Kiedy Moja Córka Wybrała Jego Zamiast Nas: Serce Ojca w Rozpadzie
– Znowu wychodzisz? – zapytałem, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Stała w przedpokoju, z kluczami w dłoni, ubrana w tę nową kurtkę, którą dostała od Pawła na urodziny. Moja córka, Ania. Moje dziecko, które jeszcze niedawno przychodziło do mnie z każdym problemem, a teraz patrzyła na mnie jak na obcego.
– Tato, przecież mówiłam ci rano. Paweł czeka na mnie pod blokiem – odpowiedziała, unikając mojego wzroku. W jej głosie słyszałem irytację, której kiedyś nie było. Kiedyś wszystko było inne. Byliśmy tylko we dwoje – ja i ona – odkąd jej matka odeszła. Przez lata byliśmy drużyną. Przetrwaliśmy razem najgorsze burze. A teraz…
Pamiętam, jak pierwszy raz przyprowadziła Pawła do domu. Był uprzejmy, trochę za bardzo pewny siebie, ale starałem się nie oceniać. Chciałem być tym ojcem, który akceptuje wybory córki. Ale im więcej czasu spędzała z nim, tym mniej było jej dla mnie. Zaczęły się drobne kłamstwa – że wróci wcześniej, że zadzwoni później. Potem już nawet nie próbowała tłumaczyć.
Wszystko się zmieniło po ich ślubie. Ania zamieszkała z Pawłem w nowym mieszkaniu na obrzeżach Warszawy. Zapraszali mnie na obiady, ale czułem się tam jak gość, nie jak ojciec. Paweł zawsze miał coś do powiedzenia – o polityce, o pracy, o tym, jak powinniśmy żyć. Ania śmiała się z jego żartów i patrzyła na niego z podziwem. Czułem się coraz bardziej zbędny.
Pewnej niedzieli zadzwoniłem do niej z propozycją wspólnego spaceru po Łazienkach. – Tato, nie mogę dziś. Paweł zaplanował wyjazd za miasto – usłyszałem w słuchawce. – Może innym razem? – dodała szybko, ale wiedziałem już, że to tylko puste słowa.
Zacząłem mieć pretensje. Najpierw do niej – że zapomina o mnie, że nie dzwoni tak często jak kiedyś. Potem do Pawła – że zabrał mi córkę. W końcu do siebie – że nie potrafię pogodzić się ze zmianą.
W Wigilię zeszłego roku siedziałem sam przy stole. Ania zadzwoniła późnym wieczorem, przepraszając, że nie mogą przyjechać – Paweł źle się czuł. W tle słyszałem śmiech i rozmowy. Nawet nie zaproponowała, żebym do nich dołączył.
Z czasem przestałem dzwonić pierwszy. Czekałem na jej telefon, na wiadomość. Czasem mijały tygodnie ciszy. W pracy koledzy pytali o rodzinę – kiwałem głową i uśmiechałem się wymuszenie.
Któregoś dnia spotkałem ją przypadkiem w centrum handlowym. Szła z Pawłem i jego matką. Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się niepewnie.
– Cześć, tato! – powiedziała cicho.
– Dzień dobry panie Marku – dodał Paweł chłodno.
– Dzień dobry – odpowiedziałem i poczułem się jak intruz we własnym życiu.
Po powrocie do domu długo siedziałem w ciszy. Przeglądałem stare zdjęcia Ani – z pierwszego dnia szkoły, z wycieczek nad morze, z naszych wspólnych świąt. Zawsze byliśmy razem. Teraz miałem wrażenie, że ktoś mi ją zabrał.
Próbowałem rozmawiać z nią szczerze. Zaprosiłem ją na kawę do naszej ulubionej kawiarni na Mokotowie.
– Aniu… tęsknię za tobą – powiedziałem w końcu.
Spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Tato… Ja też tęsknię, ale mam teraz swoje życie. Paweł jest moją rodziną.
– A ja? Przecież zawsze byliśmy rodziną…
– Jesteś moim ojcem i zawsze będziesz, ale musisz pozwolić mi żyć po swojemu.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek wcześniej. Wróciłem do pustego mieszkania i długo nie mogłem zasnąć.
Czasami zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Czy byłem zbyt opiekuńczy? Czy za bardzo ją kochałem? Czy to normalne, że dzieci odchodzą?
Ostatnio coraz częściej myślę o tym, czy powinienem walczyć o naszą relację czy pozwolić jej odejść i być szczęśliwą na własnych warunkach.
Może miłość rodzica polega właśnie na tym – na cichym wycofaniu się w cień? Ale czy to znaczy, że muszę pogodzić się z samotnością?
Czasami patrzę przez okno i widzę młode rodziny spacerujące po osiedlu. Zastanawiam się wtedy: czy kiedyś wróci? Czy jeszcze znajdziemy wspólny język? Czy to już koniec naszej historii?
Może każdy rodzic musi przeżyć taki moment rozstania… Ale dlaczego boli to aż tak bardzo?
Czy naprawdę trzeba pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej?