Kiedy rodzina to za mało: „Moi rodzice mieszkają blisko, ale i tak potrzebuję opiekunki do dziecka”
– Znowu? – usłyszałam w słuchawce głos mamy, kiedy po raz kolejny zadzwoniłam z pytaniem, czy mogłaby dziś wieczorem zostać z Hanią. – Wiesz, że mamy z tatą swoje plany. Nie możesz znaleźć jakiejś opiekunki?
Zamarłam. W mojej głowie kłębiły się myśli: przecież mieszkają trzy ulice dalej, przecież to ich wnuczka, przecież kiedyś obiecywali, że będą pomagać. Oparłam się o kuchenny blat, czując jak łzy napływają mi do oczu. Hania bawiła się na dywanie, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
Mam na imię Marta. Mam 25 lat, męża – Michała, i dwuletnią córeczkę. Poznaliśmy się z Michałem na studiach w Krakowie. Byliśmy nierozłączni, razem przeszliśmy przez egzaminy, pierwsze mieszkanie, pierwsze rozczarowania. Kiedy zaszłam w ciążę, byłam pewna, że damy sobie radę – razem i z pomocą rodziny.
Ale życie szybko zweryfikowało moje wyobrażenia. Michał pracuje w IT, często zostaje po godzinach. Ja wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim, ale tylko na pół etatu – nie stać nas na prywatny żłobek, a państwowy nie miał miejsc. Rodzice Michała mieszkają na drugim końcu Polski. Moi rodzice? Są tuż obok, ale jakby byli na innej planecie.
– Marto, musisz zrozumieć, że my też mamy swoje życie – powtarza mama za każdym razem, gdy proszę o pomoc. – Kiedyś wychowywałam ciebie i twojego brata bez niczyjej pomocy. Teraz chcemy trochę odpocząć.
Nie rozumiem tego. Czy naprawdę tak trudno poświęcić wnuczce dwie godziny raz w tygodniu? Czy naprawdę jestem taka roszczeniowa? Może powinnam być bardziej samodzielna? Ale przecież nie proszę o wiele.
Ostatnio sytuacja stała się jeszcze trudniejsza. Michał dostał propozycję awansu – świetna pensja, ale jeszcze więcej pracy. Ja coraz częściej łapię się na tym, że nie mam siły ani ochoty bawić się z Hanią po całym dniu pracy i obowiązków domowych. Czasem marzę tylko o tym, żeby ktoś mnie przytulił i powiedział: „Dobrze sobie radzisz”.
W zeszły piątek miałam rozmowę kwalifikacyjną do nowej pracy – lepsze warunki, elastyczne godziny. Poprosiłam mamę o pomoc:
– Mamo, to dla mnie bardzo ważne. Potrzebuję tylko dwóch godzin.
– Marto, naprawdę nie mogę. Idziemy z tatą do kina.
Poczułam się niewidzialna. Jakby moje potrzeby były mniej ważne niż ich rozrywka. Michał próbował mnie pocieszać:
– Może rzeczywiście powinniśmy zatrudnić opiekunkę? – zaproponował niepewnie.
– Ale przecież mamy rodzinę! – wybuchłam. – To chyba normalne, że dziadkowie pomagają?
Zaczęliśmy się kłócić. Michał uważał, że nie powinnam oczekiwać od rodziców pomocy na siłę. Ja czułam się zdradzona przez wszystkich – przez rodziców i przez niego.
Wieczorem długo płakałam w łazience. Przypomniałam sobie swoje dzieciństwo: mama zawsze była zajęta pracą albo domem, tata wracał późno i był zmęczony. Obiecywałam sobie wtedy, że moja rodzina będzie inna – ciepła, wspierająca, obecna.
A teraz? Siedzę sama w kuchni, Hania śpi za ścianą, Michał pracuje przy komputerze w salonie. Wszyscy jesteśmy razem, a jednak osobno.
W końcu zdecydowałam się zadzwonić do Agaty – koleżanki ze studiów, która od niedawna dorabia jako opiekunka do dzieci.
– Jasne, Marta! Z przyjemnością zajmę się Hanią. Daj znać kiedy potrzebujesz.
Poczułam ulgę i… wstyd. Że muszę płacić obcej osobie za coś, co powinno być naturalne w rodzinie.
Kilka dni później spotkałam mamę na zakupach.
– Słyszałam od sąsiadki, że zatrudniłaś opiekunkę – powiedziała chłodno.
– Tak, mamo. Potrzebuję pomocy.
– Myślałam, że dasz sobie radę sama.
Nie odpowiedziałam. Po raz pierwszy nie próbowałam tłumaczyć się ani przepraszać.
Wieczorem Michał przytulił mnie mocno:
– Wiesz… Może twoi rodzice po prostu nie potrafią być innymi dziadkami? Może musimy zaakceptować to, co jest?
Nie wiem. Może rzeczywiście oczekuję za dużo? Może dzisiejsze pokolenie dziadków chce żyć dla siebie? Ale czy to znaczy, że młodzi rodzice mają być zawsze sami?
Czasem patrzę na Hanię i zastanawiam się: czy ja też kiedyś zawiodę ją tak jak moi rodzice mnie? Czy potrafię być dla niej wsparciem nawet wtedy, gdy będę zmęczona życiem?
Może nie ma jednej dobrej odpowiedzi. Może każda rodzina musi znaleźć własną równowagę między bliskością a niezależnością.
A wy? Jak radzicie sobie z samotnością wśród najbliższych? Czy naprawdę można być rodziną tylko z nazwy?