Cisza w szpitalnej sali: O tym, jak wychowanie wpływa na samotność rodziców

— Tadeusz, przyjedziesz dziś? — głos Jadwigi drżał, gdy po raz kolejny wybierała numer syna. Po drugiej stronie słyszała tylko krótkie: — Mamo, nie mogę, mam dużo pracy. Oddzwonię później. — i ciszę, która bolała bardziej niż ból po wylewie.

Leżała na szpitalnym łóżku, patrząc przez okno na szare niebo Poznania. Miała 70 lat i pierwszy raz w życiu czuła się tak bardzo sama. Pielęgniarki przechodziły obok niej obojętnie, czasem rzucając krótkie „wszystko w porządku?”, ale nikt nie zatrzymywał się na dłużej. Jadwiga była jedną z tych kobiet, które całe życie poświęciły rodzinie. Gotowała obiady, prasowała koszule, dbała o dom i o to, by Tadeusz miał wszystko, czego potrzebuje. Teraz jej syn nie miał czasu nawet na krótką wizytę.

Pamiętam dzień, kiedy dowiedziałam się o jej wylewie. Zadzwoniła do mnie sąsiadka: — Jadwiga trafiła do szpitala. Podobno było źle. — Pojechałam tam od razu. Zastałam ją bladą, z podkrążonymi oczami i kroplówką w ręce. Uśmiechnęła się do mnie słabo: — Dobrze, że przyszłaś. — Wtedy jeszcze wierzyła, że Tadeusz pojawi się lada moment.

Mijały dni. Jadwiga coraz rzadziej się uśmiechała. — Wiesz, on był zawsze taki zamknięty — powiedziała mi pewnego popołudnia. — Może to moja wina? Może za bardzo go chroniłam? Zawsze chciałam dla niego jak najlepiej…

Wspominała swoje macierzyństwo z nostalgią i bólem. — Kiedy był mały, nie pozwalałam mu biegać po podwórku z innymi dziećmi. Bałam się, że coś mu się stanie. Zawsze musiał wracać do domu na czas, odrabiać lekcje, pomagać w domu. Może przez to nauczył się być sam…

Przypomniałam sobie Tadeusza z dzieciństwa: cichy chłopiec z wiecznie spuszczoną głową. Jadwiga była surowa, ale sprawiedliwa — przynajmniej tak wtedy myślała. Teraz widziała to inaczej.

— Dzwoniłam do niego codziennie przez pierwszy tydzień — mówiła Jadwiga z żalem. — Potem przestałam. Nie chcę być ciężarem.

W szpitalnej sali panowała cisza przerywana tylko odgłosami aparatury i krokami pielęgniarek. Czasem przychodziły inne rodziny — dzieci przynosiły kwiaty, rozmawiały z rodzicami, śmiały się. Jadwiga patrzyła na nich z zazdrością i smutkiem.

Pewnego dnia odwiedził ją brat — Stanisław. Przyniósł jej ulubione ciastka i usiadł przy łóżku.
— Tadzio nie był? — zapytał cicho.
— Nie… Ma dużo pracy.
Stanisław westchnął ciężko:
— Może powinienem z nim porozmawiać? Może nie rozumie, jak bardzo cię potrzebujesz?
Jadwiga pokręciła głową:
— On zawsze był inny. Zamknięty w sobie. Może to ja go takim zrobiłam…

Wieczorem zadzwoniłam do Tadeusza.
— Cześć, tu Anna, przyjaciółka twojej mamy. Wiesz, ona bardzo na ciebie czeka…
Po drugiej stronie usłyszałam zmęczony głos:
— Wiem… Ale ja nie potrafię tam pójść. Nie wiem, co mam powiedzieć.
— Po prostu bądź przy niej. To wystarczy.
Tadeusz milczał długo.
— Moja mama zawsze była silna… Nigdy nie okazywała słabości. Teraz nie wiem, jak mam ją zobaczyć taką bezradną.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem dzieci nie odwiedzają rodziców nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego, że nie potrafią poradzić sobie z ich słabością. Wychowanie uczy nas różnych rzeczy — czasem także tego, jak ukrywać emocje i unikać trudnych rozmów.

Następnego dnia Jadwiga była jeszcze bardziej przygnębiona.
— Myślisz, że on kiedyś przyjdzie? — zapytała mnie cicho.
— Wierzę w to — odpowiedziałam, choć sama miałam wątpliwości.

W szpitalu czas płynął wolno. Jadwiga coraz częściej zamykała oczy i wspominała dawne czasy: pierwsze kroki Tadeusza, jego szkolne sukcesy, wspólne wakacje nad morzem. Wszystko wydawało się takie odległe i nierealne.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę dwóch pielęgniarek:
— Ta starsza pani z trójki… Podobno nikt jej nie odwiedza.
— Smutne to… Ale takich tu jest więcej.

Zastanawiałam się wtedy: ilu jest takich rodziców jak Jadwiga? Ilu z nich leży samotnie w szpitalnych salach, czekając na telefon lub krótką wizytę?

Kilka dni później Tadeusz zadzwonił do mnie:
— Anna… Chyba jednak pojadę do mamy. Boję się… ale muszę spróbować.

Przyszedł do szpitala wieczorem. Jadwiga spała. Usiadł przy jej łóżku i długo patrzył na jej twarz. Kiedy się obudziła, przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
— Mamo… Przepraszam — wyszeptał Tadeusz.
Jadwiga uśmiechnęła się przez łzy:
— Najważniejsze, że jesteś.

Nie wiem, czy ich relacja się naprawi. Nie wiem też, czy Tadeusz będzie teraz częściej odwiedzał matkę. Ale wiem jedno: czasem trzeba przełamać własny strach i dumę, żeby być blisko tych, których kochamy.

Czy to wychowanie sprawia, że oddalamy się od siebie? Czy można naprawić relacje po latach milczenia? Może każdy z nas powinien zadać sobie te pytania zanim będzie za późno.