Gdy matka sprzedała nasz dom – historia zdrady i przebaczenia

– Mamo, kto to jest? – zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu, kiedy zobaczyłam przez okno dwóch obcych mężczyzn przechadzających się po naszym ogrodzie. Był zimny, szary poranek, a ich sylwetki wyglądały jak cienie na tle zamarzniętej trawy. Mama stała przy kuchennym blacie, zgarbiona, jakby nagle przybyło jej lat. W rękach ściskała filiżankę herbaty, której nawet nie upiła.

– To… znajomi z pracy – odpowiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy.

Nie uwierzyłam jej. Od kilku tygodni coś wisiało w powietrzu. Mama – Halina – była rozkojarzona, coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, a kiedy pytałam o przyszłość, zbywała mnie półsłówkami. Ten dom w podwarszawskim Piastowie był wszystkim, co miałyśmy po śmierci dziadka. Tu dorastałam ja – Karolina – tu moja córka Lena stawiała pierwsze kroki. Mama zawsze powtarzała: „Ten dom będzie twój, Karolinko. Ja tylko tu mieszkam do czasu.”

Nie potrzebowałam papierów ani testamentu – ufałam jej bezgranicznie. Przecież jesteśmy rodziną.

Kilka dni później wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. W przedpokoju stały walizki. Mama siedziała na kanapie z jakimś mężczyzną w garniturze. Na stole leżały dokumenty.

– Co tu się dzieje? – zapytałam, czując jak serce wali mi w piersi.

Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Muszę ci coś powiedzieć… Sprzedałam dom.

Świat zawirował. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– Jak to sprzedałaś?! Przecież obiecałaś… To miał być nasz dom! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

– Nie miałam wyjścia – wyszeptała. – Długi po tacie… komornik groził zajęciem wszystkiego. Nie chciałam cię martwić…

– Ale dlaczego nic nie powiedziałaś?! Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie?!

Mężczyzna w garniturze wstał i podał mi kartkę.

– Proszę podpisać protokół przekazania kluczy – powiedział chłodno.

Wybiegłam z domu, trzaskając drzwiami. Przez kilka godzin chodziłam bez celu po mieście. W głowie kłębiły mi się myśli: gdzie teraz zamieszkamy z Leną? Jak mogła mi to zrobić własna matka?

Wieczorem wróciłam do pustego już domu. Mama siedziała na schodach z głową w dłoniach.

– Przepraszam… – szlochała. – Myślałam, że jakoś to załatwię…

Nie potrafiłam jej wybaczyć. Przez kolejne tygodnie mieszkałyśmy u mojej przyjaciółki Agaty. Lena pytała codziennie: „Kiedy wrócimy do domu?” Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Rodzina zaczęła się od nas odwracać. Ciotka Barbara zadzwoniła tylko raz:

– Twoja matka zawsze była egoistką. Ale żeby własnej córce zrobić coś takiego?

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa patrzyła na mnie ze współczuciem:

– Może weź kilka dni wolnego? Musisz to wszystko poukładać.

Ale jak poukładać życie, które rozpadło się w jednej chwili?

Po miesiącu mama zadzwoniła:

– Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Może… zamieszkacie ze mną?

Nie odpowiedziałam od razu. Wciąż czułam żal i gniew. Ale Lena tęskniła za babcią.

W końcu poszłyśmy tam razem. Mieszkanie było ciasne i ciemne, daleko od szkoły Leny i mojej pracy. Mama wyglądała na starszą o dziesięć lat.

– Wiem, że cię zawiodłam – powiedziała cicho. – Ale zrobiłam to dla nas obu. Gdyby komornik zabrał dom, zostałabyś z niczym i jeszcze z długami.

Nie wiedziałam już, co jest prawdą, a co wymówką.

Zaczęłyśmy żyć na nowo – skromnie, bez wygód, ale razem. Lena szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu, znalazła koleżanki na podwórku.

Ja długo nie mogłam się pozbierać. Każda rozmowa z mamą kończyła się kłótnią lub płaczem.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy stole.

– Mamo… Czy gdybyś mogła cofnąć czas, zrobiłabyś to inaczej?

Spojrzała na mnie smutno.

– Tak… Ale wtedy wydawało mi się, że nie mam wyboru.

Zrozumiałam wtedy jedno: czasem nawet najbliżsi mogą nas zawieść. Ale czy to znaczy, że mamy przestać ufać ludziom? Czy rodzina to tylko wspólna krew i wspomnienia?

Może dom to nie tylko ściany i dach nad głową… Może dom to my – nawet jeśli wszystko inne przepadło?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę? Czy można odbudować zaufanie po czymś takim?