List do kochanki mojego męża — 5 lat później: Teraz jesteś tylko złym wspomnieniem
Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytasz ten list. Może nawet nie pamiętasz już mojego imienia, chociaż przez pewien czas byłam dla ciebie kimś więcej niż tylko żoną twojego „ukochanego”. Pięć lat temu świat mi się zawalił. Pamiętam tamten wieczór, kiedy znalazłam w telefonie mojego męża twoje wiadomości – te pełne czułości, których nigdy nie pisał do mnie. Pamiętam, jak serce mi stanęło, jakby ktoś ścisnął je w pięści.
— Kto to jest, Piotr? — zapytałam wtedy, pokazując mu ekran. Milczał. Ty wiesz, jak on potrafi milczeć, prawda? To jego milczenie bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Nie potrafię zwracać się do ciebie po imieniu. Jesteś kobietą, która próbowała ukraść mojego męża i ojca moich dzieci. Tak, mój mąż był idiotą, że się w tobie „zakochał”, ale tu nie chodzi o niego – tu chodzi o CIEBIE. To ty jesteś na tym stratna. W moich oczach (i w oczach wielu innych) jesteś tylko złym wspomnieniem.
Przez długi czas myślałam, że to ja jestem winna. Że może byłam zbyt zmęczona po pracy, zbyt zajęta dziećmi, zbyt mało atrakcyjna. Przypominam sobie te noce, kiedy leżałam obok Piotra i udawałam, że śpię, a łzy cicho spływały mi po policzkach. Dzieci spały w swoich pokojach, a ja czułam się najbardziej samotna na świecie.
Moja mama powtarzała: „Małżeństwo to praca na całe życie”. Ale nikt nie mówił mi, że czasem ta praca to walka o przetrwanie własnej godności. Przez ciebie musiałam tłumaczyć synowi, dlaczego tata nie wraca na noc. Musiałam patrzeć w oczy córce i udawać, że wszystko jest w porządku.
Pamiętasz ten dzień, kiedy przyszłaś do naszego domu? Myślałaś, że mnie nie będzie. Zostawiłaś swoją apaszkę na naszym fotelu. Zauważyłam ją od razu – pachniała twoimi perfumami. Przez tydzień nie mogłam usiąść na tym fotelu. Piotr tłumaczył się głupio: „To koleżanka z pracy”. Ty byłaś tą koleżanką.
Wiesz, co jest najgorsze? Że przez chwilę naprawdę wierzyłam, że on cię kocha. Że może ty jesteś lepsza ode mnie – młodsza, ładniejsza, bardziej interesująca. Ale potem zobaczyłam cię przypadkiem w sklepie. Stałaś przy kasie i rozmawiałaś przez telefon. Byłaś taka zwyczajna. I wtedy zrozumiałam: to nie ty byłaś lepsza ode mnie. To on był słaby.
Po waszym rozstaniu Piotr wrócił do mnie na kolanach. Przepraszał, płakał, obiecywał poprawę. Przez długi czas nie potrafiłam mu wybaczyć. Każda twoja wiadomość, każdy telefon od „nieznanego numeru” wywoływał we mnie panikę. Bałam się, że znowu wrócisz do naszego życia jak cień.
Ale minęło pięć lat. Dziś jestem inną kobietą. Silniejszą. Nauczyłam się żyć bez strachu i bez ciebie w mojej głowie. Piotr jest nadal moim mężem – ale już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem dla mnie. Nasze dzieci dorastają i pytają coraz mniej o tamte czasy.
Czasem zastanawiam się, co czujesz teraz. Czy żałujesz? Czy myślisz o tym, jak łatwo można zniszczyć czyjeś życie? Może masz już własną rodzinę i boisz się, że ktoś zrobi ci to samo?
Piszę ten list nie dlatego, że chcę cię zranić – choć przez długi czas tego pragnęłam. Piszę go dla siebie. Żeby zamknąć ten rozdział raz na zawsze.
Wiesz co? Teraz jesteś tylko złym wspomnieniem. Cieniem przeszłości, który już mnie nie straszy.
Czasem patrzę na Piotra i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać komuś, kto raz złamał twoje serce? Nie znam odpowiedzi… Ale wiem jedno: przetrwałam to wszystko i jestem silniejsza niż kiedykolwiek.
A ty? Kim jesteś dzisiaj? Czy potrafisz spojrzeć sobie w oczy?
Może właśnie dlatego warto było napisać ten list…