W cieniu mojego ojca: Moja walka o własne życie

– Znowu się spóźniłaś, Magda! – głos ojca przeszył ciszę kuchni jak ostrze. Stał przy oknie, zaciśnięte pięści wbijał w parapet. – Ile razy mam powtarzać, że obiad jest o piętnastej?

Zamknęłam za sobą drzwi, czując na sobie spojrzenia całej rodziny. Mama odwróciła wzrok, jakby chciała zniknąć. Bartek, mój młodszy brat, siedział przy stole z telefonem w ręku i nawet nie podniósł głowy. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż krzyk.

– Przepraszam, miałam dodatkowe zajęcia – wymamrotałam, zdejmując kurtkę.

Ojciec odwrócił się gwałtownie. – Zajęcia? Znowu te twoje głupoty? Myślisz, że ktoś ci za to zapłaci? Że będziesz malować obrazki i żyć jak królowa?

Zacisnęłam zęby. Nie miałam już siły tłumaczyć, że to nie są „głupoty”, tylko kurs grafiki komputerowej. Że próbuję zbudować coś swojego, choćby małego. Ale dla niego liczyło się tylko jedno: Bartek i jego przyszłość.

– Magda, usiądź – powiedziała cicho mama. – Zjedz chociaż zupę.

Usiadłam naprzeciwko Bartka. Spojrzał na mnie przelotnie i wrócił do telefonu. Ojciec nalał sobie kompotu i spojrzał na mnie z góry.

– Bartek dostał się do technikum informatycznego – oznajmił z dumą. – To jest przyszłość. Ty powinnaś mu pomagać, a nie tracić czas na bzdury.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Ile razy jeszcze usłyszę, że moje życie jest mniej ważne? Że mam być tłem dla sukcesów brata?

Wieczorem leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit. Sufit wciąż ten sam od dzieciństwa – popękany, z plamą po zalaniu sprzed lat. Słyszałam przez ścianę rozmowę rodziców:

– Ona się buntuje, Andrzej. Nie rozumie, że rodzina jest najważniejsza.
– To przez te jej koleżanki ze studiów. W głowie jej się przewraca.

Zacisnęłam pięści pod kołdrą. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy.

Następnego dnia w pracy szefowa poprosiła mnie na rozmowę.

– Magda, jesteś zdolna. Ale musisz być bardziej dyspozycyjna. Mamy nowy projekt, potrzebuję cię po godzinach.

Poczułam ukłucie paniki. Jeśli zostanę dłużej, ojciec znów będzie miał powód do pretensji. Ale jeśli odmówię szefowej – stracę szansę na awans.

– Dam radę – odpowiedziałam cicho.

Wróciłam do domu po dwudziestej drugiej. W kuchni czekał na mnie ojciec.

– Gdzie byłaś?
– W pracy.
– Praca to nie wszystko! Bartek miał dziś ważny sprawdzian z matematyki! Powinnaś mu pomóc!

Poczułam łzy pod powiekami. – On nawet ze mną nie rozmawia…

Ojciec uderzył pięścią w stół. – Bo jesteś egoistką! Wszystko dla siebie! A kto nam pomoże, jak matka zachoruje? Kto zajmie się domem?

Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Po raz pierwszy pomyślałam: muszę uciec. Muszę zacząć żyć dla siebie.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak w matni. Praca, dom, wieczne pretensje. Bartek coraz częściej znikał na całe noce, wracał pijany albo nie wracał wcale. Mama płakała po kątach, ojciec krzyczał coraz głośniej.

Pewnego wieczoru Bartek wrócił pobity. Miał rozciętą wargę i podbite oko.

– Co się stało?! – krzyknęłam.
– Odczep się – syknął i zamknął się w łazience.

Ojciec obwiniał mnie za wszystko.

– Gdybyś była lepszą siostrą…

Nie wytrzymałam.

– Może gdybyś był lepszym ojcem!

Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolało oddychać.

Tamtej nocy spakowałam torbę i wyszłam z domu. Wynajęłam pokój u starszej pani na drugim końcu miasta. Przez pierwsze dni czułam ulgę – nikt nie krzyczał, nikt nie wymagał ode mnie niemożliwego.

Ale potem przyszła samotność. Telefon milczał. Mama przestała dzwonić po tym, jak ojciec zabronił jej kontaktu ze mną. Bartek napisał tylko raz: „Nie wracaj”.

W pracy zaczęłam odnosić sukcesy. Szefowa powierzyła mi własny projekt graficzny dla dużej firmy z Warszawy. Po raz pierwszy poczułam dumę z siebie.

Ale każdej nocy wracały pytania: czy dobrze zrobiłam? Czy wolno mi było zostawić rodzinę?

Po pół roku mama zadzwoniła w środku nocy.

– Magda… tata miał zawał…

Wróciłam do rodzinnego domu jak obca osoba. Ojciec leżał w szpitalu, blady i słaby jak nigdy dotąd. Bartek siedział przy jego łóżku ze spuszczoną głową.

Mama przytuliła mnie bez słowa.

Ojciec spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Zadowolona? Rozwaliłaś rodzinę…

Nie odpowiedziałam. Wyszłam na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko.

Po powrocie do domu mama usiadła ze mną przy stole.

– On cię kocha, tylko nie umie inaczej…
– A ja? Czy ja nie zasługuję na miłość?
– Magda… czasem trzeba wybaczyć…

Nie potrafiłam wybaczyć od razu. Ale zaczęłam rozumieć: nie jestem winna cudzych błędów.

Dziś mieszkam sama. Mam pracę, którą kocham i kilku przyjaciół, którzy są moją nową rodziną. Z mamą widuję się rzadko, ale rozmawiamy coraz szczerzej. Z Bartkiem kontakt urwał się całkiem – wyjechał do Anglii i nie chce wracać.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę musiałam tyle poświęcić? Czy można być szczęśliwym bez zgody rodziny?

A wy? Czy mieliście odwagę zawalczyć o siebie? Czy też baliście się zapytać: czy muszę płacić za cudze błędy?