Cisza po burzy: O tym, jak trudno jest zacząć od nowa

– Mamo, a czemu ty się z nikim nie spotykasz? – zapytał mój syn, kiedy wracaliśmy razem z zakupów. Spojrzał na mnie uważnie, jakby chciał coś więcej niż tylko odpowiedź. Zatkało mnie. To pytanie było jak nieoczekiwany podmuch wiatru, który zrywa z głowy czapkę, zanim zdążysz ją złapać. Mój syn miał dopiero trzynaście lat, ale już zaczynał rozumieć więcej, niż chciałam mu pokazać.

Przez chwilę szukałam słów, które nie zranią ani jego, ani mnie. W głowie miałam tysiące odpowiedzi, ale żadna nie wydawała się właściwa. Przecież nie powiem mu wprost: „Boję się znów czekać na wiadomość, która może nie przyjść”. Boję się tej ciszy po wysłaniu SMS-a, tego uczucia, kiedy patrzysz na ekran telefonu i próbujesz wmówić sobie, że to nic nie znaczy. Że może ktoś jest zajęty, że może zapomniał. Ale przecież dobrze wiem, jak to boli.

– Wiesz, Kuba… – zaczęłam ostrożnie, próbując uśmiechnąć się lekko. – Po prostu teraz skupiam się na nas. Na tobie.

Nie wiem, czy uwierzył. Zamilkł i przez resztę drogi patrzył przez okno tramwaju na szare ulice Warszawy. Ja też patrzyłam – ale w głąb siebie. Przypomniałam sobie tamten dzień sprzed dwóch lat, kiedy Paweł spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zostawił mnie z dzieckiem i stertą niedopowiedzianych żalów. Przez pierwsze tygodnie nie mogłam spać. Każdy dźwięk w nocy wydawał mi się podejrzany. Bałam się własnych myśli.

Moja mama powtarzała: „Musisz być silna dla Kuby”. Ale jak być silną, kiedy wszystko w środku krzyczy? Kiedy boisz się zaufać komukolwiek? Próbowałam wrócić do normalności – praca w biurze rachunkowym, zakupy w Biedronce, rozmowy z sąsiadką na klatce schodowej. Ale czułam się jak aktorka w kiepskim serialu – grałam rolę matki, pracownicy, koleżanki. Tylko wieczorami, kiedy Kuba zasypiał, pozwalałam sobie na płacz.

Przyjaciółki namawiały mnie na randki. „Zasługujesz na szczęście”, mówiła Magda. „Nie możesz całe życie być sama”. Ale ja już raz uwierzyłam komuś na sto procent i zostałam z niczym. Pamiętam ten wieczór, kiedy Paweł napisał: „Nie wrócę dziś do domu”. Myślałam wtedy, że to chwilowe. Że wróci za dzień, dwa. Ale nie wrócił nigdy.

Kuba coraz częściej pytał o ojca. Czasem widywali się w weekendy, ale te spotkania były dla niego trudne. Po każdym powrocie był cichy i zamknięty w sobie. Raz usłyszałam przez drzwi jego pokoju cichy płacz. Nie weszłam – nie wiedziałam, co powiedzieć.

W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Szefowa patrzyła na mnie z troską, ale nie pytała o nic. Wiedziała swoje – plotki w biurze rozchodzą się szybciej niż kawa z ekspresu. Koleżanki szeptały za plecami: „Ona już nigdy nikogo nie znajdzie”.

Czasem wieczorami siadałam przy komputerze i przeglądałam portale randkowe. Wypełniałam profile, wybierałam zdjęcia – ale nigdy nie wysłałam żadnej wiadomości. Bałam się tej gry pozorów, tych pustych rozmów o niczym. Bałam się znów czekać na odpowiedź, która może nigdy nie nadejść.

Pewnego dnia Kuba przyszedł do kuchni i powiedział:
– Mamo, tata ma nową dziewczynę.
Zamarłam z nożem w ręku nad deską do krojenia marchewki.
– Skąd wiesz?
– Byłem u niego w weekend. Przedstawił mi ją.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Chciałam zapytać: „I co czujesz?”, ale bałam się usłyszeć odpowiedź.

Wieczorem Kuba zapytał:
– Czy ty też kiedyś będziesz miała kogoś?
Usiadłam obok niego na łóżku i pogładziłam go po włosach.
– Nie wiem, synku – wyszeptałam. – Może kiedyś…
Ale tak naprawdę nie wierzyłam w to „kiedyś”.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie Magda:
– Idziemy dziś do kina! – oznajmiła tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Nie mam ochoty…
– Przestań! Musisz wyjść do ludzi!
Dałam się namówić. W kinie czułam się nieswojo – wszędzie pary trzymające się za ręce, śmiejące się razem dziewczyny i chłopcy. Ja siedziałam obok Magdy i czułam się jak piąte koło u wozu.
Po filmie poszłyśmy na kawę.
– Musisz spróbować jeszcze raz – powiedziała Magda poważnie. – Nie możesz pozwolić, żeby strach rządził twoim życiem.
Patrzyłam na nią długo i milczałam.

Wróciłam do domu późno. Kuba już spał. Usiadłam przy jego łóżku i patrzyłam na jego spokojną twarz. Przypomniałam sobie swoje dzieciństwo – rodzice zawsze byli razem, nawet jeśli się kłócili. Zazdrościłam mu tej pewności, której ja już nie miałam.

Następnego dnia rano Kuba znów zapytał:
– Mamo… a ty jesteś szczęśliwa?
Zaskoczył mnie tym pytaniem bardziej niż poprzednim.
– Staram się być – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Ale czy naprawdę się starałam? Czy tylko udawałam przed sobą i przed nim?

Wieczorem długo myślałam o tym wszystkim. O strachu przed samotnością i jeszcze większym strachu przed kolejnym rozczarowaniem. O tym, jak bardzo chciałabym znów poczuć motyle w brzuchu – ale boję się nawet spróbować.

Może kiedyś znajdę w sobie odwagę, żeby otworzyć się na nową miłość? Może nauczę się ufać jeszcze raz? Czy warto ryzykować złamane serce dla kilku chwil szczęścia? A może lepiej zostać w tej bezpiecznej ciszy po burzy?

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze razy można zacząć od nowa? I czy naprawdę jestem gotowa zrobić ten pierwszy krok?