Weekend pod presją: Teściowa, teść i utracony spokój
– Iwona, czy ty naprawdę musisz tak długo spać w sobotę? – głos teściowej przebił się przez drzwi sypialni, zanim jeszcze otworzyłam oczy. Przez chwilę udawałam, że nie słyszę, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. Zawsze znajdzie sposób, żeby mnie obudzić.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek – 7:13. W sobotę. W moim domu. Mój mąż, Tomek, spał jeszcze obok, oddychając spokojnie, jakby nie słyszał tej codziennej wojny o poranek. Przez chwilę miałam ochotę go szturchnąć, żeby przejął pałeczkę, ale wiedziałam, że to ja jestem na celowniku. Zawsze ja.
Wstałam, narzuciłam szlafrok i zeszłam do kuchni. Teściowa już stała przy blacie, z miną pełną dezaprobaty.
– Kawa już zimna – rzuciła, nawet na mnie nie patrząc.
– Zrobię świeżą – odpowiedziałam cicho, próbując ukryć irytację.
Teść siedział przy stole, czytał gazetę i mruczał coś pod nosem o polityce. Przez chwilę miałam ochotę wyjść z domu i nigdy nie wrócić. Ale przecież to mój dom. To ja powinnam czuć się tu swobodnie.
– Iwona, a śniadanie? Tomek zawsze mówił, że lubi jajecznicę w soboty – dodała teściowa z wyrzutem.
– Oczywiście – odpowiedziałam automatycznie. Zaczęłam rozbijać jajka, słuchając narzekań o tym, jak kiedyś wszystko było lepsze, jak jej mama wstawała o piątej i jak kobieta powinna dbać o rodzinę.
W głowie miałam tylko jedno: „Dlaczego nikt nie pyta mnie, czego ja chcę?”
Tomek zszedł na dół dopiero wtedy, gdy śniadanie było już gotowe. Uśmiechnął się do mnie lekko, ale widziałam w jego oczach zmęczenie tą sytuacją. Usiadł obok ojca i zaczął rozmowę o meczu Legii Warszawa. Ja siedziałam naprzeciwko teściowej, która patrzyła na mnie tak, jakby oceniałaby każdy mój ruch.
– Iwona, a może byś poszła po świeże bułki? Te z wczoraj są już twarde – rzuciła nagle.
Zacisnęłam zęby. Chciałam powiedzieć „Nie”, ale słowo ugrzęzło mi w gardle. Wyszłam z domu w piżamie pod płaszczem, czując się jak służąca we własnym życiu.
W piekarni spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.
– Ojej, znowu masz gości? – zapytała ze współczuciem.
– Tak… co tydzień – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
– Trzymaj się, kochana. Ja bym nie wytrzymała – rzuciła na odchodne.
Wróciłam do domu z bułkami i zobaczyłam przez okno, jak teściowa przestawia moje doniczki na parapecie. „Bo lepiej będą rosły po drugiej stronie” – usłyszałam później. Teść rozłożył się na kanapie z pilotem w ręku. Tomek próbował coś tłumaczyć ojcu o nowym samochodzie, ale ten tylko machnął ręką.
Przez cały dzień czułam się jak cień we własnym domu. Sprzątałam po śniadaniu, gotowałam obiad (oczywiście schabowe, bo „Tomek zawsze lubił schabowe”), potem kawa i ciasto (które upiekłam dzień wcześniej). Teściowa komentowała wszystko: za mało soli w ziemniakach, za dużo cukru w cieście, za cicho gra radio.
Wieczorem usiadłam w łazience na zamkniętej klapie sedesu i pozwoliłam sobie na kilka łez. Czułam się wyczerpana psychicznie i fizycznie. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio miałam weekend tylko dla siebie. Kiedy mogłam poleżeć w łóżku do południa albo wyjść na spacer bez poczucia winy.
W niedzielę rano sytuacja się powtórzyła. Teściowa znów była pierwsza na nogach.
– Iwona, a może byś zrobiła rosół? Tomek zawsze mówił…
– Wiem – przerwałam jej ciszej niż zamierzałam. – Zrobię rosół.
Zauważyłam cień zdziwienia na jej twarzy. Może pierwszy raz usłyszała w moim głosie zmęczenie?
Po południu Tomek zaproponował spacer.
– Chodź ze mną do parku – powiedział cicho. – Musimy pogadać.
Szliśmy długo w milczeniu. W końcu nie wytrzymałam:
– Tomek… ja tak dłużej nie mogę. Czuję się jak intruz we własnym domu. Twoi rodzice traktują mnie jak służącą. Ty… ty nic nie mówisz.
Zatrzymał się i spojrzał mi w oczy:
– Wiem. Przepraszam cię za to wszystko. Ale oni są tacy od zawsze… Mama nie umie inaczej. Tata… on nawet nie zauważa problemu.
– Ale ja zauważam! – głos mi się załamał. – Potrzebuję trochę spokoju. Chcę mieć dom dla siebie choć czasem…
Tomek objął mnie ramieniem.
– Porozmawiam z nimi. Obiecuję.
Nie wierzyłam mu do końca, ale chciałam wierzyć choć przez chwilę.
Wieczorem przy kolacji Tomek zebrał się na odwagę:
– Mamo, tato… musimy porozmawiać. Chcielibyśmy mieć czasem weekend tylko dla siebie.
Teściowa spojrzała na mnie z wyrzutem:
– To przez ciebie? Przecież my tylko chcemy pomóc! Tomek zawsze był taki rodzinny…
Teść odłożył widelec:
– Może rzeczywiście przesadzamy…
Cisza zawisła nad stołem jak ciężka zasłona. Czułam się winna i jednocześnie wolna.
Po ich wyjeździe długo siedzieliśmy z Tomkiem w ciszy.
– Dziękuję – powiedziałam cicho.
On tylko uśmiechnął się smutno:
– Mam nadzieję, że to coś zmieni.
Od tamtej pory wizyty teściów stały się rzadsze, choć napięcia nie znikły całkiem. Czasem łapię się na tym, że tęsknię za ich obecnością… ale tylko czasem. Najczęściej cieszę się ciszą i własnym rytmem dnia.
Czy można znaleźć równowagę między oczekiwaniami innych a własnym szczęściem? Czy każda kobieta musi wybierać między sobą a rodziną? Może to pytania bez odpowiedzi…