Dom, który miał być nasz, ale nie był: matka między nadzieją a nieufnością

– Mamo, wiem, że to brzmi dziwnie, ale tak po prostu będzie wygodniej – głos Agaty drżał w słuchawce. Stałam przy oknie, patrząc jak deszcz uderza nerwowo o szybę. Serce waliło mi w piersi. Wygodniej? Jakim cudem miałoby być wygodniej, żeby dom kupiony za ich oszczędności był zapisany na teściową?

– Agata, posłuchaj siebie – wyszeptałam, próbując ukryć narastającą złość. – Ty i Bartek harujecie jak woły. Zaraz będziecie mieli drugie dziecko. Dlaczego dom nie może być na was?

Westchnęła ciężko. – Bartek mówi, że to korzystniejsze podatkowo. Jego mama dostanie niższy kredyt i jakby coś się stało…

– Jakby coś się stało? Co wtedy? Ty i dzieci zostaniecie na ulicy, bo dom nie będzie wasz? – głos mi się załamał. Słyszałam, jak Agata szybciej oddycha.

– Mamo, proszę cię. Tylko wszystko utrudniasz.

Poczułam łzy pod powiekami. Jak mam jej pokazać, co jest stawką, nie odsuwając jej od siebie?

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Mój mąż, Andrzej, próbował mnie uspokoić.

– Może Bartek ma rację – powiedział ostrożnie. – Może to naprawdę tylko praktyczne rozwiązanie.

– Ty w to wierzysz? – syknęłam. – Przecież znasz jego matkę. Zawsze kontrolująca, zawsze musi mieć ostatnie słowo. Myślisz, że odda im ten dom bez walki?

Andrzej wzruszył ramionami. – To ich życie, Marysiu.

Ale to nie tylko ich życie. To też życie mojej wnuczki Zosi, która może nigdy nie będzie miała własnego pokoju, bo jej ojciec wszystko oddaje swojej matce. To Agata, zawsze niezależna, a teraz jakby znikała pod ciężarem oczekiwań swojej nowej rodziny.

W niedzielę przyszli na kawę. Agata z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem, Zosia biegała po salonie z pluszowym króliczkiem. Bartek siedział naprzeciwko mnie przy stole, unikając mojego wzroku.

– Złożyliśmy ofertę na dom w Piasecznie – rzucił nagle. – Idealny dla naszej rodziny.

– Na nazwisko twojej mamy? – zapytałam ostro.

Kiwnął głową. – Pomaga nam z kredytem. Bez niej nie damy rady.

– A jeśli zdecyduje się sprzedać? Albo się pokłócicie? – mój głos był ostrzejszy niż chciałam.

Agata spojrzała na mnie błagalnie. – Mamo, proszę…

Bartek wiercił się niespokojnie na krześle. – Mamy wszystko ustalone, pani Marysiu. Mama chce tylko pomóc.

Widziałam, jak Agata szuka jego dłoni pod stołem. Żołądek ścisnął mi się z niepokoju.

Po ich wyjściu zostałam w pustym domu pełnym pytań bez odpowiedzi. Andrzej milczał – jak zawsze wtedy, gdy nie zgadzał się z moimi obawami.

Mijały tygodnie. Agata dzwoniła coraz rzadziej. Gdy przychodziła, mówiła o wszystkim oprócz domu. Zosia pytała tylko: „Mamo, kiedy będę miała swój nowy pokoik?”

Pewnego wieczoru niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Bartek stał w progu z napiętą twarzą.

– Mogę wejść? – zapytał cicho.

Skinęłam głową, serce waliło mi w piersi.

Usiadł przy kuchennym stole i splótł dłonie.

– Wiem, że się pani martwi – zaczął powoli. – Ale nigdy nie skrzywdziłbym Agaty.

– Tu nie chodzi o mnie – powiedziałam cicho. – Chodzi o Agatę i dzieci.

Spojrzał mi prosto w oczy. – Moja mama zawsze wszystko dla mnie robiła. Teraz chce nam pomóc.

– Ale czyim kosztem? – wyszeptałam.

Przełknął ślinę z trudem. – Nie chcę, żeby Agata była między nami.

– Już jest – powiedziałam gorzko.

Wstał i bez słowa wyszedł z domu.

Tej nocy śniło mi się, że Agata stoi przed zamkniętymi drzwiami z Zosią za rękę i ciężkim brzuchem. Wołałam ją po imieniu, ale mnie nie słyszała.

Następnego dnia postanowiłam pojechać do niej. Siedziała na kanapie blada jak ściana.

– Mamo… – zaczęła, ale przerwałam jej.

– Agata, błagam cię. Pomyśl dobrze nad tym wszystkim. Oddajesz wszystko z rąk.

Rozpłakała się nagle jak dziecko. – Sama już nie wiem! Bartek mówi, że wszystko będzie dobrze… Ale ja czuję się taka bezradna…

Objęłam ją mocno i poczułam jej drżenie.

– Nie musisz być zawsze silna – wyszeptałam.

Siedziałyśmy tak długo razem w ciszy, podczas gdy za oknem deszcz stukał o szybę coraz ciszej.

Tydzień później dostałam SMS-a: „Mamo, zdecydowaliśmy się jednak przepisać dom na siebie. Dziękuję ci za to, że walczyłaś o mnie.”

Płakałam ze szczęścia i strachu jednocześnie. Czy wygrałam? Czy może coś zepsułam na zawsze?

Czasem pytam siebie: kiedy naprawdę chronisz swoje dziecko – a kiedy musisz pozwolić mu odejść? Co wy byście zrobili na moim miejscu?