparcia:
– Jesteś odważna.
– Lepiej teraz niż za późno.
Siedzę teraz w swoim pokoju u rodziców i patrzę przez okno na szare bloki Warszawy. Czuję ulgę i strach jednocześnie. Nie wiem, co będzie dalej. Ale wiem jedno: wolę być sama niż żyć cudzym życiem.
Czasem pytam siebie: czy naprawdę miałam prawo odejść? Czy egoizm jest zawsze zły? A może czasem trzeba być egoistką, żeby ocalić siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto poświęcić siebie dla spokoju innych?