Babcia Opiekunka: Dlaczego Moja Mama Woli Dzieci Obcych Niż Wnuki?
– Mamo, czy mogłabyś zostać z Zosią w piątek? Mam ważne spotkanie w pracy, a Michał nie może wziąć wolnego – pytam, choć już czuję w gardle znajome ściśnięcie. Wiem, jaka będzie odpowiedź, ale wciąż próbuję.
Mama nawet nie podnosi wzroku znad robótki na drutach. – Nie mogę, Aniu. Obiecałam już pani Marcie, że zajmę się Antosiem. Wiesz, jak ona polega na mnie.
Cisza w kuchni staje się gęsta jak śmietana. Siedzę naprzeciwko niej, patrzę na jej siwe włosy i ręce, które przez całe życie tuliły cudze dzieci. Moje własne córki znają ją bardziej jako „babcię od świąt” niż kogoś, kto przytuli, gdy boli kolano.
– Ale to twoja wnuczka – mówię cicho, prawie szeptem. – Zosia bardzo za tobą tęskni.
Mama wzdycha ciężko. – Aniu, przecież wiesz, że ja już swoje wychowałam. Teraz chcę mieć trochę spokoju. Poza tym… – urywa i wraca do liczenia oczek.
Wychodzę z kuchni z poczuciem porażki. W korytarzu mijam zdjęcia z mojego dzieciństwa: ja na sankach, ja z pierwszą lalką, mama uśmiechnięta, młoda, obejmuje mnie ramieniem. Czy wtedy też czuła się tak zmęczona? Czy już wtedy byłam dla niej ciężarem?
Wieczorem opowiadam o wszystkim Michałowi. – Może ona po prostu nie umie być babcią? – pyta ostrożnie. – Może łatwiej jej z obcymi dziećmi, bo nie czuje tej odpowiedzialności?
– Ale przecież dla nich robi wszystko! Piecze ciasta, chodzi na spacery, uczy ich piosenek… Dla Zosi i Marysi nie ma czasu nawet na bajkę przed snem.
Michał wzrusza ramionami. – Może powinnaś z nią o tym porozmawiać?
Próbowałam już tyle razy. Zawsze kończy się tak samo: milczeniem albo wymówkami. „Nie mam siły”, „Nie chcę się wtrącać”, „Wy sobie świetnie radzicie”.
Pamiętam dzień, kiedy mama przeszła na emeryturę. Byłam wtedy w ciąży z Marysią i miałam nadzieję, że teraz wreszcie będziemy rodziną jak z obrazka: babcia piekąca szarlotkę, dzieci bawiące się na dywanie, ja z kubkiem herbaty patrząca na ten sielski obrazek. Zamiast tego mama od razu zaczęła szukać pracy jako niania. Najpierw u sąsiadki, potem u znajomych znajomych. Zawsze była gdzieś indziej.
Zosia zapytała kiedyś: – Mamo, dlaczego babcia nie chce ze mną zostać?
Nie umiałam odpowiedzieć.
W święta mama zawsze przynosi prezenty – pięknie zapakowane książeczki, puzzle, czasem ręcznie robione sweterki. Ale kiedy dzieci proszą ją o wspólną zabawę, zawsze ma coś do zrobienia: musi zadzwonić do pani Marty, upiec ciasto dla Antosia, wyjść do apteki po leki dla pani Ireny.
Czasem mam wrażenie, że jestem dla niej tylko kolejnym obowiązkiem na liście rzeczy do załatwienia.
Kiedy byłam mała, mama pracowała w żłobku. Często zostawała po godzinach, bo któreś dziecko płakało albo rodzice się spóźniali. Pamiętam, jak siedziałam sama w domu i czekałam na jej powrót. Tata był wtedy już po rozwodzie i widywałam go tylko w weekendy.
– Mamo, dlaczego nie możesz być trochę więcej dla nas? – zapytałam raz jako nastolatka.
– Bo ktoś musi być dla tych dzieci – odpowiedziała wtedy twardo. – Ich mamy pracują albo są same. Ja przynajmniej mogę im pomóc.
Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie będę najważniejsza.
Teraz historia się powtarza – tylko zamiast mnie są moje córki.
Pewnego dnia postanawiam spróbować jeszcze raz. Umawiam się z mamą na kawę w jej ulubionej cukierni przy rynku.
– Mamo… – zaczynam ostrożnie. – Czy ty naprawdę nie chcesz spędzać czasu z Zosią i Marysią?
Patrzy na mnie długo, jakby ważyła każde słowo.
– Aniu… Ja się boję. Boję się, że coś zrobię źle. Że będziesz miała do mnie pretensje. Że dzieci mnie nie polubią…
Patrzę na nią zdumiona.
– Ale przecież one cię kochają! Tylko chcą cię mieć trochę więcej!
Mama spuszcza wzrok.
– Kiedy pracuję jako niania, to jest proste. Robię to, co trzeba, dostaję podziękowanie i idę do domu. A z rodziną… zawsze jest trudniej. Z tobą nigdy nie było łatwo…
Czuję ukłucie żalu.
– Przepraszam, jeśli byłam trudna… Ale przecież jesteśmy rodziną! Myślałam, że rodzina jest najważniejsza.
Mama milczy długo.
– Może po prostu nie umiem być taką babcią, jakiej oczekujesz…
Wracam do domu z jeszcze większym ciężarem na sercu niż wcześniej. Próbuję tłumaczyć córkom zachowanie babci – wymyślam bajki o magicznych babciach, które mają dużo obowiązków i muszą pomagać całemu światu.
Ale wieczorami płaczę do poduszki ze złości i bezsilności.
Zaczynam rozmawiać o tym z innymi mamami na placu zabaw. Okazuje się, że nie jestem sama – wiele kobiet mówi o podobnych doświadczeniach: babcie bardziej zaangażowane w życie obcych dzieci niż własnych wnuków; dziadkowie uciekający w hobby lub pracę; rodzice zmęczeni oczekiwaniami swoich dzieci i wnuków.
Jedna z koleżanek mówi: – Moja mama też była zawsze bardziej matką dla innych niż dla mnie. Może to jakiś sposób na radzenie sobie ze swoimi emocjami?
Zaczynam czytać o pokoleniu naszych rodziców – o kobietach wychowanych w PRL-u, które musiały być silne i samodzielne; o tym, jak trudno im okazywać bliskość i czułość własnym dzieciom; jak łatwiej im pomagać obcym niż własnej rodzinie.
Ale to wszystko nie koi mojego bólu.
Któregoś dnia Zosia wraca ze szkoły smutna.
– Mamo, dziś pani Marta przyszła po Antosia razem z jego nianią… To była babcia! I ona go tak mocno przytuliła…
Patrzę na moją córkę i czuję łzy pod powiekami.
Wieczorem dzwonię do mamy jeszcze raz.
– Mamo… Czy możesz przyjść jutro na obiad? Po prostu pobyć z nami?
Tym razem zgadza się bez oporu.
Przychodzi punktualnie o trzynastej. Przynosi ciasto drożdżowe i nową książeczkę dla dziewczynek. Siadamy razem przy stole. Zosia pokazuje jej rysunki ze szkoły; Marysia opowiada o swoim ulubionym pluszaku. Mama słucha uważnie, czasem się uśmiecha.
Po obiedzie wychodzimy razem na spacer do parku. Mama trzyma Marysię za rękę; Zosia biegnie przodem zbierać kasztany. Przez chwilę czuję coś na kształt szczęścia – jakbyśmy byli normalną rodziną.
Ale wiem, że to tylko chwila. Następnego dnia mama znów idzie do pracy jako niania dla Antosia.
Wieczorem siedzę sama w kuchni i myślę: czy można nauczyć kogoś bliskości? Czy można pogodzić się z tym, że nigdy nie będziemy rodziną jak z reklamy margaryny?
Może powinnam przestać oczekiwać i zacząć doceniać te małe chwile? A może powinnam walczyć dalej?
Czy ktoś z was też czuje się czasem niewidzialny dla własnej rodziny? Jak sobie z tym radzicie?