Czy miłość przetrwa w cieniu podejrzeń? Historia Krystyny z Warszawy
– Krystyna, nie widzisz, że on coś ukrywa? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na rozświetlone ulice Warszawy, próbując zebrać myśli. W powietrzu czuć było napięcie, które narastało od tygodni.
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam, ale przerwała mi ruchem ręki. – Ja wiem, co mówię. Znam takich ludzi. Najpierw są mili, potem zostawiają cię z niczym.
Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty. Miałam dwadzieścia sześć lat, a czułam się jak dziecko, które znowu musi tłumaczyć się z każdej decyzji. Od rozwodu rodziców minęło już tyle lat, a ja wciąż mieszkałam z mamą w naszym trzypokojowym mieszkaniu w centrum miasta. Ojciec wyjechał do Gdańska i pojawiał się tylko od święta – krótki telefon na Boże Narodzenie, zdawkowe „wesołego alleluja”. Zawsze byłam tą, która zostaje.
Kiedy poznałam Pawła, wydawało mi się, że wreszcie coś się zmieni. Był inny niż wszyscy – ciepły, uważny, potrafił słuchać. Spotkaliśmy się przypadkiem na przystanku tramwajowym, kiedy spóźnił się mój tramwaj do pracy. Zaczęliśmy rozmawiać o książkach, potem o muzyce. Zaproponował kawę. Od tamtej pory widywaliśmy się coraz częściej.
Mama od początku była sceptyczna. – Skąd on się wziął? – pytała. – Czemu nie ma rodziny w Warszawie? Dlaczego nigdy nie zaprosił cię do siebie?
Próbowałam ją uspokoić, tłumaczyłam, że Paweł jest po prostu ostrożny po poprzednich związkach. Ale sama zaczęłam zauważać drobne nieścisłości. Czasem znikał na całe wieczory bez słowa wyjaśnienia. Raz znalazłam w jego kurtce paragon z hotelu pod Warszawą. Kiedy zapytałam, powiedział tylko: – To służbowy wyjazd, Krystyna. Nie rób scen.
Zaczęłam mieć wątpliwości. Czy naprawdę go znam? Czy to możliwe, że mama ma rację?
Pewnego wieczoru wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Mama siedziała przy stole z moją przyjaciółką Magdą i szeptały coś zawzięcie. Kiedy weszłam, umilkły.
– O co chodzi? – zapytałam podejrzliwie.
Magda spojrzała na mnie z troską. – Krystyna… widziałam Pawła w kawiarni na Mokotowie. Był z jakąś kobietą. Wyglądali… blisko.
Serce mi zamarło. – Może to koleżanka z pracy? – próbowałam się bronić.
– Trzymał ją za rękę – dodała cicho Magda.
Wybiegłam z mieszkania, nie słysząc już głosów za plecami. Szłam bez celu przez miasto, aż dotarłam pod blok Pawła. Zadzwoniłam domofonem.
– Krystyna? Co ty tu robisz o tej porze?
– Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.
Wpuścił mnie do środka. W mieszkaniu pachniało kawą i czymś jeszcze – damskimi perfumami? Usiadłam na kanapie.
– Kim była ta kobieta z kawiarni? – zapytałam prosto z mostu.
Paweł pobladł. Przez chwilę milczał, potem spuścił wzrok.
– To… moja siostra – powiedział cicho.
– Twoja siostra? Nigdy o niej nie wspominałeś!
– Nie chciałem cię martwić. Mamy trudną relację…
Nie wierzyłam mu. Wyszłam bez słowa.
Przez kolejne dni unikałam Pawła i wszystkich rozmów o nim. Mama triumfowała w milczeniu; widziałam to w jej spojrzeniu. W pracy byłam rozkojarzona, popełniałam błędy. Magda próbowała mnie pocieszać, ale czułam się coraz bardziej samotna.
Któregoś dnia dostałam wiadomość od Pawła: „Musimy porozmawiać. Proszę.” Spotkaliśmy się w parku Łazienkowskim. Był spięty, zmęczony.
– Krystyna… przepraszam cię za wszystko. Nie byłem szczery. Ta kobieta to nie moja siostra. To była narzeczona mojego brata… On zginął rok temu w wypadku samochodowym. Pomagam jej, bo została sama z dzieckiem i nie radzi sobie finansowo. Nie chciałem cię obciążać moimi problemami.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu. Z jednej strony poczułam ulgę – nie zdradzał mnie. Z drugiej strony bolało mnie to kłamstwo.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież mogłeś mi zaufać…
Paweł spuścił głowę.
– Bałem się, że odejdziesz. Że uznasz mnie za słabego.
Wróciłam do domu późno tego wieczoru. Mama czekała na mnie w kuchni.
– I co? – zapytała chłodno.
– Mamo… on mnie nie zdradzał. Ale okłamał mnie w innej sprawie.
Mama westchnęła ciężko.
– Ludzie zawsze coś ukrywają, Krystyna. Nawet ci najbliżsi.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o ojcu, który uciekł od problemów; o mamie, która nigdy nikomu nie ufa; o sobie – wiecznie rozdartej między lojalnością wobec rodziny a pragnieniem własnego szczęścia.
Następnego dnia zadzwonił ojciec z Gdańska. Jak zwykle rozmowa była krótka i powierzchowna: „Jak tam u was? Wszystko dobrze?”
Chciałam mu powiedzieć o Pawle, o tym jak bardzo boję się zaufać komukolwiek jeszcze raz… ale zabrakło mi odwagi.
Minęły tygodnie zanim zdecydowałam się spotkać z Pawłem ponownie. Tym razem rozmawialiśmy szczerze – o wszystkim: o jego rodzinie, o mojej mamie i jej lękach, o moim ojcu i pustce po nim.
Nie wiem jeszcze, czy potrafię mu wybaczyć kłamstwo. Ale wiem jedno: jeśli chcemy być razem, musimy nauczyć się ufać sobie nawzajem – mimo wszystko.
Czasem patrzę na siebie w lustrze i zastanawiam się: czy potrafię być szczęśliwa bez ciągłego kontrolowania wszystkiego wokół? Czy miłość naprawdę może przetrwać w cieniu podejrzeń?