Czy powinnam wybaczyć mężowi zdradę, jeśli wciąż go kocham? Moja walka o siebie i rodzinę
– Jak mogłeś mi to zrobić? – mój głos drżał, a łzy spływały po policzkach, kiedy patrzyłam na Piotra siedzącego naprzeciwko mnie przy naszym kuchennym stole. W jego oczach widziałam strach i wstyd, ale nie potrafiłam już uwierzyć w żadne słowo. To był ten moment, w którym świat, który budowaliśmy przez sześć lat, rozpadł się na kawałki.
Jeszcze tydzień temu śmialiśmy się razem z naszych wspólnych zdjęć z Chorwacji, planowaliśmy kolejny wyjazd do Toskanii i rozmawialiśmy o powiększeniu rodziny. Teraz czułam się jak aktorka w kiepskim filmie – zdradzona, upokorzona i zagubiona. Zawsze myślałam, że takie rzeczy przytrafiają się innym. Że to ja jestem tą szczęściarą, która znalazła prawdziwą miłość.
Wszystko zaczęło się od drobiazgów. Piotr wracał później z pracy, coraz częściej zerkał na telefon i zamykał się w łazience z laptopem. Zrzucał to na nadgodziny i stres w firmie. Próbowałam nie robić z tego problemu – przecież każdy ma gorsze dni. Ale kiedy przypadkiem zobaczyłam wiadomość od „Kasi z działu marketingu”, serce mi zamarło. „Tęsknię za Tobą” – napisała. Wtedy już wiedziałam.
Przez kilka dni chodziłam jak cień. Nie spałam, nie jadłam, tylko analizowałam każdą rozmowę, każdy gest. W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost. Piotr nie zaprzeczył. Przyznał się do wszystkiego – do kilku spotkań, do pocałunków, do tego, że „zagubił się”. Płakał, przepraszał, błagał o wybaczenie.
– To był błąd, Aniu. Kocham tylko Ciebie. Nie wiem, co we mnie wstąpiło – mówił, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż bolało.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam. Ale za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam ich razem. Słyszałam jej śmiech, czułam jej perfumy unoszące się w naszym mieszkaniu. Zaczęłam obsesyjnie przeglądać jej profil na Facebooku, porównywać się do niej – była młodsza, szczuplejsza, miała długie blond włosy i uśmiech jak z reklamy pasty do zębów.
Moja mama mówiła: – Aniu, ludzie popełniają błędy. Jeśli go kochasz, spróbuj mu wybaczyć. Tata był bardziej stanowczy: – Raz zdradził, zrobi to znowu. Nie pozwól się upokarzać.
Przyjaciółki podzieliły się na dwa obozy. Marta twierdziła, że powinnam go wyrzucić z domu i zacząć nowe życie. Ola mówiła: – Jeśli czujesz, że warto walczyć o waszą miłość, spróbuj terapii dla par.
A ja? Ja czułam tylko pustkę.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Piotr starał się jak nigdy wcześniej – gotował kolacje, przynosił kwiaty bez okazji, pisał liściki zostawiane na poduszce: „Jestem tu dla Ciebie”. Ale ja nie potrafiłam już spojrzeć mu w oczy bez bólu.
Pewnego wieczoru usiadłam sama w salonie z kieliszkiem wina i zaczęłam pisać list do siebie sprzed lat:
„Droga Aniu,
Pamiętasz ten dzień, kiedy Piotr poprosił Cię o rękę? Byłaś wtedy taka szczęśliwa i pewna siebie. Wierzyłaś w waszą miłość bezgranicznie. Dziś jesteś inna – zraniona i nieufna. Ale nadal jesteś sobą. Nie pozwól nikomu odebrać sobie tej siły.”
Następnego dnia Piotr poprosił mnie o rozmowę.
– Aniu, wiem, że zawaliłem wszystko. Chcę naprawić to, co zepsułem. Pójdźmy razem na terapię. Proszę Cię…
Patrzyłam na niego długo w milczeniu.
– A jeśli nigdy Ci nie wybaczę? – zapytałam cicho.
– Będę czekał tak długo, jak trzeba – odpowiedział bez wahania.
Zgodziłam się na terapię. Przez kolejne miesiące rozmawialiśmy więcej niż przez całe nasze małżeństwo. O dzieciństwie Piotra i jego lękach przed bliskością. O moich kompleksach i strachu przed samotnością. O tym, jak bardzo oboje boimy się utraty siebie nawzajem.
Były dni lepsze i gorsze. Czasem budziłam się z nadzieją na nowy początek; innym razem chciałam uciec i nigdy nie wracać. Zaczęłam chodzić na jogę, spotykać się częściej z przyjaciółkami i dbać o siebie jak nigdy wcześniej.
Najtrudniejsze były święta u teściów. Wszyscy udawali, że nic się nie stało – śmiali się przy stole i opowiadali anegdoty z dzieciństwa Piotra. Ja siedziałam sztywno i czułam się jak intruz we własnej rodzinie.
Minął rok od tamtego dnia. Nadal mieszkamy razem, ale nasze życie już nigdy nie będzie takie samo. Czasem łapię się na tym, że znów zaczynam mu ufać – kiedy widzę jego troskę o mnie czy drobne gesty czułości. Ale wystarczy jedno spojrzenie na jego telefon albo spóźnienie z pracy i znów czuję ten znajomy ucisk w żołądku.
Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu wybaczyć naprawdę. Wiem tylko jedno: jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto walczyć o miłość mimo bólu? A może czasem trzeba pozwolić sobie odejść? Co Wy byście zrobili na moim miejscu?