Słowa, które zmieniły wszystko: Historia Adama z podpoznańskiego miasteczka

Nie spałem tej nocy. Leżałem na kanapie w salonie, patrząc w ciemność, która wydawała się gęstsza niż zwykle. W głowie wciąż brzmiały mi jej słowa: „Adam, musimy porozmawiać. To nie może już dłużej trwać.” Nie chciałem jej obciążać wczoraj, widziałem, jak bardzo jest zmęczona po pracy, jak ledwo trzyma się na nogach. Ale ona nie dała mi wyboru. Jej głos był cichy, lecz stanowczy – taki, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałem u Magdy.

Dziennik, 15 października. W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie wieczorne latarnie rzucają ciepłe światło na wąskie uliczki, moja spokojna dotąd egzystencja nagle legła w gruzach. Nazywam się Adam, mam 35 lat i jestem ojcem dwojga dzieci – Jagody i Michała. Pracuję jako nauczyciel historii w miejscowym liceum. Zawsze myślałem, że wiem, czego chcę od życia: stabilności, spokoju, rodziny. Ale teraz wszystko wydaje się być tylko złudzeniem.

Magda siedziała przy stole w kuchni, bawiąc się obrączką na palcu. „Adam, ja… ja już nie mogę tak żyć. Udawać przed tobą i przed dziećmi.” Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę miałem nadzieję, że chodzi o coś błahego – może o pieniądze, może o jej zmęczenie pracą w przychodni. Ale jej oczy były pełne łez i strachu.

„Co się stało?” zapytałem cicho, starając się nie obudzić dzieci.

„Jest ktoś inny,” wyszeptała. „Od kilku miesięcy… próbowałam to zakończyć, ale nie potrafię.”

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Wszystko we mnie krzyczało: „To niemożliwe! Magda? Moja Magda?” Przez chwilę nie mogłem złapać oddechu. W głowie pojawiły się obrazy z ostatnich miesięcy – jej późne powroty z pracy, nagłe wyjazdy na szkolenia, dziwne wiadomości na telefonie.

„Kto to jest?” zapytałem po dłuższej chwili milczenia.

„Tomek… kolega z pracy.”

Znałem go. Był u nas na grillu w czerwcu. Śmiał się z moich żartów, bawił się z Michałem w piłkę na podwórku. Poczułem obrzydzenie do siebie – jak mogłem być tak ślepy?

Magda płakała cicho. „Przepraszam cię. Próbowałam to zakończyć dla dobra rodziny… ale nie potrafię już udawać.”

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem krzyczeć, rzucać talerzami, wybiec z domu. Ale siedziałem tylko i patrzyłem na nią – kobietę, którą kochałem przez piętnaście lat.

Następnego dnia w pracy nie mogłem się skupić. Uczniowie zadawali pytania o powstanie wielkopolskie, a ja myślami byłem zupełnie gdzie indziej. W przerwie zadzwoniła do mnie mama:

– Adamie, wszystko w porządku? – zapytała z troską.
– Tak, mamo – skłamałem.
– Słyszałam od sąsiadki, że Magda wygląda ostatnio na bardzo przygnębioną…

Zacisnąłem pięści. W małym miasteczku plotki rozchodzą się szybciej niż światło.

Wieczorem próbowałem rozmawiać z Magdą jeszcze raz.

– Co zamierzasz zrobić? – zapytałem.
– Nie wiem… Chcę być szczera wobec siebie i wobec ciebie. Nie chcę cię ranić bardziej niż już to zrobiłam.

Jagoda weszła do kuchni i spojrzała na nas podejrzliwie.
– Mamo, tato… czemu płaczecie?

Magda szybko otarła łzy i przytuliła córkę.
– Nic się nie stało, kochanie. Po prostu rozmawiamy o ważnych sprawach.

Ale dzieci czują więcej niż nam się wydaje. Michał zaczął mieć problemy ze snem. Jagoda przestała rozmawiać ze mną o szkole.

W kolejnych dniach próbowałem znaleźć sens w tym wszystkim. Rozmawiałem z przyjacielem z pracy, Pawłem:
– Może powinieneś dać jej czas? – zaproponował.
– A jeśli wybierze jego? – zapytałem gorzko.
– To wtedy będziesz musiał nauczyć się żyć na nowo.

W domu atmosfera była napięta jak struna. Każdy gest Magdy wydawał mi się podejrzany. Każda wiadomość na jej telefonie była dla mnie powodem do niepokoju.

Pewnego wieczoru usiadłem z dziećmi przy stole i powiedziałem:
– Słuchajcie… mama i tata mają teraz trudny czas. Ale bardzo was kochamy i zawsze będziemy przy was.

Jagoda spojrzała na mnie poważnie:
– Czy wy się rozwiedziecie?

Nie potrafiłem odpowiedzieć.

Minęły tygodnie pełne rozmów, łez i milczenia. Magda zdecydowała się wyprowadzić na jakiś czas do swojej siostry do Poznania. Dzieci zostały ze mną. Każdego dnia starałem się być dla nich wsparciem, choć sam ledwo trzymałem się na nogach.

W pracy wszyscy udawali, że nic nie wiedzą, ale czułem ich spojrzenia na plecach. W sklepie sąsiadka szepnęła do drugiej:
– To ten Adam… jego żona go zostawiła…

Czułem się upokorzony i samotny jak nigdy wcześniej.

Po kilku miesiącach Magda wróciła porozmawiać o przyszłości naszej rodziny.
– Adamie… przepraszam za wszystko. Nie wiem jeszcze, co dalej… ale chcę być uczciwa wobec siebie i wobec ciebie.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. Wiedziałem już wtedy, że nic nie będzie takie jak dawniej.

Czasami zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? A może lepiej pozwolić odejść temu, co już dawno przestało istnieć? Może ktoś z was zna odpowiedź…