Dwadzieścia lat razem, a potem nagle sama: Jak mój świat runął i kto podał mi rękę, gdy się tego nie spodziewałam
– Naprawdę? Po dwudziestu latach? – wykrztusiłam, patrząc na Andrzeja, który stał w progu z walizką. Jego wzrok był spuszczony, a dłonie drżały. – Przepraszam, Aniu. Muszę… muszę odejść. To nie twoja wina – powiedział cicho, unikając mojego spojrzenia.
W tamtej chwili świat przestał istnieć. Słyszałam tylko własny oddech i bicie serca, które zdawało się rozsadzać mi klatkę piersiową. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart, że zaraz się roześmieje i powie: „No co ty, przecież wiesz, że cię kocham”. Ale on już sięgał po klamkę.
– Do kogo idziesz? – zapytałam drżącym głosem.
– Do Magdy – odpowiedział. – Jest młodsza… Wiem, że to okropne, ale… Potrzebuję czegoś nowego.
Zamknęłam oczy. Magda. Ta sama Magda, która jeszcze miesiąc temu była naszą sąsiadką, z którą piłam kawę na balkonie i śmiałam się z jej opowieści o randkach. Poczułam się jak idiotka.
Kiedy drzwi się zamknęły, osunęłam się na podłogę. Przez kilka godzin nie byłam w stanie się ruszyć. Telefon dzwonił, ktoś pukał do drzwi – wszystko było jak za szybą. W końcu zadzwoniła moja córka, Ola.
– Mamo? Co się dzieje? Tata nie odbiera telefonu…
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Zamiast tego wybuchłam płaczem. Ola przyjechała po godzinie. Przytuliła mnie mocno i przez chwilę płakałyśmy razem.
Następnego dnia zaczęły się telefony od rodziny. Moja matka była wściekła.
– Jak mogłaś do tego dopuścić? – krzyczała przez słuchawkę. – Co z tobą nie tak, że facet po tylu latach odchodzi?
Czułam się winna wszystkiemu: temu, że Andrzej odszedł, temu, że nie zauważyłam sygnałów, temu, że nie jestem już młoda i atrakcyjna. Nawet Ola zaczęła mieć do mnie pretensje.
– Mamo, może gdybyś bardziej o siebie dbała…
Zostałam sama w mieszkaniu pełnym wspomnień. Każdy przedmiot przypominał mi Andrzeja: kubek z napisem „Najlepszy tata”, zdjęcia z wakacji nad morzem, jego ulubiony sweter rzucony na fotel. Przez kilka dni nie wychodziłam z łóżka.
Pewnego wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam niechętnie – na progu stała Basia, moja szwagierka, żona brata Andrzeja. Zawsze była chłodna i zdystansowana wobec mnie.
– Mogę wejść? – zapytała cicho.
Skinęłam głową. Usiadłyśmy w kuchni. Basia nalała mi herbaty i przez chwilę milczałyśmy.
– Wiem, co czujesz – powiedziała nagle. – Mój ojciec też zostawił mamę dla innej kobiety. To boli jak cholera.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Nigdy wcześniej o tym nie mówiła.
– Nie jesteś sama – dodała. – Wiem, że Andrzej to mój brat, ale to co zrobił… Nie zasłużyłaś na to.
Po raz pierwszy od wielu dni poczułam ulgę. Basia zaczęła przychodzić częściej. Przynosiła ciasto, rozmawiałyśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Pomagała mi załatwiać sprawy urzędowe związane z rozwodem, wspierała mnie podczas rozmów z Olą i moją matką.
Pewnego dnia zaproponowała:
– Chodź ze mną na jogę. Musisz wyjść z domu.
Nie miałam ochoty, ale poszłam. Po zajęciach czułam się lepiej niż od dawna. Zaczęłam powoli wracać do życia: poszłam do fryzjera, kupiłam sobie nową sukienkę, zaczęłam spotykać się ze znajomymi.
Ola początkowo była obrażona na mnie i na ojca. Z czasem jednak zaczęła rozumieć moją sytuację.
– Przepraszam, mamo – powiedziała pewnego dnia przez łzy. – Byłam niesprawiedliwa.
Moja matka nadal uważała, że wszystko to moja wina. Przestałyśmy rozmawiać na kilka miesięcy. Dopiero kiedy zachorowała i trafiła do szpitala, zadzwoniła do mnie.
– Aniu… przepraszam – wyszeptała słabym głosem. – Nie powinnam była cię obwiniać.
Przebaczyłam jej. Wiedziałam już wtedy, że nie mogę żyć przeszłością.
Andrzej próbował wrócić po kilku miesiącach. Magda okazała się kimś innym niż sobie wyobrażał.
– Popełniłem błąd – powiedział stojąc w tym samym progu co wtedy.
Popatrzyłam na niego spokojnie.
– Już za późno – odpowiedziałam cicho.
Dziś jestem inną osobą niż rok temu. Nadal boli mnie to, co się stało, ale wiem już, że potrafię żyć sama. Basia stała się moją najbliższą przyjaciółką. Ola częściej mnie odwiedza i mówi, że jest ze mnie dumna.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: jak to możliwe, że przetrwałam ten koszmar? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może to właśnie początek nowego życia? Co wy o tym myślicie?