Matczyna prawda: Kiedy miłość nie wystarcza
– Znowu dla ciebie nie starczyło ciasta, Lejla – usłyszałam głos teściowej, pani Jadwigi, kiedy podawała deser przy niedzielnym stole. Siedziałam obok mojego męża, Adama, i czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Zosia, siostra Adama, dostała największy kawałek, a jej dzieci już oblizywały palce po dokładce. Ja dostałam tylko pusty talerz i wymuszone: „Może następnym razem.”
Nie pierwszy raz czułam się w tym domu jak powietrze. Od kiedy wyszłam za Adama, wiedziałam, że nie będę córką pani Jadwigi. Ale nie sądziłam, że będę aż tak niewidzialna. Adam zawsze powtarzał: „Nie przejmuj się, mama taka już jest.” Ale ile można tłumaczyć czyjeś zachowanie? Ile razy można udawać, że nie widzi się tej niesprawiedliwości?
Pamiętam pierwszy raz, kiedy poczułam się naprawdę upokorzona. Były święta Bożego Narodzenia. Przy stole siedzieli wszyscy: Zosia z mężem i dziećmi, my z Adamem. Pani Jadwiga wręczała prezenty. Dla Zosi – nowy płaszcz, dla jej dzieci – zabawki i słodycze. Dla mnie? Skarpetki z bazaru i czekolada z promocji. Adam dostał tylko uścisk dłoni.
Po powrocie do domu płakałam w łazience. Adam zapukał do drzwi.
– Lejla, co się dzieje?
– Nie widzisz tego? – wyszeptałam przez łzy. – Twoja mama traktuje mnie jak obcą.
– Przesadzasz – odpowiedział zmęczonym głosem. – Ona po prostu kocha Zosię bardziej, bo to jej córka.
To bolało jeszcze bardziej niż sama niesprawiedliwość. Bo Adam nie chciał widzieć problemu. A ja coraz częściej czułam się samotna nawet przy nim.
Z czasem zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Wymyślałam wymówki: praca, zmęczenie, ból głowy. Ale Adam nalegał:
– Musimy tam chodzić, to rodzina.
Więc szłam. I za każdym razem czułam się coraz mniejsza.
Pewnego dnia, kiedy wróciliśmy od teściowej, Adam był wyraźnie podenerwowany.
– Co znowu ci nie pasuje? – zapytał zirytowany.
– To nie jest normalne! – wybuchłam. – Twoja mama traktuje mnie jak służącą! Nawet nie pyta, co u mnie! Wszystko kręci się wokół Zosi!
Adam wzruszył ramionami.
– Przesadzasz. Po prostu musisz się przyzwyczaić.
Ale ja nie chciałam się przyzwyczajać do bycia gorszą. Zaczęłam rozmawiać z koleżankami z pracy o tym, co dzieje się w moim domu. Jedna z nich powiedziała:
– Lejla, musisz postawić granice. Inaczej nigdy się to nie zmieni.
Zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z panią Jadwigą. Zadzwoniłam do niej i poprosiłam o spotkanie.
Usiadłyśmy w jej kuchni przy herbacie.
– Pani Jadwigo… czuję się czasem pomijana…
Spojrzała na mnie chłodno.
– Lejlo, ja robię wszystko dla moich dzieci. Ty jesteś żoną Adama, ale Zosia to moja córka. To chyba normalne, że ją kocham najbardziej.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wyszłam stamtąd z poczuciem klęski.
Od tego dnia coś we mnie pękło. Przestałam zabiegać o jej względy. Skupiłam się na sobie i na Adamie. Ale między nami też zaczęło być coraz chłodniej. Adam coraz częściej wracał późno z pracy, unikał rozmów o rodzinie.
Któregoś wieczoru usiedliśmy razem w kuchni.
– Adam… czy ty naprawdę nie widzisz tego wszystkiego?
Westchnął ciężko.
– Lejla… Ja po prostu nie chcę wybierać między tobą a mamą.
– Ale ona już wybrała! – krzyknęłam przez łzy. – Wybrała Zosię! A ty pozwalasz jej mnie ranić!
Adam spuścił wzrok.
Zaczęliśmy się oddalać od siebie. Każda kolejna wizyta u teściowej była dla mnie jak kara. Czułam się coraz bardziej samotna i bezsilna.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Zosia.
– Lejla… czy możemy porozmawiać?
Spotkałyśmy się w kawiarni. Była spięta.
– Wiem, że mama cię rani… – zaczęła niepewnie. – Ale ona taka już jest… Ja też czasem mam jej dość.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Ty? Przecież jesteś jej ulubienicą!
Zosia uśmiechnęła się smutno.
– Może i tak… Ale to też ciężar. Muszę być idealna córką, spełniać jej oczekiwania…
Po tej rozmowie poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Zrozumiałam, że każdy w tej rodzinie nosi swój własny ból.
Ale czy to wystarczyło? Czy mogłam dalej żyć w cieniu Zosi? Czy mogłam pogodzić się z tym, że nigdy nie będę dla pani Jadwigi kimś ważnym?
Dziś patrzę na Adama i zastanawiam się: ile jeszcze wytrzyma moja miłość? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Czy może czas zawalczyć o siebie?
Czasem pytam siebie: czy miłość naprawdę wystarczy tam, gdzie brakuje sprawiedliwości i szacunku? A może trzeba nauczyć się kochać siebie bardziej niż tych, którzy nas ranią?